Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Kryzys wiary, a także bunt, znudzenie, lenistwo i brak czasu prowadzą do tego, że uczniowie masowo rezygnują z lekcji religii. Taką decyzję podejmują często w porozumieniu z rodzicami, którzy również nie widzą sensu w edukacji religijnej, szczególnie kiedy podstawa programowa i tak jest mocno przeładowana.
CBOS podaje, że w 2010 roku udział w lekcjach religii deklarowało 93 proc. uczniów w wieku 17-19 lat. W 2018 roku ten odsetek spadł do 70 proc., a w 2022 - do 54 proc. To tendencja spadkowa, na którą składa się wiele czynników i nic nie prowadzi do tego, aby się to zmieniło. Wiele mówi się także o tym, że katecheci z niepokojem obserwują sytuacje związane z kryzysem i boją się wracać po wakacjach do szkoły, gdyż spotykają się z niechęcią nie tylko sporej części uczniów, ale także niektórych nauczycieli.
Autorytet kościoła katolickiego został poważnie nadszarpnięty i to nie ulega żadnej wątpliwości. Widać to szczególnie po odpływie młodych od lekcji religii. Rodzice od najmłodszych lat nie zabierają dzieci do kościołów i pokazują, że wiara to nie wszystko. Katechetom z pewnością nie jest łatwo. Jeden z historyków opowiedział nam o rozmowie ze swoją koleżanką z pracy, którą martwi sytuacja lekcji religii w szkołach.
- Widzę strach koleżanek z pracy, które są katechetkami. Jedna z nich przyznaje, że choć wie, że pracy nie straci, to ciężko być pasjonatem czegoś, z czego inni się śmieją i przekonują, że to bujda. Trudno wykładać o Bogu, kiedy za rogiem kryzys - mówi nauczyciel i dodaje, że z pewnością łatwiej jest w szkołach wiejskich, w których są utarte pewne tradycje, a największe problemy są w dużych miastach, gdzie mało kto gryzie się w język, a roszczeniowych rodziców po prostu nie brakuje:
W naszej szkole prawie wszyscy chodzą na religię, a rodzice to popierają. Nie zauważyłem dyskusji o katechezach, ale w mediach jest o tym głośno i wcale się nie dziwię, że katecheci się martwią o swój autorytet i o to, czy nic nie zmieni się w ich sposobie nauczania.
Dariusz Chętkowski, polonista w XXI LO w Łodzi, który na co dzień prowadzi w sieci swój blog BelferBlog, zauważył, że nauczyciele religii obawiają się nadchodzącego nowego roku szkolnego, chociażby ze względu na częste wtrącanie się w układany plan lekcji. Księża mają msze, więc robią wszystko, aby ich lekcje były idealnie ułożone, a dzieci przez to cierpią, że religie są w środku dnia, przez co mają okienka.
- Co do planu, to każdy nauczyciel chciałby mieć jak najlepszy. A dobry jest wtedy, gdy nie ma w nim okienek, czyli pustych godzin między lekcjami. Zwykle nauczyciel ma jedno-dwa okienka, czasem trzy, bardzo rzadko cztery. Szczęściarze nie mają żadnego. Natomiast katecheta czy katechetka może mieć okienek nawet 20, a to już wyraźny dowód niechęci - pisze Chętkowski.
Aby nie być gołosłownym, o komentarz w sprawie religii poprosiliśmy młodą katechetkę, która jest zaledwie dwa lata po studiach teologicznych i uczy w niedużej podwarszawskiej szkole. Nauczycielka uważa, że w dzisiejszych czasach katecheci muszą zachowywać się w szkole jak lodołamacze. Czasami po katechezach wychodzi się tak poranionym emocjonalnie, że ciężko normalnie funkcjonować. Choć w takich sytuacjach nie jest łatwo to trzeba pokazać wewnętrzną siłę, która pcha do tego, aby pokazywać prawdę o Jezusie i o zbawieniu. - Mówią, że jest kryzys wiary, ale ja tego nie odczuwam. To wy tak mówicie, bo my tak nie uważamy. Wiedziałam, po co idę na teologię. Nie patrzę na innych, a na siebie.
Są uczniowie, którzy kochają katechezy i prawdę o Bogu, a ja chce im pokazać właściwy kierunek wiary.
Nie jestem katem, a jedynie pomocą w odkrywaniu prawdy. Nie zmuszam, a zachęcam. Po prostu wypełniam swoją misję. To samo robi matematyk czy chemik. Ja lata temu zdecydowałam, co chce robić i staram się postępować tak, aby nikt nie odbierał mi radości z nauczania - mówi młoda nauczycielka, sugerując, że praca to jej misja, nawet jeśli komuś się to nie podoba i otwarcie to krytykuje. Katechetka podkreśla, że nie zwraca uwagi na hejt i nie wdaje się w dyskusję.
Szczególnie martwi fakt, że choć prosiliśmy wielu katechetów i księży, aby wypowiedzieli się w artykule o kryzysie katechez szkolnych, to ci odmawiali, tłumacząc, że szerzenie informacji o kryzysie wiary i katechez w szkołach to zwykła nagonka na kościół. Nie trafiały do nich argumenty obiektywnej wypowiedzi, a jedyne co mówili to, to, żeby dać im w spokoju wypełniać swoją misję, dla której poświecili się już niemało. Czy już niedługo przyjdzie czas kiedy katolicyzm odejdzie ze szkół i stanie się religią małych wspólnot, żyjących autentycznie wiarą i Jezusem?