Więcej informacji o aktualnej sytuacji w polskim szkolnictwie na stronie Gazeta.pl
Posiłki w szkolnych stołówkach to zwykle temat, który wzbudza wśród rodziców wiele emocji. Nie pasują im jadłospisy, skarżą się na za małe porcje. Mają uwagi do tego, czy jedzenie jest wystarczająco ciepłe, twierdzą, że wygląda nieapetycznie etc. Opinii, skarg i uwag tyle, ile preferencji smakowych samych uczniów.
Do redakcji eDziecka napisała czytelniczka, pani Joanna, której córki (7 i 11 lat) chodzą do jednej z warszawskich szkół podstawowych (nazwisko do wiadomości redakcji). Pani Joanna postanowiła podzielić się z nami swoimi przemyśleniami dotyczącymi obiadów w placówce córek. A właściwie problemów z obiadami, jakie mają pozostali rodzice. Czytelniczka napisała, że jej córki chodzą do publicznej szkoły, która ma podpisaną umowę z dużą firmą cateringową przywożącą posiłki dla uczniów.
Ciągle coś im nie pasuje: a to Kamilowi nie smakowała zupa, a to córka powiedziała, że pierogi były niedobre, a to któreś dziecko nie lubi tłuczonych ziemniaków. Na każdym zebraniu w kółko ten sam temat, skrzynka mailowa pęka od wiadomości, na Facebooku i Whatsappie ciągłe narzekanie
- pisze pani Joanna.
Doszło do tego, że rodzice powołali specjalną komisję obiadową i latają do szkoły sprawdzać, co jest do jedzenia i ile. Ważą porcje, sprawdzają, wybrzydzają. A jak coś jest nie tak, to awantura gotowa. Nawet o kluski: Moje dziecko dostało za mało - skarżą się. Nic dziwnego, że ich dzieci potem nie chcą tego jeść
- dodaje czytelniczka i zauważa, że przecież te posiłki muszą spełniać określone normy i na pewno nikt nie zamierza otruć ich dzieci.
Moje córki raczej nie narzekają, a ja się cieszę, że mają w szkole ciepły, pełnowartościowy posiłek, a nie same kanapki. Jak im coś nie smakuje, to po prostu nie jedzą, zawsze mają coś w śniadaniówce. Zresztą trudno sobie wyobrazić, żeby nagle wszystkim dzieciom wszystko smakowało.
Nasza czytelniczka dodała coś, co usłyszała od swojej znajomej:
Chodzi o potrzebę kontroli. Niektórzy rodzice chcą mieć wpływ na wszystko, co robią i jedzą ich pociechy, chcą mieć wgląd do wszystkiego, o wszystkim decydować. Nie potrafią odpuścić, osaczają te biedne dzieci z każdej możliwej strony. Czy to znak rodzicielstwa naszych czasów?
- spytała w wiadomości pani Joanna. A Wy co o tym sądzicie? Czy posiłki w placówkach waszych dzieci są smaczne? Narzekają? Czy rodzice też mają z tym problemy? Dajcie znać w komentarzach.