Choć wydaje się, że wycieczki szkolne organizuje się, tylko aby zapełnić program szkolny, to nie do końca tak jest. Wycieczki naprawdę są ważne. Podczas jednodniowej czy dłuższego wyjazdu z klasą młodzi ludzie mogą wyjść poza mury szkoły i odkryć nowe miejsca, a przy tym zdobyć praktyczne umiejętności i rozwijać swoje zainteresowania. Takie wyjazdy mają charakter edukacyjny, ale i integracyjny. Nie bez powodu mówi się, że podróże kształcą. Podczas wycieczki szkolnej dzieci mogą poznać nowy region czy miasto, zagłębić się w historię oraz obyczaje. Olbrzymim plusem jest to, że uczniowie zapamiętują znacznie więcej wiadomości podczas zwiedzania niż na lekcji.
Miejsce najczęściej wybiera nauczyciel w porozumieniu z uczniami. Często też narzuca propozycje, o których dyskutuje wraz z rodzicami na zebraniach szkolnych. Ci mogą też zaprotestować i nie zgodzić się na wyjazd w jakieś miejsce. Taką sytuację opisała nam nasza czytelniczka, która jest mamą 10-letniej dziewczynki uczęszczającej do szkoły podstawowej. Jak wspomina, rodzice nie spodziewali się aż tak odważnych propozycji od nauczycielki na wycieczki szkolne.
"Niedawno przeczytałam wasz artykuł o nauczycielce, która chciała jechać ze swoimi wychowankami na wycieczkę do Dubaju. Na początku roześmiałam się, bo sam list wydawał się wprost absurdalny, jednak po dłuższej chwili pomyślałam, że to naprawdę może być prawda. Takie pomysły nauczycieli to chleb powszedni, szczególnie tych młodych, którzy nie przepracowali w szkole nawet kilka lat, a myślą, że rodzice zasponsorują im wyjazd. Zresztą na poparcie tych słów mam przykład sprzed roku.
Kiedy moja córka poszła do czwartej klasy szkoły podstawowej, to uczniów przejęła nowa wychowawczyni, która miała zaledwie 27 lat, czyli była świeżo po skończonych studiach pedagogicznych. Na pierwszy rzut oka wydawała się naprawdę w porządku, jednak nam rodzicom zaszła za skórę już na pierwszej wywiadówce organizacyjnej. Była bardzo zaborcza i zamiast pytać, to tylko proponowała i w sumie od razu ustalała.
Nagle zeszło na temat wycieczek szkolnych, a podane przez nauczycielkę lokalizacje były wręcz niepoważne. Pomyśleliśmy z innymi rodzicami, że nauczycielka robi uczniom wymyślne wycieczki, bo sama chce świat zwiedzić. Przecież to czysty egoizm!
Zaproponowała przez cały rok szkolny aż piętnaście wycieczek, czyli praktycznie dwie w miesiącu. Do tego dwa dłuższe wyjazdy - do Paryża i do Czech. Muszę przyznać, że nam się to nie spodobało, ale nikt nie miał tyle odwagi, aby protestować. Oczywiście kiedy młoda pedagożka przedstawiła swoje pomysły dyrektorce, to ta ich nie zaakceptowała i tyle nasze dzieci widziały wycieczki. Kilka się odbyło, ale jedynie do Ciechocinka i Łodzi. Dziś się śmieję z tej sytuacji, ale wtedy nie było mi do śmiechu i łapałam się za portfel". Agata.
Jak podaje serwis Portal Samorzadowy.pl, wycieczka szkolna jest w zasadzie podróżą służbową, zwłaszcza gdy jest to wyjazd do innej miejscowości i na kilka dni. Jednak taka wycieczka musi spełniać następujące warunki:
W takiej sytuacji szkoła powinna wydać nauczycielowi polecenie wyjazdu służbowego, przy czym nie jest nim zatwierdzenie karty wycieczki - to po prostu jedynie wydanie na nią zgody. Placówka powinna też pokryć koszty takiego wyjazdu, ale zgodnie z zapisem w rozporządzeniu Ministra Edukacji Narodowej i Sportu w sprawie warunków i sposobu organizowania przez publiczne przedszkola, szkoły i placówki krajoznawstwa i turystyki po prostu nie ma prawa tego zrobić ze środków z budżetu przeznaczonych na delegacje. Środki czerpie się z pieniędzy pozabudżetowych.