Wieś rządzi się swoimi prawami. I choć wielu mieszkających w dużych aglomeracjach wprost tęskni za wiejskim klimatem i żywą agroturystyką, to nie każdy zdaje sobie sprawę, jak wygląda życie na wsi. Dostęp do świeżego mleka, swojskich wyrobów, warzyw z ogródka czy owoców z sadu oraz lekkie, przyjemne i bajeczne chwile to fikcja. Często w obowiązki rodziców, angażowane są także dzieci. Poparciem tych słów może być list do redakcji pewnego nauczyciela z 25-letnim stażem w szkole podstawowej, która mieści się w małej wiosce niedaleko Ostrołęki.
"Jestem nauczyciele z 25-letnim stażem, który kocha swoją pracę i działa na rzecz uczniów. I choć nie do końca staram się być konsekwentny, to często dziecięcy uśmiech umie zdziałać cuda i ulegam prośbom moich uczniów. Często zastanawiam się, dlaczego jestem tak bardzo lubianym nauczycielem. Myślę sobie, że może dlatego, że uczę najlepszego przedmiotu na świecie, bez którego życie byłoby po prostu nudne - wychowania fizycznego. Jestem wuefistą, który skończył AWF i choć ma już 50 lat na karku, to wciąż czuje się jak student. Wszystko dzięki sprawności fizycznej, a że mieszkam na wsi, to często lubię sobie pobiegać i zwyczajnie korzystać z wiejskiego klimatu. Tutaj zupełnie inaczej się to odczuwa, niż w dużych miastach.
Moje lekcje wychowania fizycznego nie są schematyczne. Oczywiście gramy w gry zespołowe, skaczemy przez kozioł czy chodzimy na siłownię, jednak najbardziej lubię te terenowe wypady. Raz w miesiącu chodzimy na cmentarz posprzątać groby zmarłych nauczycieli i sprzątamy lokalny las. To nauka poprzez zabawę, bo największa aktywność jest także nagradzana. Dużo rozmawiam ze swoimi uczniami i jestem otwarty na ich pomysły i sugestie. Dzieci na wsi są szczere i bardzo szanują nauczycieli. Cieszę się, że uczę właśnie tu.
Przykładem tego jest sytuacja z przyszłości. Kilka lat temu jeden z czwartoklasistów przyszedł do mnie i powiedział, że ma do mnie małą prośbę, a w zasadzie jego rodzice ją mają. Uczeń przyniósł ze sobą zwolnienie z lekcji, bo musi wywieść z ojcem gnój. Dla mnie to nie była zwykła prośba, a coś, co sprawiło, że miałem łzy w oczach. Tak, facet wówczas czterdziestokilkuletni. Nie pytałem o nic i zapytałem, czy potrzebują może pomocy, a chłopak odparł, że razem z ojcem dadzą sobie radę, ale potrzebuje być w domu nieco wcześniej, żeby nie wykonywać czynności po zmierzchu. Oczywiście się zgodziłem. Później pomyślałem sobie, że życie na wsi nie jest takie beztroskie, a dzieciństwo ma zupełnie inny wymiar. I chociaż jest ciężko, to z pewnością dzieci ze wsi mogły doświadczyć wiele atrakcji, których miastowe dzieci nigdy nie zaznały. A ta praca, obowiązki i pewne ograniczenia to tylko dodatek, który z czasem będzie doceniony.
Piotr.
***
Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: dziecko@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.