Szacuje się, że co drugie dziecko do 6. roku życia potrafi już korzystać z telefonu i robi to regularnie. Jak podaje portal klinika-lmc.pl nawet 40 proc. uczniów i studentów jest uzależnionych od smartfonów. To bardzo niebezpieczne i niepokojące zjawisko. Także nauczyciele dostrzegają problem. Czy jednak szkoły są w stanie w jakikolwiek sposób temu przeciwdziałać?
Od dawna słychać głosy nauczycieli, którzy skarżą się, że uczniowie korzystają ze smartfonów na lekcjach. I chociaż przyznają, że te urządzenia mogą być pomocne, to kluczowe jest, by umiejętnie z nich korzystać.
W szkole od lat trwa walka z komórkami. O dziwo najbardziej walczą o nie nie dzieci, lecz ich rodzice. Mówią, że "w komórkach mają internet, okna świat, na wiedzę, mogą sprawdzić ważne informacje". Albo, że "dzwonią do rodziców, aby dostać emocjonalne wsparcie", że "telefon to gwarant bezpieczeństwa". Nie będę komentować ich argumentów, mają swoje racje, z perspektywy nauczycielskiej mamy swoje.
- opowiada pani Alina, nauczycielka z warszawskiej podstawówki. - Nie przeszkadza mi, jeśli telefon jest w plecaku. Sama wykorzystuje go podczas lekcji. Czasem proszę o wyciągnięcie komórek i sprawdzenie w internecie, jakiejś informacji, podpowiadam, jak znaleźć wiarygodne źródło itp. Przeszkadza - nie tylko mi zresztą - gdy komórka leży na ławce lub uczeń ma ją w kieszeni. Widzę, jak co chwila je sprawdzają - mówią, "że czekają na ważną wiadomość od mamy".
Innym tłumaczeniem uczniów jest to, że "sprawdzają godzinę". Aby umożliwić to dzieciom, bez konieczności ciągłego zerkania na telefon, w klasach zawisły zegary (ze wskazówkami).
Uczniowie powiedzieli wtedy, że nie umieją przeczytać godziny z takiego zegarka ze wskazówkami, więc i tak muszą mieć komórki
Nauczyciele przyznają też, że telefony bardzo źle wpływają na koncentrację uczniów i szybko ich uzależniają. W ich ocenie jest to bardzo niepokojące. - Mam wrażenie, że niektórzy moi uczniowie nie potrafią funkcjonować bez smartfona. Zamiast powiedzieć coś koledze, wolą napisać mu SMS-a, to straszne. Na przerwach wszyscy siedzą z nosami w ekranach, mało kto ze sobą rozmawia, no, chyba że na komunikatorze. Wiem, że nie uciekniemy przed nowymi technologiami, niemniej mnie to martwi i smuci. Ja zakazuję używania telefonów na lekcjach i nie mam oporu, by obniżać uczniom oceny, jeśli się nie słuchają. Niestety w moim przypadku upominania nie pomogły - opowiada Renata, która uczy w jednej z białostockich szkół średnich. Dodaje też, że widzi, jak uczniom często ciężko się skupić, ponieważ "kombinują, jak wyciągnąć komórkę".
Nauczyciel zgodnie z prawem nie może zabrać uczniowi telefonu. Jak czytamy w Biuletynie Informacji Publicznej Rzecznika Praw Obywatelskich może on jedynie "nakazać wyłączenie urządzenia lub umieszczenie go w widocznym miejscu na czas trwania lekcji. Szkoła nie ma jednak uprawnień do rekwirowania przedmiotów należących do uczniów". Zabranie komórki mogłoby być uznane za nadmierne ingerowanie w prawo własności, które przysługuje obywatelom, w tym również uczniom. Jak wynika z art. 64 ust. 3 Konstytucji Rzeczypospolitej, własność może być ograniczona jedynie na drodze ustawy i nie może naruszać prawa własności.
