Belfer na zakręcie o nauczycielskich Mikołajkach. "Byłbym skłonny dopłacić, żeby ktoś się wymienił"

Jeden z aktywnych na Facebooku nauczycieli krytycznie odniósł się do tradycji organizowania klasowych Mikołajek. Mężczyzna stwierdził, że to bezsensowne wydawanie pieniędzy, które szczególnie w tym czasie można by przeznaczyć na inny cel.

Więcej tematów związanych z życiem rodzinnym na stronie Gazeta.pl

6 grudnia, czyli Mikołajki to święto prezentów. Dzieci rano znajdują przy łóżkach podarunki pozostawione w nocy przez św. Mikołaja. Jeszcze kilka lat temu były to raczej drobne upominki, teraz, w niektórych domach są to całkiem konkretne i kosztowne prezenty. A to jeszcze nie koniec podarunków. Szkoły i przedszkola także zwykle organizują dla swoich podopiecznych Mikołajki, w czasie których dzieci wymieniają się podarunkami, a te młodsze otrzymują od nauczycieli te zakupione przez rodziców. 

Zobacz wideo Jakie są problemy polskiej edukacji? "Każdy musi iść na korki" [SONDA]

Nie każdy lubi mikołajkowe losowanie

W niektórych szkołach starsze klasy organizują losowanie. Każdy z uczniów losuje innego, któremu ma kupić prezent za określoną kwotę. Zwykle takimi zakupami zajmują się rodzice, jednak najważniejsze, żeby wylosować kogoś, kogo się lubi. Temat szkolnych Mikołajek na swoim profilu na Facebooku podjął niedawno Belfer na zakręcie, czyli Marcin Dzierzawski, nauczyciel, który w mediach społecznościowych chętnie dzieli się swoimi przemyśleniami dotyczącymi m.in. szkół i edukacji. Tym razem napisał: "Jest jak co roku, w szkołach rutynowo odpalamy procedury klasowych mikołajek, często polegających na degenerowaniu idei budowania relacji przez wymienianie się spersonalizowanymi podarunkami. Przyglądamy się jak młodzi losują komu tym razem ich starzy zasponsorują średnio potrzebny gadżet w granicach 30, 50 albo 100 peelenów, w zależności od bananowego stężenia w atmosferze". 

Autor posta zwrócił też uwagę na wymiany, jakie się odbywają po losowaniach: "Jest jeszcze obowiązkowy rytuał handlu ludźmi, wymiany losów, bo kupowanie przedmiotów komuś z kim przebywa się od iluś lat w jednej klasie, ale nie zna się człowieka, jest co najmniej niezręczne". Belfer na zakręcie stwierdził, że wcale się nie dziwi uczniom, że wolą się wymienić z kolegą lub koleżanką, żeby móc kupić podarunek komuś, kogo się dobrze zna i lubi. Napisał: "Zresztą trudno się dziwić młodym, sam po wylosowaniu kolegi Ściślaka w „nauczycielskich mikołajkach" byłbym skłonny dopłacić stówę i podpisać cyrograf, żeby tylko ktokolwiek się zamienił, nawet na wyklętego Histeryka, tym bardziej że widziałem ostatnio dobrą promkę na DVD z Koroną Królów. Magia. Magia świąt".

Nauczyciel radzi, żeby te pieniądze przeznaczyć na inny cel

W dalszej części posta czytamy o tym, że zamiast wydawać pieniądze na niepotrzebne podarunki, warto przeznaczyć je na coś innego, czyli na przykład pomoc potrzebującym. Napisał: "Jest jak co roku, mnóstwo ludzi wykluczonych z dysfunkcyjnego konsumpcyjnego biegu rzeczy, skazanych na niewystarczającą pomoc instytucji. Ewentualnie mogących liczyć na nasze wsparcie. W prostym przeliczeniu jedna klasowa mikołajkowa wymiana zbędnych dóbr warta jest tyle, co jedna naprawdę dobra #szlachetnapaczka. A im więcej takich klas i paczek… Więc skoro już musimy kupować, może warto kupić komuś kilka chwil wytchnienia, a sobie niedrogi wybielacz sumień w przedświątecznej promocji?"

A Wy? Co sądzicie na ten temat? Dajcie znać w komentarzach.

Więcej o: