Rzeczywistość młodzieży dorastającej obecnie nie przypomina tej, w której wychowywały się dzieciaki urodzone w latach 90. Telewizyjne programy rozrywkowe i kolorową prasę zastąpił internet, a nie sposób znaleźć nastolatka, który nie miałby smartfona i profilu w mediach społecznościowych. Nowe realia niosą ze sobą duże możliwości, ale też niemałe problemy. Porozmawiałam o nich z psycholożką i seksuolożką Patrycją Wonatowską, zaangażowaną w akcję #hejtoutlovein.
Technologia idzie do przodu, nauka ciągle się rozwija, a edukacji seksualnej w polskich szkołach jak nie było, tak nie ma. Wielu wciąż ją demonizuje i w swoich wyobrażeniach spłyca do nauki o seksie. "Ten przedmiot jest ważny i w mojej opinii powinien być obowiązkowy przede wszystkim dlatego, że edukacja seksualna to nie tylko, jak niestety jeszcze często się wydaje, nauka o pozycjach seksualnych, ale przede wszystkim uczy o tym, czym w ogóle seksualność jest, co oznacza być istotą seksualną, czy każda osoba musi podejmować kontakty seksualne, co w przypadku, kiedy nie mam ochoty na aktywność, w jaki sposób mam to wyrazić, w jaki sposób komunikować się z innymi osobami" - tłumaczy ekspertka.
Fakt, że takiego przedmiotu nie ma, nie oznacza jednak, że nastolatki tracą zainteresowanie seksem. Kiedy w szkole nie dostają odpowiedzi na nurtujące ich pytania, a w domu nie mają z kim poruszyć tego tematu, zaczynają szukać informacji w sieci. Patrycja Wonatowska podkreśla, że podstawowym źródłem wiedzy o seksie dla młodego człowieka są grono rówieśnicze oraz wspomniany internet. "Co prawda coraz więcej rodziców jest przygotowanych do tego, by na ten temat rozmawiać. Zdobywa też wiedzę w tym zakresie. Z perspektywy młodego człowieka może być to jednak po prostu niekomfortowe, żeby w sposób otwarty rozmawiać z rodzicami na temat seksualności" - podkreśla. Młodzież często woli szukać odpowiedzi na nurtujące ich pytania w sieci. Chociaż faktycznie, można tam znaleźć wiele wartościowych materiałów, bardzo łatwo trafić też na treści nieprzeznaczone dla osób nieletnich.
Badanie Badania Instytutu Profilaktyki Zintegrowanej pokazało, że w ciągu ostatnich 30 dni kontakt z pornografią miało blisko 60 proc. ankietowanych chłopców i ponad 24 proc. dziewcząt w grupie wiekowej 14-16 lat. Absolutnie nie są to jednak źródła, z których młody człowiek powinien czerpać wiedzę. "Pornografia nigdy nie była materiałem edukacyjnym. Wczesne zetknięcie się z takimi treściami może mieć wiele konsekwencji. Jedną z nich jest ekspozycja na treści, na które dziecko nie jest przygotowane. Może to powodować nie tylko strach i lęk, ale także przerażenie, czym ten seks tak właściwie jest i jak on wygląda" - tłumaczy seksuolożka.
Od zawsze inspiracją dla nastolatków byli ich idole. Kiedyś głównie muzycy i aktorzy, teraz do tego grona dołączyli influencerzy. Wielu z nich zaczynało od treści dla młodzieży, zabawnych filmików, pranków, nagrań makijaży i prezentowania zawartości torebek. Są jednak tacy, którzy z rozwojem kariery, postanowili postawić na promocje profilu na portalu dla dorosłych. W sieci natrafiłam na wpisy nastolatek, komentujących to zjawisko. Niektóre to krytykowały, ale nie wszystkie miały takie podejście. "W ciągu miesiąca wrzuciła do sieci kilka zdjęć bez stanika i zarobiła na mieszkanie. Moi rodzice wciąż spłacają kredyt" - czytałam komentarz na jednym z portali.
Patrycja Wonatowska zwraca uwagę na fakt, że osoby publiczne mają ogromne zasięgi i powinny pamiętać, że swoim działaniem mogą wpłynąć na młodych ludzi. "To naturalne, że część osób nastoletnich będzie sprawdzać różne opcje, sposoby życia, to, co może im odpowiadać i pasować. Status, pozycja są dla ludzi jakimś wyznacznikiem, a czasem stają się celem życia. Jeżeli młodzi ludzie widzą, jak rodzice ciężko pracują, a przed ekranem mają osobę, która żyje zupełnie innym życiem nie nazywając tego pracą, to wybór dla części z nich wydaje się niemal oczywisty. Jednak nie szłabym w skrajności. Zakazywanie oglądania swojego idola może być odebrane jako niezrozumienie. Dlatego znowu wracam do rozmowy. Warto zadać dziecku, osobie nastoletniej pytania - co jest dla niej takiego atrakcyjnego? Jakie ma na ten temat wyobrażenie?" - radzi Patrycja Wonatowska.
