Dziś, 1 października, studenci i pracownicy uczelni właśnie wchodzą w nowy rok akademicki. To szczególnie ważny moment dla absolwentów szkół, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z edukacją wyższą. W tym roku 1,2 mln studentów będzie uczyć się na ponad 350 uczelniach w całej Polsce.
Obecnie studenci mierzą się z wysokimi cenami, które dotyczą wynajmu mieszkań, pokoi w akademikach, jedzenia, a także czesnego na kierunkach płatnych. Choć wielu z nich chciałoby iść do pracy, aby odciążyć rodziców, nie zawsze mają taką możliwość (Zobacz: "Syn musi iść na studia w rodzinnym mieście. Nie stać mnie, by płacić za pokój w Warszawie").
Czy ceny mieszkań i pokoi są za wysokie? Jak się okazuje to niejedyny problem, z którym muszą mierzyć się młodzi ludzie. Wielu z nich narzeka na wszechobecne castingi, przez które bardzo ciężko wynająć im mieszkanie, mimo że są zdecydowani na dane lokum i mają na nie pieniądze.
Do naszej redakcji odezwała się Martyna, która była tegoroczną maturzystką i zdała egzamin dojrzałości na tyle dobrze, aby rekrutować na wymarzone studia. Przeprowadzka do Warszawy i studiowanie stacjonarnej psychologii od zawsze było jej marzeniem, a o swoich planach mówiła rodzicom już od dawna. - Jak powiedziałam, tak zrobiłam. W lipcu dostałam się na psychologię na UKSW. Byłam przeszczęśliwa. Nie chciałam od razu się przeprowadzać do wielkiego miasta i zdecydowałam, że wynajmę coś od 1 października. Zgadałam się z dwoma koleżankami i ustaliłyśmy, że wspólnie się za czymś rozejrzymy. Wiadomo, że razem raźniej - opowiada w rozmowie z eDziecko.pl.
Martyna wraz z koleżankami postanowiła, że zaczną szukać mieszkania na początku września. Myślały, że przez miesiąc uda im się znaleźć wymarzone lokum. Niestety się myliły, bo już po kilku spotkania z potencjalnymi wynajmującymi czar prysł (Zobacz: Rodzice studentów boleśnie odczują wzrost cen najmu. "1500 zł za pokój. To ma być normalne?").
- W pierwszym tygodniu września odwiedziłyśmy chyba pięć mieszkań. W zasadzie każde lokum nam się podobało i za każdym razem mówiłyśmy, że jesteśmy zainteresowane. Wynajmujący dziękowali i odpowiadali, że będą się odzywać. Niestety, ale nikt nie oddzwonił. Nie wiedziałyśmy dlaczego, bo nie robiłyśmy złego wrażenia. Byłyśmy w stanie nawet dać numery telefonów do rodziców, ale mam wrażenie, że nikt nie traktował nas zbyt poważnie - żali się dziewczyna.
Ta farsa trwała trzy tygodnie. Nastolatki odbijały się jak od ściany, bo to, że bardzo chciały wynająć mieszkanie i były w stanie za nie zapłacić, nie wystarczało. Martyna zdradziła, że założyły sobie budżet 1500 zł od osoby. Interesowało ich trzypokojowe mieszkanie z opłatami do 4500 zł. Wiedziały, że to możliwe, bo takich ogłoszeń było mnóstwo. - Zastanawiałyśmy się, co jest z nami nie tak. W końcu po którymś oglądaniu mieszkania zadzwoniłam do wynajmującego i zapytałam, jaka jest odpowiedź. On odpowiedział coś w stylu, że "hola, hola, stop, u mnie jest casting" i poinformował, że zadzwoni do tych osób, które według niego będą najwłaściwsze. Dodał, że martwi się, że my, jako młode osoby, nie zadbamy o jego mieszkanie i przeszkadza mu to, że jedna z nas pali papierosy. Postawiłam oczy! - relacjonuje.
Z relacji Martyny wynika, że ta kwestia tak mocno ją zainteresowała, że później, oglądając mieszkania, sama pytała wynajmujących, czy to casting i starała się jak najlepiej zaprezentować. Zapytaliśmy więc, jak w praktyce wyglądało takie spotkanie. - Dla mnie to było chore, ale może jestem ze wsi i nie rozumiem niektórych zachowań. U mnie było tak, że właściciel mieszkania zapraszał kolejnych lokatorów na przykład w dwudziestominutowych odstępach, a następnie wypytywał o pewne kwestie związane z zatrudnieniem, miejscem stałego pobytu, a nawet o kwestie stricte prywatne (np. o rodziców i opiekunów) - opowiada studentka.
Dziś, w pierwszym dniu roku akademickiego, nasza rozmówczyni jest już szczęśliwą wynajmującą niedużego mieszkania na Saskiej Kępie. O swojej historii mówi z uśmiechem na ustach, jednak jeszcze tydzień temu drżała, że będzie musiała codziennie dojeżdżać ponad dwie godziny do Warszawy na zajęcia. Ma nadzieję, że jej historia będzie przestrogą dla innych.
W Polskim prawie nie ma przepisów, które do castingów, czyli konkursów na najwygodniejszego najemcę organizowanych przez wynajmujących, miałyby zastosowanie bezpośrednie. W sprawie samego trybu zawierania umowy najmu można więc odwoływać się do ogólnych przepisów Kodeksu cywilnego.
Obowiązujące w Polsce przepisy zakazują dyskryminacji dotyczącej dostępu do usług mieszkaniowych, ale ich stosowanie oraz egzekwowanie jest w praktyce dość trudne. Jak podaje portal Infor, temat legalności castingów na najemcę jest w Polsce raczej rzadko analizowany. W celu zrozumienia legalnych aspektów tej praktyki warto odwołać się do ustawy z dnia 3 grudnia 2010 r. o wdrożeniu niektórych przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowania (Dz.U. 2010 nr 254 poz. 1700)
"Ten akt prawny zwany ustawą antydyskryminacyjną wprowadza zakaz nierównego traktowania osób fizycznych ze względu na płeć, rasę, pochodzenie etniczne lub narodowość w zakresie dostępu i warunków korzystania z zabezpieczenia społecznego, usług, w tym usług mieszkaniowych, rzeczy oraz nabywania praw lub energii, jeżeli są one oferowane publicznie" - wyjaśnia Magdalena Markiewicz, ekspertKA portalu NieruchomosciSzybko.pl.
A wy, drodzy internauci, co myślicie o takich castingach?