Sprawa ujrzała światło dzienne na początku czerwca 2022 roku, ale jeszcze nie doczekała się zakończenia. Uczniowie jednej z pierwszych klas II Liceum Ogólnokształcącego w Lublinie wrócili wtedy z trzydniowej wycieczki do Krakowa i Zakopanego. Nauczycielka języka angielskiego, Ewa Leonowicz, spytała ich podczas lekcji, jak było. Dowiedziała się, że wycieczka "była koszmarem". "Nauczyciele pytali, dlaczego dziewczyny wchodzą we dwójkę do łazienki, dlaczego nie noszą staników. Wychowawczyni twierdziła, że to egoistyczne zachowanie, bo nastoletni chłopcy przechodzą burzę hormonalną. Jeden z opiekunów miał wchodzić do pokojów uczennic bez pytania, nawet o godzinie 2 w nocy. Dziewczyny ze strachu przebierały się pod kołdrą" - czytamy na łamach lublin.wyborcza.pl.
Nauczycielka poleciła swoim uczniom porozmawiać na ten temat z rodzicami. Sama opublikowała na Facebooku post, w którym wyraziła swój sprzeciw wobec takich zachowań. Napisała m.in.: "Dziewczyno, niezależnie od tego czy masz 15, czy 90 lat, duże, czy małe piersi, tylko ty decydujesz, czy nosisz stanik, czy nie. Wymuszanie na kimkolwiek noszenia, lub przeciwnie, zdejmowania bielizny wbrew jego woli, działa opresyjnie i przekracza granice ludzkiej prywatności i intymności".
Za swój wpis Ewa Leonowicz trafiła na dywanik dyrektorki, Małgorzaty Klimczak. Przyszli też opiekunowie z wycieczki i wychowawczyni ze wspomnianej klasy. Uznali, że wpis jest obraźliwy, szkaluje ich, a uczniowie kłamią. Między pedagogami doszło ponoć do wymiany zdań, która dodatkowo zaogniła całą sytuację. "W pewnym momencie jeden z nauczycieli powiedział do mnie: 'To może i ty przestań nosić biustonosz'. Byłam ubrana w jakiś top i marynarkę i odpowiedziałam: 'Dziś nie mam biustonosza i masz z tym problem?', na co on: 'Świetnie, to może jutro przyjdziesz do pracy bez majtek!'" - relacjonowała rozmowę Leonowicz. Nauczycielka stwierdziła, że to przekroczenie granic i brak wzajemnego szacunku. Oburzona jednak miała nie doczekać się interwencji przełożonej. "Domagałam się reakcji dyrektorki, jako pracodawcy i świadka tego przemocowego zachowania. Spytałam, czy uważa takie uwagi za stosowne i co zamierza zrobić. Nie zareagowała" - cytuje ją lublin.wyborcza.pl.
Cała sprawa prawdopodobnie na tym by się zakończyła, gdyby nie fakt, że jesienią 2022 roku, przed gmachem liceum pojawili się przedstawiciele Fundacji Życie i Rodzina Kai Godek. Protestowali przeciwko "genderowaniu" uczniów. Na radzie pedagogicznej dyrektorka stwierdziła, że to wina nauczycieli, którzy w zapowiedzieli w radiu TOK FM, że będą w kontakcie z transpłciowymi podopiecznymi zwracać się do nich imionami, jakich tamci sobie życzą. Wśród tych nauczycieli była Ewa Leonowicz. Dyrektorka poruszyła też sprawę "afery stanikowej". - To było "grillowanie" mnie przy wszystkich - wspomina Leonowicz. Pedagożka musiała szukać pomocy u psychiatry. Dostała zwolnienie, z którego już do szkoły nie wróciła.
Ewa Leonowicz doszła do wniosku, że nie może tak zostawić całej tej sprawy. Złożyła pozew do sądu. Domaga się ochrony dóbr osobistych i odszkodowania w wysokości 34 tys. zł z tytułu dyskryminacji i nierównego traktowania. Byłej nauczycielce zależy przede wszystkim na przeprosinach od dyrektorki, która nie podjęła działań, przez co naraziła pedagożkę na te nieprzyjemności i problemy.
"Przemoc uwielbia ciszę i zamiatanie pod dywan. Milcząc, stajesz się jej sprzymierzeńcem i dajesz zgodę na bycie bezwolnym narzędziem w rękach agresora, bo zło dzieje się wtedy, kiedy to dobrzy ludzie milczą w obliczu krzywdy. Swojej lub kogoś obok. Przede mną ostatnia długa prosta. Nie ja to wszystko zaczęłam, ale zakończę zgodnie z prawem i na moich zasadach. Niezależnie od wyniku" - napisała na swoim koncie na Facebooku Leonowicz.