Do tych matur nie podchodzi prawie nikt. Mikołaj: Pani, która mnie pilnowała, zasnęła

Julia na egzaminie miała walkmana, Mikołaj włożył czarny golf, żeby wpasować się w klimat. Paulina w sali siedziała sama z komisją, a Magda musiała zdawać w obcej szkole. Porozmawiałam z osobami, które pisały maturę z najrzadziej wybieranych przedmiotów.

Przedmiotów takich jak łacina, filozofia czy historia sztuki nieczęsto uczy się w polskich szkołach średnich. Ale maturę można z nich zdawać. Garść danych: w ubiegłym roku egzamin z historii sztuki pisało zawrotne 3,5 tys. osób (nieco ponad 1 proc. ogólnej liczby zdających). Filozofię wybrało 1238 maturzystek i maturzystów, historię muzyki - 309, łacinę - 153. Jeszcze mniej nastolatków pisało maturę z języka regionalnego czy mniejszości. Dlaczego ludzie chcą zdawać przedmiot, którego nie mieli w szkole? Czy można się przygotować bez nauczycielki, ocen i próbnych rozprawek? I jak to jest być samej czy samemu z komisją na sali? Pytam niedawne maturzystki i maturzystów.

Zobacz wideo Jakie panują emocje po maturze z języka polskiego? [SONDA]

Dlaczego nie geografia?

Mikołaj nie uczył się filozofii w szkole, ale dwa lata temu napisał z niej maturę. Na egzamin przyszedł ubrany tematycznie - w czarny golf. Jak opowiada:

- Podjąłem decyzję, żeby pisać filozofię, na początku trzeciej klasy liceum, bo zdałem sobie sprawę, jak bardzo nudzi mnie geografia. Szukałem "łatwej" matury i pomyślałem, żeby pisać łacinę, ale po sprawdzeniu wymagań stwierdziłem, że filozofia będzie łatwiejsza. Matura z niej jest zbudowana prawie tak samo jak z polskiego, z którym radziłem sobie dobrze. Niestety, w szkole nie uczyli filozofii, więc chodziłem na korepetycje online do jedynej osoby, która na OLX-ie takie oferowała.

To właśnie korepetytor doradził Mikołajowi, żeby w maturalnej rozprawce odwołać się do przynajmniej dwóch dzieł kultury. Jak się okazuje, bywa to trudniejsze niż na polskim:

- Pisałem o tym, czy byt jest stały, czy zmienny, a to nie jest najpopularniejszy temat powieści czy filmów. Dlatego na rzecz zmienności bytu posłużyłem się cytatem "wszystko się zmienia" (Sidney Polak, "Otwieram wino"). A w zakończeniu napisałem coś takiego: byt jest tak niezmienny, że gdyby miał nos, to nuciłby pod nim "i nawet kiedy będę sam, nie zmienię się". Dostałem trzy punkty za odniesienia do kultury. 

Egzamin z filozofii zdawał też Kacper, ubiegłoroczny maturzysta. "Całkowicie niematuralny wybór" - mówi, podkreślając, że wynik z filozofii nie był mu w żaden sposób potrzebny na studia (choć w rekrutacji na część kierunków jest wart tyle samo co matura z fizyki, geografii, historii itd.). Swoje powody tłumaczy tak:

- Chciałem mieć psychiczne przyzwolenie na czytanie Tatarkiewicza w trakcie przygotowań do egzaminu. W tym czasie wszystko, co "nie jest do matury" zdaje się stratą czasu.

Kacper nie miał ani szkolnych lekcji, ani korepetycji. I wcale mu to nie przeszkadzało: - Czułem większą swobodę. Uczniom, którzy mają zamiar się uczyć, "wielki brat" (kontrolne testy, sprawdziany) tylko przeszkadza w nauce.

O tym, że przygotowywanie się do egzaminu solo może pomagać, a nie tylko przysparzać stresu, mówi też Paulina, która jako jedyna w szkole napisała maturę z historii sztuki: - Bardzo nie chciałam zdawać ani historii, ani WOS-u, więc historia sztuki była takim moim wytrychem. Pociągała mnie wizja tego, że nikt nade mną nie stoi, nie kontroluje i nie wymaga. Byłam sama swoim sterem. 

Paulina najpierw uczyła się sama - po prostu czytając i oglądając jak najwięcej - potem zapisała się na płatny kurs maturalny. Ale i tak miała wrażenie, że to zupełnie co innego niż zwykłe lekcje:

- Zawsze mogłam zrezygnować, nie było tam ocen i nie można było "nie zdać". Od mojej nauki nie zależało, czy zdam sprawdzian, semestr, rok. Przez to, że nie miałam regularnych lekcji, nikt w szkole nie stawiał wobec mnie za wysokich wymagań - nikt mnie nie przygotowywał, więc nikt nie miał jakikolwiek oczekiwań. Aczkolwiek pamiętam, że stresowała mnie myśl, że mój wynik będzie wynikiem całej szkoły, jeśli zawalę, wszyscy będą widzieć, że to konkretnie ja, i przeze mnie szkoła gorzej wypadnie na tle innych. 

