Nie zna życia ten, który choć raz nie spał w typowym studenckim akademiku. To miejsce, które, choć z pozoru powinno być przeznaczone wyłącznie do nauki i snu, to w rzeczywistości w wielu przypadkach pełni zupełnie inne role. Dom studencki to kopalnia nowych znajomości, a także łatwy dostęp do notatek i najważniejszych aktualności z kierunku, prosto od rówieśników i studentów wyższych lat. Życie w akademiku to przede wszystkim wygodne rozwiązanie dla osób o ograniczonych możliwościach finansowych. Niestety, standardy w takich miejscach są dalekie od komfortu i wygody. Jedna z naszych czytelniczek opowiedziała, co działo się u niej w domu studenckim. Jak się okazuje, przygód było co niemiara.
Akademik akademikowi nie równy, jednak z opowieści naszej czytelniczki wynika, że trafiła do tego, którego standard pozostawiał wiele do życzenia. Maja zdradza, że kiedy dostała się na studia i przeprowadziła się do Warszawy, to długo nie mogła znaleźć pokoju, który mieściłby się w jej budżecie finansowym. Postanowiła więc skorzystać z oferty prywatnego akademiku, który miał dość przyzwoite ceny.
Akademik należał oficjalnie do uczelni, ale mieszkali w nim sami studenci. Pokoje były prywatne, ale razem dzieliliśmy kuchnię i dwie łazienki przydzielone na nasze skrzydło. Zdecydowałam się na to miejsce, bo szukałam czegoś na szybko, a ten pokój mieścił się w moim budżecie
- wspomina Maja, która dopiero w dalszej części rozmowy zdradza, co działo się w domu studenckim. Choć sam pokój był mały, to udało się jej go zagospodarować i nie narzekała na brak miejsca. Problem pojawiał się jednak w momencie, kiedy studentka chciała posprzątać swoje cztery ściany:
Na pierwszy rzut oka był schludny, ale wąski i bardzo długi. Ewidentnie ktoś wpadł na pomysł podzielenia dużego pokoju na kilka mniejszych.
- Żeby go odkurzyć, musiałam najpierw wynieść krzesło na korytarz. Z czasem to stało się upierdliwe, tak samo jak zapisy na godzinę do dwóch pralek, które obowiązywały na cały budynek. Gdy ktoś włożył prawie o nieswojej godzinie, dochodziło do awantur. Poza tym pralki były bardzo stare, ciągle się psuły i podskakiwały - żali się była studentka, przyznając, że po jakimś czasie przebywanie w tym miejscu bardzo zaczęło jej doskwierać, o czym otwarcie mówiła swoim znajomym. Miarka przebrała się w momencie, kiedy sąsiad zza ściany powiedział jej o tym, że w sumie to ma szczęście, bo wprowadziła się tu miesiąc po pladze pluskiew. Może i wtedy nie było jej do śmiechu, jednak teraz z perspektywy czasu, wspomina ten czas z łezką w oku.