Wielu rodziców przyznaje, że kupują swoim dzieciom telefony przede wszystkim, by móc się z nimi kontaktować w ważnych sprawach. Moja znajoma przyznała, że jej syn dostał telefon dopiero w trzeciej klasie. Był jednym z nielicznych, którzy w tym wieku nie mieli komórki". Niektóre dzieci mają smatfony już od pierwszej podstawówki"
Syn dostał telefon na komunię w trzeciej klasie. Teraz jest w czwartej i zabiera go ze sobą do szkoły. Pozwalam mu na to, bo dzięki temu mogę do niego zadzwonić np. żeby powiedzieć, że się po niego spóźnię albo o czymś przypomnieć. Uczulam go, że nie wolno wyciągać komórki na lekcjach, wierzę, że tego nie robi. Pewności nie mam.
- mówi mi Weronika. - Na zebraniu padł pomysł, żeby dzieciaki wkładały przed lekcjami telefony do koszyczka i wychodząc z klasy, zabierały je. Wychowawczyni to się nie spodobało, powiedziała, że nie chce odpowiadać za komórki, które np. się porysują itp. Zapowiedziała, że za używanie komórek będzie wstawiać uwagi i to rodzice mają obowiązek wyjaśnić dzieciom, iż telefony na lekcjach są w plecakach. I to wyciszone - dodaje.
Z kolei Ula jest całkowitą przeciwniczką telefonów w szkołach. - Mój syn chodzi do piątej klasy. Ma smartwatcha, więc jak będzie coś pilnego, to skontaktuje się z nim w ten sposób. Ma też telefon, ale rano zostawia go na swoim biurku. W szkole powinien się uczyć, bawić i nawiązywać przyjaźnie, a nie siedzieć z nosem w komórce. Czasem się buntuje, bo mówi, że wszyscy noszą, ale uczę go, że nie musi robić wszystkiego, co inni, szczególnie jeśli to jest złe - wyjaśnia.
W Polsce na razie nie ma odgórnego zakazu używania smartfonów. W ubiegłym roku wprowadzenie tego sugerowała Rada Młodzieży przy MEN. O zmiany od jakiegoś czasu apeluje również Instytut Spraw Obywatelskich. Szczególnie że w niektórych państwach już je zastosowano.
Są kraje, które dostrzegając to zjawisko, wprowadziły zakazy korzystania ze smartfonów w szkołach i placówkach oświatowych - zdecydowały się na to Francja, Hiszpania, Szwecja. Wkrótce dołączyć ma do nich również Holandia. W Polsce taka dyskusja trwa już od roku (...) Niektóre szkoły już decydują się na wprowadzenie odpowiednich zapisów do statutu - ostatnio zrobiła to jedna z wrocławskich szkół. Jej nauczyciele podkreślają, że uczniowie dzięki temu więcej ze sobą rozmawiają i nie mają tak dużych problemów z koncentracją.
- czytamy na portalu prawo.pl. Nauczyciele placówki, która zdecydowała się na ograniczenie telefonów, mają być z tego bardzo zadowoleni. Dzięki temu dzieci mają ze sobą więcej rozmawiać i nie mają tylu problemów z koncentracją.
Zdaniem niektórych ekspertów, to szkoły powinny podejmować decyzję o tym, czy dzieci mogą korzystać z telefonów, czy nie. Uważają, że przecież nauczyciele i pracownicy tych placówek najlepiej znają uczniów i wiedzą, czy istnieje w ogóle możliwość ograniczenia smartfonów. Zwracają uwagę, że całkowity zakaz jest dość ryzykowny, szczególnie w czasach, gdy wszyscy i wszędzie sięgają po komórki. - Wprowadzenie takich zasad czy ich zmiana powinny być pozostawione dyskusji i decyzji tych społeczności, bez ingerencji czy sugestii ze strony państwa - uważa Maciej Sokołowski, radca prawny w rozmowie z redaktorem prawo.pl.