O tym, że polscy uczniowie sporo czasu spędzają w domu nad książkami, wiemy z różnych źródeł, m.in. statystyk. Przeładowana podstawa programowa sprawia, że uczniowie mają dużo więcej nauki, niż powinni, późno kończą zajęcia szkolne, a do tego wiele czasu spędzają na korepetycjach i zajęciach dodatkowych. Do tego nauczyciele dają dzieciom do domów niezrealizowany materiał jako pracę domową. To wszystko budzi wiele wątpliwości, czy właśnie tak powinna wyglądać edukacja.
Uczniowie siedzą w szkołach po kilka godzin, a kiedy wracają do domu, to się zmuszeni siadać do żmudnych zadań domowych. Oprócz tego mają także liczne powtórki do kartkówek czy sprawdzianów. Nie jest łatwo, a nie zapowiada się, aby było lepiej, bo nauczyciele przecież są rozliczani z podstawy programowej i muszą ją zrealizować. Czy "sprawdzianoza" w polskim systemie edukacji musi być tak powszechna? Pewien internauta uważa, że choć sprawdziany są w porządku, to prace domowe powinno się zlikwidować.
- Prace domowe odchodzą do lamusa, nie dają skuteczności i nie dają wyników poprawnych. Uczniowie siedzą nad tymi zadaniami do północy i co? I nic, mózg nie ma czasu zregenerować się, psychika po roku jest zniszczona, wypalony uczeń. Ale nie, lepiej, żeby uczeń był robotem! - napisał internauta, sugerując, że nie rozumie polskiego systemu edukacji. Ministerstwo edukacji, zamiast działać na rzecz uczniów, to skutecznie zniechęca do nauki.
Dzieci pracują na dobre oceny z klasówek, na czerwone paski, wysokie średnie i uznanie rodziców. Od czasów przedszkola zakorzenione mają zarówno w placówkach edukacyjnych, jak i w domu, że muszą rywalizować między sobą, aby zasłużyć na miłość czy szacunek dorosłych. To prosta droga młodzieńczej depresji.
Poczucie przeciążenia, napięcie i wyczerpanie. Podstawowe uczucie w codzienności naszych dzieci zabarwione jest koniecznością życia, z tym że nigdy tak naprawdę nie dadzą rady sprostać wszystkim wymaganiom. A to jeden z warunków wstępnych wypalenia
- pisze w książce "Wypalone dzieci. O presji osiągnięć i pogoni za sukcesem" berliński psychiatra, profesor Michael Schulte-Markwort. Ekspert zaprzecza tym samym, że żeby się wypalić, trzeba być dorosłym, przepracować kilka lat i się przemęczyć.