Chwilę przed godziną ósmą przed szkołami panuje prawdziwy młyn. Nic dziwnego. Do placówek spieszą się uczniowie i nauczyciele, którzy chcą zdążyć przed pierwszym dzwonkiem. Jedni przychodzą na piechotę, inni przyjeżdżają rowerami lub hulajnogami, a jeszcze inni są przywożeni przez rodziców samochodami. Dojazd do szkół nierzadko się korkuje, każdy chce szybko podjechać, wysadzić pociechę i jechać dalej, do pracy. Niektórzy parkują, bo młodsze dzieci muszą odprowadzić. I tu się pojawia problem, bo nie dla wszystkich starcza miejsc parkingowych.
Patrycja (nazwisko do wiadomości redakcji), mama dwójki dzieci w wieku wczesnoszkolnym z Białegostoku skarży się na auta, które utrudniają dotarcie do placówki. "Rano rodzice parkują tuż pod samą bramą, jakby się dało, to by do klasy wjeżdżali. Moje dziecko przeciskając się do wejścia notorycznie wyciera kurtką samochody, a ja potem próbuję ją doczyścić" - skarży się Patrycja.
"Rozumiem, że jest problem z zaparkowaniem rano, że parkingi pozajmowane, że każdy się spieszy, ale serio niektórzy przesadzają. Często dochodzi do niebezpiecznych sytuacji, bo dzieciaki biegają wokół tych zaparkowanych prawie w bramie samochodach, przy cofaniu łatwo ich nie zobaczyć, może dojść do tragedii" - mówi i dodaje, że niedaleko jest duży parking: No, ale trzeba z dwie minuty podejść, jak widać dla niektórych zbyt wielki wysiłek." Innego zdania jest Ola, której dzieci chodzą do tej samej placówki. "No nie ma tam jak zaparkować. Codziennie jest kocioł. Czasem staję dalej i idziemy kawałek do szkoły, ale jak jest miejsce, to staję bliżej. Rano każda minuta jest na wagę złota" - dodaje.
Niektórzy, stojąc w porannych korkach, utyskują na rodziców wożących dzieci do szkoły. Zarzucają im, że niepotrzebnie korkują miasto, a dla dzieci byłoby zdrowiej, gdyby do placówki poszły spacerem lub pojechały na rowerze. "Oczywiście, ale nie każdy mieszka wystarczająco blisko szkoły, żeby dzieci, szczególnie te młodsze, mogły tam docierać same" - mówi w rozmowie z redakcją eDziecko.pl Marta z Warszawy. "Niektórzy chyba zapominają, że rodzice podwożą dzieci do szkoły w drodze do pracy na drugim końcu miasta. Poranek musiałby być z gumy, żebym mogła odprowadzić jedno dziecko do przedszkola, potem drugie do szkoły, która znajduje się w przeciwnym kierunku, a potem jeszcze miałabym zdążyć do pracy? Niby jakim cudem?" - pyta.
"Tak, oczywiście. Mógłbym wstawać o piątej rano, żeby zdążyć, dotrzeć komunikacją do szkoły z jednym dzieckiem, do przedszkola z drugim. Ale wcale nie mam na to ochoty. Tym bardziej, ze okolica, w której mieszkam jest źle skomunikowana" - mówi Tomek, tata drugoklasistki. "Kiedy nam się udaje, jeździmy rowerami, czasem robimy sobie spacer, ale to wyjątkowe sytuacje. Nie zawsze mam taką możliwość" - dodaje, "I nie rozumiem tej nagonki na rodziców wożących dzieci do szkoły samochodami. Rodzice to też mieszkańcy, też mają do tego prawo
Podjeżdżając pod szkołę samochodem, warto pamiętać, że każdy przyjeżdża tam w tym samym celu: chce wysadzić dzieci i dojechać na czas do pracy. Na zatłoczonej ulicy, przez którą często przebiegają spieszące się dzieci należy więc zachować szczególną ostrożność, a parkując auto, należy robić to zgodnie z przepisami. Nie tylko dlatego, że za ich złamanie grożą kary, ale także ze zwykłej uprzejmości i z zachowaniem zdrowego rozsądku.