Więcej o aktualnej sytuacji w polskim szkolnictwie na stronie Gazeta.pl
Każdy pracownik czasami nie zgadza się ze swoim przełożonym. Jedni nie mają problemów, żeby wyrazić swoje odmienne zdanie w rozmowie z szefem, inni zagryzają zęby i bez komentarza podporządkowują się decyzjom i wykonują zlecone zadania. Wiele zależy tu od tego, jakie między przełożonym a podwładnym panują relacje i czy ten pierwszy jest otwarty na dyskusje, interesuje go zdanie pracowników etc. Niektórzy boją się konsekwencji wyrażenia swojej opinii i wolą "siedzieć cicho". Czasem jednak emocje biorą górę...
Na jednej z facebookowych grup skupiających nauczycieli, pojawił się post pedagoga z niecodziennym wyznaniem. Mężczyzna napisał: "Słuchajcie, w stresie powiedziałem dyrektorowi, że jest p****y. Czy grożą mi jakieś konsekwencje? Wymsknęło mi się niechcący, ups. Niby śmieszne, ale i tragiczne, bo kończę awans na mianowanie w tym roku..."
Pod postem pojawiło się wiele komentarzy rozbawionych nauczycieli. Pisali:
Nie ma świadków, nie ma sprawy.
Niewielu osobom takie zdanie się wymsknie, chociaż wielu by chciało powiedzieć, co myśli.
Skoro zasłużył, to się dowiedział. Konsekwencje w zależności od kontekstu i wielkości ego.
Gdybym powiedział tak do mojej poprzedniej dyrektorki, już czekałoby na mnie wypowiedzenie [...] Trzymam kciuki, żeby było dobrze.
Nie wiadomo, czy nauczyciel poniósł jakieś konsekwencje swoich słów, nie wiadomo też, jaka była sytuacja i co było kością niezgody między mężczyznami. Rodzaj ewentualnych konsekwencji zależy od dyrektora i tego, czy poczuł się osobiście urażony, czy raczej potraktował ostre słowa podwładnego jako krytykę swoich decyzji w roli prowadzącego placówkę. Z całą pewnością jednak autor wpisu nie powinien używać niecenzuralnych słów w dyskusji z przełożonym (a także każdą inną osobą w miejscu pracy, szczególnie w szkole) niezależnie od tego, jak bardzo się z nim nie zgadzał.