"Zamarzył mi się domek na wsi, to mam. Pół dnia spędzam w aucie, wożąc dzieci do szkoły i na zajęcia"

Wiele osób marzy o domku na wsi. Wyprowadzka za miasto wiąże się jednak często z różnymi wyrzeczeniami. - Mieszkam w pięknym miejscu, ale niestety nic tu nie ma i prawie codziennie muszę wozić dzieci do miasta na zajęcia dodatkowe. Trochę mnie to wkurza, ale nic nie poradzę - mówi Ula.

Ula wychowywała się na wsi, jej mąż również. Dlatego po ślubie wspólnie podjęli decyzję, że wybudują dom pod miastem. Wtedy nie mieli jeszcze dzieci, więc ten pomysł wydawał im się doskonały. Problemy pojawiły się z czasem. 

Po urodzeniu dzieci musiałam zrezygnować z pracy. Żłobka nie było, przedszkole daleko. Ustaliliśmy z mężem, że odchowam dzieciaki, a potem się zobaczy. Jeśli ktoś mi jednak mówi, że 'siedzę w domu i nic nie robię', to nóż mi się w kieszeni otwiera. Jak dzieci podrosły, to często wożę je do miasta do szkoły, bo autobus jeździ jeden na godzinę. Dzieciaki trzeba zawieźć na angielski, piłkę, tańce i inne zajęcia. 

- opowiada mi Beata. - Czy dziś bym się zdecydowała na mieszkanie na wsi? Z biegiem lat sytuacja się poprawia, nawet małe miejscowości są lepiej skomunikowane. Pewnie tak, ale w sumie nie wiem, bo nigdy w mieście nie mieszkałam. Kiedyś mąż mi powiedział, że on nie wie, czy umiałby mieszkać w małym mieszkaniu, bez podwórka, bo zawsze miał duży dom, ogród itp. Co bym radziła osobom, które chcą zamieszkać na wsi? Żeby kupiły dwa samochody, bo bez tego na pewno będzie im trudno - dodaje.

Zobacz wideo Kiedy dziecko zaczyna mówić? Logopedka: Na prawdziwe \'mama\' trzeba poczekać

Nie wszyscy narzekają. "Było wiadomo, z czym to się wiąże"

Temat mieszkania za miastem wydał mi się na tyle interesujący, że postanowiłam zapytać kilku swoich znajomych, którzy zdecydowali się na przeprowadzkę, czy są momenty, że tego żałują. Muszę przyznać, iż odpowiedzi były bardzo podzielone.

Wybudowaliśmy dom pod miastem, piękna okolica, lasy. Możemy chodzić na spacery, jeździć  rowerami i odpoczywać ile wlezie. Nie oszukujmy się, w mieście ciągle coś się dzieje, jest głośno, zupełnie inaczej, a tu jakby czas zwolnił. Mieszkamy 15 km od Białegostoku. Ma to swoje minusy, bo dzieci trzeba wozić, ale plusów jest zdecydowanie więcej

- mówi Wiktoria, mama ośmioletniej  Klary i pięcioletniego Tymona. - Poza tym nie oszukujmy się, byliśmy świadomi, że wyprowadzając się z miasta, będziemy więcej czasu spędzać za kółkiem. Nie rozumiem więc teraz takiego narzekania, serio. Bądźmy szczerzy, osoba w kawalerce ma raptem zacząć współczuć matce, która mieszka z reguły w dużym domu pod miastem, tylko dlatego, że dzieci wozi? Dla mnie to całe narzekanie jest dziwne - dodaje.

Dziecko na wsi
Dziecko na wsi Shutterstock, autor: PeopleImages.com - Yuri A

Z kolei Dariusz, tata dziesięcioletniego Antka, przyznaje, że zastanowiłby się na przeprowadzką na wieś, gdyby wiedział, jak dużo czasu będzie spędzał w mieście i na dowożeniu żony i syna do miasta. - Po pracy wpadam na chwilę na obiad i zaraz wiozę syna na trening albo angielski. Żona nie ma prawka, więc też nie zawsze chce się tłuc autobusami, często muszę ją gdzieś zawieźć, zaczekać. W sumie nawet na duże zakupy jeździmy do marketów do miasta. Wychodzi na to, że w domu głównie śpię. Weekendy są super, bo wiadomo, na wiosce fajnie, ale w tygodniu wygodniej jednak byłoby nam, a przynajmniej mi, mieszkać w mieście - wyjaśnia. 

Jedna z moich rozmówczyń stwierdziła, że "ludziom się nigdy nie dogodzi". - To takie banalne. Wszystko ma wady i zalety. Są ludzie, którzy mieszkając w mieście, będą marzyć o wsi i odwrotnie. Dojazdy są utrudnieniem, ale jak zaczniemy szukać minusów, to zawsze je znajdziemy. To takie "typowo polskie", większość z nas nie potrafi się cieszyć tym, co ma - mówi Iza, która wychowywała się na wsi, jednak z powodu pracy musiała się przenieść do miasta. Zapowiada jednak, że jeśli będzie miała fundusze, to z pewnością wróci w rodzinne strony "i żadne wożenie dzieci nie będzie dla niej przeszkodą". 

Wykluczenie komunikacyjne - duży problem małych miejscowości 

Mimo XXI wieku do wielu małych miejscowości nadal nie dojeżdża autobus, albo jeżdżą maksymalnie dwa dziennie. 16 października w Centrum Prasowym PAP odbyła się debata pt. "Wykluczenie komunikacyjne - jak rozwijać transport publiczny w Polsce".

Czeka nas dużo pracy w zakresie poprawy jakości i dostępu do transportu publicznego dzieci i młodzieży

- stwierdził podczas spotkania Jan Gawroński, Społeczny Zastępca Rzeczniczki Praw Dziecka. 

Z danych UNICEF wynika, że w Polsce aż 14 proc. dzieci i młodzieży jest zagrożonych wykluczeniem transportowym. Okazuje się, że wielu uczniów wybiera szkołę średnią, sugerując się głównie tym, jak będą mogli do niej dotrzeć. Badania wskazują, że 21 proc. z nich wybrałoby inną placówkę, gdyby nie problemy z dojazdem.

Wykluczenie komunikacyjne sprawia, że wielu uczniów nie może dotrzeć np. na zajęcia dodatkowe, koła zainteresowań czy korepetycje. Niespełna 30 proc. dzieci i młodzieży uważa, że gdyby nie kwestia dojazdów, to mieliby lepsze kontakty i relacje z koleżankami oraz kolegami. 

Czy można liczyć, że coś się zmieni? Dane z ostatnich lat niestety nie napawają optymizmem. Niektórzy eksperci sugerują nawet, że problem może się tylko pogłębić. Jak alarmuje UNICEF, w latach 2014-2020 prawie dwukrotnie zmalała liczba tras obsługiwanych przez przewoźników. Jakby tego było mało, gminy zdają się nie reagować na problem. "Transport lokalny (wraz ze szkolnym) był jedną z najczęściej wskazywanych kategorii malejących wydatków w budżetach gmin" - czytamy na stronie organizacji. 

Wolelibyście mieszkać w mieście? A może marzy Wam się domek na wsi, nawet jeśli będzie to się wiązało z długimi i częstymi dojazdami? Dajcie znać w komentarzach i na edziecko@grupagazeta.pl.

Więcej o: