Współcześni rodzice niewątpliwie są w wielu kwestiach bardziej świadomi niż pokolenie rodziców 30 lat temu. Dbając o dobrostan i wspierają wrażliwość i emocjonalność dziecka, wierzą, że to inwestycja w ich zdrowie psychiczne. Wielu rodziców jest jednocześnie nadopiekuńcza i w tych przypadkach ma to jednak negatywne skutki. Wszystko przez nieustanną kontroluję i wyręczanie dzieci w codziennych czynnościach. Taka postawa prowadzi do zguby i jest bardzo szkodliwa, bo w przyszłości pociechy nie są w stanie poradzić sobie w dorosłym życiu. Zamiast od najmłodszych lat uczyć dzieci samodzielności i odpowiedzialności, to rodzice przyzwyczajają pociechy, że codzienne błędy to błahostki i nie powinno się nimi przejmować, a zamiast naprawiać, to lepiej wyrzucać. To nie rokuje dobrze na przyszłości.
Wychowanie dzieci na przestrzeni lat diametralnie się zmieniło. W tej kwestii wiele do powiedzenia mają nauczyciele ze sporym stażem pracy w oświacie. Jeden z wuefistów przyznał, że jak obserwuje współczesne dzieci, to często widzi w nich życiowe fajtłapy. Objawia się to w najprostszych czynnościach, które, choć wbrew pozorom, wydają się proste, to dzieci często wykazują nieporadność i - co gorsza - niechęć.
Kiedyś jak dziecku się coś kazało, to nie odmówiło, a teraz stęka i jęczy. Jak się dobitniej zwróci uwagę, to zaraz pojawia się płacz. Dzieci są jak święte krowy. Może i brzydko to brzmi, ale oprócz nauki nie mają żadnych obowiązków
- mówi nauczyciel, dodając, że prawdziwe parodie dzieją się podczas lekcji wychowania fizycznego, gdzie połowa klasy przynosi zwolnienia z zajęć, bo nie chce spocić się w szkole. Chłopcy mają dwie lewe ręce do gier zespołowych, a dziewczyny płaczą, kiedy wuefista mówi, że dziś skok przez kozła.
Wiem, że to paradoksalne sytuacje, ale jest tego więcej. W wieku 14 lat potrafiłem wisieć na drążku trzy razy dłużej, niż dzisiejsza młodzież. Nie stękałem, że mnie coś boli. Teraz to od razu biegną do pielęgniarki, a potem trzy tygodnie na zwolnienie
- dodaje.
I choć wiele sytuacji można zobaczyć na lekcjach wychowania fizycznego, to wiadomo, że świat nie kręci się wokół sportu. Niestety poza nim, nie jest lepiej. Wuefista był nie raz także wychowawcą i widział, jak rodzice wychowują swoje dzieci.
- Kiedyś dzieciak sam szedł do szkoły i przychodził z niej, bo rodzice pracowali całe dnie i nie mogli opiekować się dzieckiem. PRL to były czasy, kiedy wychowanie dzieci nie było bezstresowe. Dzieciom nie pobłażano od najmłodszych lat. Istniała żelazna zasada, aby dziecku nie pozwalać i aby jak najwięcej robiły same. Dziś to nie do pomyślenia. Rodzice dmuchają i chuchają, a później idzie taki w świat i pokazuje najgorsze możliwe cechy - nieporadność i brak zorganizowania - wspomina nauczyciel i dodaje, że każde dziecko można poznać poprzez wysłanie go na kolonie. Teraz każdy taki wyjazd jest zdominowany przez telefony i tablety, bo dzisiejsza młodzież poza tym nie widzi świata.
Kiedyś byłem z dziećmi na koloniach. 14-letniej dziewczynce odpadł guzik od koszuli. Dałem jej igłę z nitką, a ona nie potrafiła tego zszyć. To czynność, którą w tym wieku powinno się już potrafić. Zapytałem więc inne dzieci, czy pomogą jej. Z grupy prawie stu osób tylko cztery osoby wiedziały, jak to zrobić. Czy to normalne?
- pyta nauczyciel, sugerując, że zawsze najważniejsze jest bezpieczeństwo dziecka, ale bez młodzieńczej przebojowości, nie da się zawładnąć życiem i z uśmiechem na twarzy pokonywać trudy życia codziennego.
I choć nie da się w pełni kontrolować dzieci, aby nie wyrosły na życiowe fajtłapy, to wkład rodziców w świadome wychowanie, z pewnością zaowocuje. Rodzice powinni zachęcać i angażować dzieci w wykonywanie czynności, dzięki czemu pociecha nauczy się, że dbanie o porządek nie leży tylko w rękach rodziców, ale także to, że codzienną i ciężką pracę zawsze można łączyć z zabawą. I nie można zrażać dziecka sugestiami, że robi coś źle, bo będzie rosło wyłącznie w takim przekonaniu. Najważniejsze jest wsparcie i wiara w możliwości, bo na wszystko potrzeba czasu.