Okazuje się jednak, że nie wszyscy rodzice są świadomi tego, kogo ich dziecko ogląda w sieci i jakie treści publikuje w mediach społecznościowych. Seksuolożka w swojej pracy często spotyka się z rodzicami, którzy mówią - "Wszystko jest w porządku, moje dziecko tak dobrze obsługuje internet. Jest mądre, więc wie czego robić nie warto". Ostrzega przed takim podejściem, bo bywa niebezpieczne. "Tu ważne jest regularne dowiadywanie się co w świecie dziecka, osoby nastoletniej słychać. Nie chodzi o przeszukiwanie i śledzenie wszystkich treści zamieszczanych w internecie przez dziecko. Chodzi znowu o rozmowę. I tak, niestety, często jeszcze rodzice nie wiedzą, co dziecko robi w internecie, nie zakładają blokad rodzicielskich, bo ‘przecież ufają’. A tu nie o zaufanie chodzi tylko o bycie osobą dorosłą w tym kontakcie, czyli taką, która wie, że trzeba rozmawiać i warto młodsze dzieci chronić" - podkreśla.
Rodzice często nie wiedzą, jak zareagować, kiedy jednak zobaczą, że dziecko opublikuje (w ich opinii) niestosowne treści. Bywa, że odruchowo reagują złością i zaczynają się unosić, jednak nie tędy droga. "W takiej sytuacji warto zapytać o motywację, skąd taki pomysł, co jest takiego ważnego, że dziecko chce opublikować takie treści. Warto też wypowiedzieć swoją obawę, co pojawia się w osobie dorosłej, co to jej robi. Dialog może pokazać inną perspektywę, inny punkt widzenia. Pomoże też w zrozumieniu, w jakim momencie swojego życia znajduje się dziecko. Znowu, nie ma nic złego w tym, że chcemy przynależeć do jakiejś grupy, społeczności szkolnej czy pozaszkolnej i ta motywacja, spojrzenie młodego człowieka mogą pomóc we wspólnym poszukiwaniu zachowując bezpieczeństwo" - twierdzi Patrycja Wonatowska.
Czasem mamy jednak do czynienia z odwrotną sytuacją. Media społecznościowe potrafią kusić także dorosłych, którzy chętnie wypowiadają się na grupach, nagrywają filmiki i publikują zdjęcia. Sama byłam świadkiem rozmowy grupki uczniów w autobusie. "A widziałeś, że mama Michała na filmikach tańczy w kabaretkach? Ludzie w komentarzach porównują ją do kocicy. Ale wstyd. Nie chciałbym, żeby moja matka robiła coś podobnego" - mówił jeden z chłopców. W takiej sytuacji nasuwa się pytanie, czy dziecko może zwrócić uwagę rodzicowi. "Niestety, nadal zdarza się, że relacja rodzic-dziecko jest niesymetryczna, hierarchiczna. Ja mogę - ty nie, bo jesteś dzieckiem. To nie tylko brak szacunku do własnego dziecka, ale także nieuczenie go dbałości o siebie. Jeśli nie mogę o czymś porozmawiać i zaprotestować w kontakcie z rodzicami, to czy mogę zaprotestować starszej osobie, która poprosi mnie o nagie zdjęcia? Warto patrzeć szerzej. Dodatkowo ważne jest, by pamiętać, że dzieci też mają swoje preferencje i upodobania i te treści, które wrzucają rodzice mogą wiązać się z różnorodnymi opiniami. Znowu dorosłość nie daje mi monopolu na treści zamieszczane w internecie, bo jeśli moja mama wrzuca film w kabaretkach, to dlaczego ja nie mogę wrzucić zdjęcia w samej bieliźnie?" - wyjaśnia psycholożka.
Patrycja Wonatowska podsumowuje, że kluczowe jest, by dziecko miało poczucie, że zawsze może przyjść i porozmawiać z rodzicem. W kontakcie z nastolatkiem dorosły powinien być zaciekawiony i uważny, dbać o bezpieczeństwo, ale też wyznaczający własne granice. "Myślę, że współcześnie mierzymy się z nowymi wyzwaniami w zakresie pedagogiki i psychologii. Dziś, jak nigdy wcześniej, wychowywanie dzieci niesie ze sobą kolejne pytania. Czy dać telefon? W jakim wieku? Sprawdzać? Zakazywać? Tych pytań jest tylko więcej w miarę rozwoju nowych technologii" - podsumowuje.