Mają lekcje do 16, a po powrocie do domu wiszą nad książkami. "Prosty sposób na zajechanie dziecka"

- Zadania domowe to nie jest droga do sukcesu. Sorry, ale 15-latki mające zajęcia od 8:00 do 15:00 czy 16:00, jak moja bratanica, a do tego jeszcze zadania domowe na 1 czy 2 godziny i uczenie się na kartkówki, czy egzaminy to jest prosty sposób na zajechanie dziecka - pisze internauta na Twitterze, sugerując, że polskie dzieci są przemęczone obowiązkami szkolnymi i gonieniem podstawy programowej tak, aby wszystko zrealizować.

Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>

Ledwo rozpoczął się rok szkolny, a już pojawiają się pierwsze głosy od rozżalonych uczniów, którzy otwarcie mówią, że nauki jest zdecydowanie za dużo. I nie chodzi im tylko o zajęcia lekcyjne, ale także o to, co dzieje się po powrocie do domu. Na dzieci czekają nie tylko zadania domowe, ale i powtórki do kartkówek czy sprawdzianów. Nie jest łatwo, a nie zapowiada się, aby było lepiej, bo nauczyciele przecież są rozliczani z podstawy programowej i muszą ją zrealizować. Czy "sprawdzianoza" w polskim systemie edukacji musi być tak powszechna?

Zobacz wideo Jakie są problemy polskiej szkoły? "Regularność zmian w systemie edukacji daje nam mocno w kość"

Nauczyciele wymagają zbyt dużo? "To jest prosty sposób na zajechanie dziecka"

Choć w głowach jeszcze szumi morska woda, a w butach jest jeszcze piasek, to nauczyciele nie odpuszczają uczniom nawet w pierwszych tygodniach szkoły. Nie ma czasu na wdrążenie się, bo trzeba zrealizować cały zaplanowany materiał. Już w pierwszych tygodniach szkoły test za testem - "sprawdzianoza". Niestety w takim trybie życia ciężko się funkcjonuje. 

Zadania domowe to nie jest droga do sukcesu [przyp.red.]. Sorry, ale 15-latki mające zajęcia od 8:00 do 15:00 czy 16:00, jak moja bratanica, a do tego jeszcze zadania domowe na 1 czy 2 godziny i uczenie się na kartkówki, czy egzaminy to jest prosty sposób na zajechanie dziecka

- sugeruje internauta, który martwi się o swoja bratanicę. 

Przepracowani uczniowie. To prosta droga młodzieńczej depresji

Uczniowie są przeładowani obowiązkami. Pracują na dobre oceny z klasówek, na czerwone paski, wysokie średnie i uznanie rodziców. Od czasów przedszkola zakorzeniane mają zarówno w placówkach edukacyjnych jak i w domu, że muszą rywalizować między sobą, aby zasłużyć na miłość czy szacunek dorosłych. To prosta droga młodzieńczej depresji.

"Poczucie przeciążenia, napięcie i wyczerpanie. Podstawowe uczucie w codzienności naszych dzieci zabarwione jest koniecznością życia, z tym że nigdy tak naprawdę nie dadzą rady sprostać wszystkim wymaganiom. A to jeden z warunków wstępnych wypalenia" - pisze w książce "Wypalone dzieci. O presji osiągnięć i pogoni za sukcesem" berliński psychiatra, profesor Michael Schulte-Markwort. Psychiatra zaprzecza tym samym, że żeby się wypalić, trzeba być dorosłym, przepracować kilka lat i się przemęczyć.

Więcej o: