Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Uczniowie kończą już pierwszy miesiąc nauki w nowym roku szkolnym i na dobre wdrążyli się w szkolne obowiązki. Choć nie jest łatwo, to nie załamują się, bo wiedzą, że zdobywają wiedzę, która przyda im się na egzaminach ósmoklasisty czy na maturze. Dobrze zdane testy pozwolą dostać się na wymarzone studia, które w dużej mierze zapewnią dobrą przyszłość.
Niestety, nauczyciele czasem oczekują od uczniów zbyt dużo, a przy tym, zamiast zainteresować przedmiot i tłumaczyć materiał, to tylko wymagają. Czasami posuwają się do drastycznych kroków, których uczniowie po prostu nie tolerują. Jak się okazuje, nie siedzą już cicho i głośno mówią o swoich obawach.
Jeden z uczniów podzielił się w sieci historią ze szkolnej ławki. Mężczyzna przyznał, że jego nauczycielka od języka polskiego bardzo lubiła poezję Adama Mickiewicza i często pytała o nią uczniów. Problem pojawiał się wtedy, kiedy dzieci nie znali odpowiedzi na pytania. Polonistka potrafiła być na tyle zdenerwowana, że zamiast tłumaczyć zagadnienia, to jedynie krzyczała na uczniów i groziła im ocenami niedostatecznymi.
- Nasza nauczycielka uwielbiała Adama Mickiewicza. Kiedy ona zadała pytanie i ktoś odpowiedział źle, to ta się darła. Potem już każdy się bał cokolwiek mówić, bo my tego nie rozumieliśmy. Ona nam tego nie wytłumaczyła, a my tylko siedzieliśmy cicho. Zamiast wytłumaczyć, straszyła jedynkami - wspomina uczeń, który ma traumę po lekcjach języka polskiego.
Uczniowie są przeładowani obowiązkami. Pracują na dobre oceny z klasówek, na czerwone paski, wysokie średnie i uznanie rodziców. Od czasów przedszkola zakorzenione mają zarówno w placówkach edukacyjnych jak i w domu, że muszą rywalizować między sobą, aby zasłużyć na miłość czy szacunek dorosłych. To prosta droga młodzieńczej depresji.
"Poczucie przeciążenia, napięcie i wyczerpanie. Podstawowe uczucie w codzienności naszych dzieci zabarwione jest koniecznością życia, z tym że nigdy tak naprawdę nie dadzą rady sprostać wszystkim wymaganiom. A to jeden z warunków wstępnych wypalenia" - pisze w książce "Wypalone dzieci. O presji osiągnięć i pogoni za sukcesem" berliński psychiatra, profesor Michael Schulte-Markwort. Psychiatra zaprzecza tym samym, że żeby się wypalić, trzeba być dorosłym, przepracować kilka lat i się przemęczyć.