Prosty wybór

Dla części zdających rzadka i na pierwszy rzut oka trudna matura jest naturalnym wyborem. Większość ludzi nie wie, co to śpiew antyfonalny, basso continuo i na jakie części dzieli się cykl sonatowy. Ale Julia, która skończyła drugi stopień szkoły muzycznej, do matury z historii muzyki nie musiała się przygotowywać. Jak mówi: - Zdecydowałam się na napisanie tej matury właśnie z tego względu. Jedyne, co musiałam zrobić, to pojawić się w sali i wypełnić arkusz. 

Julia rekrutowała się na uczelnię muzyczną, do czego wynik z historii muzyki nie jest potrzebny (większość punktacji to wynik wewnętrznych egzaminów praktycznych). O swojej maturze mówi "wentyl bezpieczeństwa": - W sytuacji, gdy chciałabym po jakimś czasie zmienić kierunek studiów albo rozpocząć drugi, byłoby mi o wiele łatwiej, mając już napisane o jedno więcej rozszerzenie.

Naturalnym wyborem bywa też matura z języka ojczystego, którym nie zawsze jest tylko polski. Tak mówi o swojej maturze z kaszubskiego Juliô (to odpowiednik polskiego imienia Julia), dziś studentka etnofilologii kaszubskiej na Uniwersytecie Gdańskim:

- Od zawsze interesował mnie język kaszubski. Na każdym etapie edukacji uczyłam się go w szkole, znałam go też z domu i stwierdziłam, że matura z kaszubskiego nie przysporzy mi dodatkowej nauki. Już parę lat przed maturą myślałam o tym, żeby pójść na filologię kaszubską. Nie byłam tylko pewna, czy utworzą ten kierunek w moim roczniku.

Juliô maturę zdała dobrze, jej kolega - jeszcze lepiej. Za jeden z najwyższych wyników w roczniku nagrodę finansową przyznało mu Stowarzyszenie Nauczycieli Języka Kaszubskiego "Remùsowi drëszë". Oddolnie fundowana nagroda może być jednym ze sposobów promocji tej niezwykle rzadko zdawanej matury. Do egzaminu z kaszubskiego w ubiegłym roku podeszło 29 osób, dwa lata temu - 16, trzy lata temu - 32.

Sama z komisją

Tak o zaletach i wadach samotnej matury mówi Paulina (historia sztuki):

- Czułam więcej spokoju, bo było cicho i nie musiałam się porównywać z innymi, z tym, kto jak szybko skończy. To mnie zawsze rozpraszało i stresowało. Pamiętam, że panie w komisji się ucieszyły, że jestem sama, bo pewnie szybko mi pójdzie i skończymy wcześniej - "tym bardziej że tu dużo obrazków masz". A ja jestem dyslektykiem i koszmarnie długo piszę różne rzeczy, więc siedziałam prawie do końca trzeciej godziny. I przyznam, że to było dla mnie niekomfortowe: świadomość, że one chcą wcześniej wyjść, że są tu tylko przeze mnie i to ode mnie zależy, kiedy wszyscy wyjdziemy.

Inny czynnik stresowy zafundowano Magdzie, która jako jedyna w szkole pisała maturę z francuskiego. Nie utworzono jednak dla niej osobnej komisji - zdecydowano, że ma dołączyć do maturzystów w pobliskim liceum dwujęzycznym.

- Zdawałam maturę z obcymi ludźmi i w innej szkole, gdzie nie znałam układu i samo znalezienie swojej sali było dodatkowym stresem. "Obce" szkoły zawsze wywoływały u mnie jakiś plemienny niepokój: że nie jestem u siebie - mówi Magda. 

Matury pisane samotnie - albo w kameralnym gronie - we własnej szkole budzą za to raczej miłe wspomnienia. Jak opowiada Kacper: - W sali było kilka osób. Doświadczenie o tyle ciekawe, że wcale nie zdawało się mieć dużo wspólnego z maturą. Mniejszy stres, większa swoboda. 

Wydaje się, że mniej spięci na "małych" maturach są też nauczyciele w komisji. A to przekłada się też na emocje zdających. 

- Na innych maturach jest tak, że wchodzisz, wychodzisz i tyle. A przy tej porozmawiałam sobie swobodnie z komisją o tym, jak się czuję, pytali mnie też o kaszubski i o to, czemu go zdaję - mówi Juliô, która maturę z kaszubskiego pisała jako jedyna. Jeszcze przyjaźniej było u Oli, która zdawała WOS jako jedna z dwóch osób w szkole. Jak wspomina, to na tej maturze czuła się najlepiej ze wszystkich egzaminów.

- Wicedyrektorka kopnęła mnie w tyłek na szczęście. Powiedziała, że mam się nie martwić, bo na pewno pójdzie mi dobrze, a po egzaminie mam do niej przyjść. W komisji była moja polonistka, z którą zawsze się świetnie dogadywałam. Przytuliła mnie, a przed egzaminem, już w sali, gadałyśmy o maturach z polskiego. Oddawanie arkuszy też przebiegało w perspektywie żartów i wsparcia. Potem byłam na rozmowie u wice, która też była mega wspierająca. Sprawdzałyśmy nawet razem ze dwie odpowiedzi, bo mnie stresowały.

A Mikołaj, który filozofię zdawał sam, mówi: - Jedna z pań, które mnie pilnowały, zasnęła.

Więcej o: