W polskich szkołach absurd goni absurd. Na szczęście nowy rząd postanowił się zająć edukacją i chce przeprowadzić prawdziwą rewolucję. Polskie społeczeństwo dzieli się na dwa obozy, niekoniecznie kierując się dobrem uczniów. Jedni są zwolennikami zmian, a inni krytykują rządowe plany. Są wśród nich tacy, którzy martwią się o los uczniów, sugerując, że ci są zwyczajnie spragnieni wiedzy i chcą odrabiać prace domowe. Swoimi refleksjami dzielą się także rodzice, którzy znają bolączki oświatowe jak mało kto. Tym razem jedna z naszych czytelniczek zwróciła się do nauczycieli i poruszyła temat, który wciąż jest na świecznikach. Mowa o korepetycjach, bez których uczniowie nie radzą sobie w szkole.
Rodzice nie są obojętni na losy swoich dzieci i chętnie wypowiadają się odnośnie do szkolnych kwestii. Jedna z matek z rozmowie z eDziecko.pl przyznała, że ma dosyć ciągłego wysyłania dzieci na dodatkowe zajęcia, które kosztują krocie. Ma wrażenie, że winne są temu ciągłe wycieczki organizowane przez nauczycieli. Kobieta zapewnia, że kiedyś tego nie było, a teraz w ciągu roku szkolnego wychowawcy potrafią zorganizować nawet kilkanaście wycieczek, które według niej często nic nie wnoszą w wychowanie dziecka.
- Jeszcze więcej wycieczek w szkołach, najlepiej kilkudniowych, wyjść do kina i innych rozrywek w godzinach lekcyjnych, a rodzice zapłacą za naukę po godzinach albo sami odwalą robotę za nauczycieli. Prywatne szkoły języków obcych może niedługo same bezczelnie zostaną organizatorami wycieczek i warsztatów szkolnych w czasie kiedy dzieci mają np. programowy angielski, żeby potem radośnie przejąć nauczanie tych samych dzieci za pieniądze, aby nadrobić materiał, który został stracony podczas tych rozrywek. Kilka lat temu takie wycieczki to były może raz w roku, a teraz to najlepiej co miesiąc organizowanie pierdół takich jak warsztaty w pizzerii z jedzeniem pizzy, zabawa w salach zabaw i co roku wyjazdy do tych samych miejsc - pisze nasza czytelniczka.
O komentarz w sprawie słów oburzonego rodzica postanowiliśmy poprosić nauczyciela historii, który na co dzień jest wychowawcą w ósmej klasie szkoły podstawowej. Pedagog przyznał, że nie widzi nic złego w organizowaniu dzieciom wycieczek, bo w wielu przypadkach mają one charakter edukacyjny i określony cel dydaktyczny. W kwestii wycieczek wiele do powiedzenia ma także dyrektor szkoły, a o tym rodzice zwyczajnie nie wiedzą.
- Nie rozumiem oburzenia. Jak nie robimy wycieczek, to jest źle, a jak robimy, to widzę, że jeszcze gorzej. Proszę mi wierzyć, że nigdy nie zorganizowałem wycieczki, na której moi uczniowie byli tylko w kinie i na jakimś jedzeniu. Zawsze dorzucamy coś edukacyjnego. I nie mówię tu nawet o nudnych muzeach, ale o interakcyjnych wystawach, ciekawych sztukach teatralnych czy dobrych wykładach. Zresztą my rozliczamy się z tego z dyrekcją.
Nikt nie pozwoli zrobić wycieczki ot tak. Musi być cel edukacyjny.
- Jako historyk często zabieram uczniów na żywe lekcje historii w trasie, proszę mi wierzyć, da się! Nauczyciele nie robią wycieczek po to, aby nauczyciele mieli zaległości, ale po to, aby nauczyli się czegoś więcej poza murami szkoły - mówi pedagog w rozmowie z eDziecko.pl i dodaje, że nauczyciele naprawdę niechętnie organizują wycieczkę, często to dzieci proszą o wyjazdy, a ich prośby są zazwyczaj wysłuchane.
- Zapewniam, że my nie jesteśmy fanami wycieczek, bo zamiast pięć godzin przy tablicy, spędzamy ponad piętnaście z grupą dzieci, która często jest nieznośna. Musimy mieć oczy dookoła głowy, bo jak coś się stanie, to pojawiają się kłopoty - podsumował wychowawca, który ma nadzieję, że tą wypowiedzią zaspokoi oburzenie rodzica.