Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Jestem nauczycielką wychowania przedszkolnego od blisko piętnastu lat. Bardzo lubię swoją pracę, bo od małego uwielbiałam dzieci i miałam instynkt macierzyński. Choć rodzice chcieli, żebym została pielęgniarką, to ja od razu po szkole poszłam na pedagogikę. Studia były szalenie ciekawym okresem w moim życiu, ale kiedy poszłam już do pracy w oświacie, to moja kwieciste myśli zderzyły się z szarą rzeczywistością. Po latach uważam, że miałam zbyt duże oczekiwania.
Myślałam, że nauczyciel to osoba, która od A do Z czuwa przy dziecku i chce dla niego jak najlepiej. Myliłam się, kiedy już w pierwszym roku pracy widziałam swoich kolegów i koleżanki, którzy męczyli się pracując z dziećmi. Pomyślałam, że nie chce taka być, ale ta praca w końcu mnie wyczerpała. Najgorzej jest jednak tuż przed rozpoczęciem roku przedszkolnego. Wtedy organizujemy spotkania rodziców i dzieci. Wszystko po to, aby dzieci się zaaklimatyzowały. Dni adaptacyjne w przedszkolu to koszmar. Wtedy żałuję, że jestem pedagogiem. Wiem, że brzmi to brutalnie, ale zarówno dzieci, jak i rodzice są nie do zniesienia. Nie ma pomiędzy nami żadnej nici współpracy. Każdy robi wszystko pod siebie.
Rozumiem, że pójście przedszkole to nowy rozdział w życiu dziecka i wiem, że nie jest to łatwe, że potrzeba czasu, aby poznać nowe miejsce i nowych ludzi, jednak to, co wyprawiają rodzice przechodzi ludzkie pojęcie. Najgorsze jest fakt, że każda matka chce mieć nauczyciela na wyłączność. My się nie rozdwoimy nas jest dwie, a pytań i próśb sto na minutę. Dzieci płaczą, są zasmarkane i sikają pod siebie. Zabawki fruwają po całej sali. Nie można swobodnie wypić kawy ani wyjść do łazienki. Te pięć dni wypruje z człowieka całą energię, którą zbierało się w wakacje.
Piszę to po to, aby uświadomić rodzicom, że panie pracujące w przedszkola nie są robotami, a zwykłymi ludźmi. Zawsze kierują się dobrem dziecka i nie zrobią mu krzywdy, ale czasami potrzebują wytchnienia.
Anna.
***
Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: edziecko@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.
Zajęcia adaptacyjne to dobry pomysł, aby maluch w bezpieczny i przyjemny sposób oswoił się z placówką i wychowawcami. Jak wyglądają? Przede wszystkim, zajęcia adaptacyjne trwają od kilku godzin do kilku dni. Ściślej rzecz biorąc, w jednej placówce trwają po godzinę dziennie przez tydzień, a w innej po trzy lub cztery, ale co kilka dni. W każdym przedszkolu są inne zasady. Maluchy i ich rodzice poznają między innymi:
Aby ułatwić dziecku adaptację, dobrze jest "przenieść" do domu niektóre przedszkolne zwyczaje, np. piosenki czy zabawy. Dzięki temu maluch będzie pozytywne kojarzył przedszkole, co znacząco pomoże w aklimatyzacji.