Zabrała córkę ze szkoły. 11-latka uczy się w domu. "Maksymalnie dwie godziny dziennie"

Agata jest mamą 11-letniej Klary, uczennicy piątej klasy. Wraz z tatą córki długo zastanawiała się nad przeniesieniem córki do edukacji domowej, oboje mają złe zdanie o szkołach systemowych. W końcu się odważyli. Agata opowiada nam o pierwszych wrażeniach. Swoich i Klary.

Więcej informacji o aktualnej sytuacji w polskim szkolnictwie na stronie Gazeta.pl

Ewa Rąbek: Dlaczego przeniosłaś córkę do Szkoły w Chmurze?

Agata: Dlatego, że nie wierzę, że w obecnym systemie edukacji w Polsce dziecko jest w stanie polubić naukę. 

Dlaczego?

Bo tam dzieci nieustannie są straszone słabymi ocenami, tym, że nie przejdą do następnej klasy. Motywacja do nauki wynika wyłącznie ze strachu. W przepełnionych klasach nie ma mowy o rozwiązywaniu problemów przez nauczyciela indywidualnie z uczniami. Poza tym moja córka źle znosiła przemocową komunikację z nauczycielami oraz hałas w sali - nie mogła skupić się na sprawdzianach.

Przemocową komunikację? 

"Boże znowu wy. Jesteście najgorszą klasą w szkole", "Ty nic nie umiesz. Chyba trzeba zbadać ci głowę, bo nie wierzę, że tam coś jest", Jeszcze raz cię usłyszę, to wykopię cię z klasy", "Jeszcze raz zobaczę u ciebie takie włosy, to ogolę na łyso". To tylko przykłady tego, jak nauczyciele zwracali się do uczniów w poprzedniej szkole Klary. Zostałam tam nawet członkiem rady rodziców, bo chciałam, żeby coś się w tej kwestii zmieniło.

I zmieniło się?

Nie. Okazało się, że to walka z wiatrakami. Jako rada chcieliśmy na przykład zasponsorować nauczycielom szkolenie z komunikacji bez przemocy. Dyrekcja była oburzona tą propozycją. Stwierdziła, że byłoby to obraźliwe dla nauczycieli. Zszokowało mnie to. Nie mogłam zrozumieć, jak placówka edukacyjna może traktować podnoszenie kompetencji pracowników za obraźliwe. Wtedy zrozumiałam, że to nie miejsce dla nas. Poza tym zdarzały się nieprzyjemne sytuacje, na które szkoła nie reagowała.

Jakie?

W siódmej klasie był agresywny chłopak. Raz próbował zepchnąć ze schodów moją córkę i jej koleżankę, groził im wybiciem zębów, wyzywał od najgorszych. Dziewczynki się go zwyczajnie bały. Poszliśmy na rozmowę z panią dyrektor, a ona zaproponowała skandaliczne rozwiązanie tego problemu: poradziła, żeby dziewczynki, gdy zobaczą na korytarzu tego ucznia, przechodziły z daleka od niego, unikały konfrontacji i tyle. Jednym słowem poleciła im, żeby go nie "prowokowały". 

Nie bałaś się przenieść córki do edukacji domowej?

Oczywiście, że się bałam, wielu rzeczy. I wciąż się boję.

Czego konkretnie?

Że minimum programowe, które musi opanować w Szkole w Chmurze, to będzie tak mało, że nie zda do liceum. Że będzie samotna bez rówieśników, znajomych ze szkoły, że ominie ją coś, co jest tak ważne dla wielu dzieci - doświadczenie życia w szkolnej społeczności. I przede wszystkim - że jej wewnętrzna motywacja do nauki okaże się niewystarczająca, będzie trzeba ją zmuszać i pilnować. To też była główna obawa taty Klary, ale im lepiej poznajemy tę szkołę, tym jesteśmy spokojniejsi. Na razie nie żałujemy tej decyzji. 

Zobacz wideo Czy każde dziecko może być dobre z matematyki?

Jakie były pierwsze wrażenia Klary? 

Jest wzruszona łagodnością wykładowców, pań z sekretariatu i dyrektorki. Ciągle powtarza, że wszyscy są mili i ciepli, jest tym autentycznie zdziwiona. A mi się chce płakać, gdy myślę, że pięć lat spędziła z ludźmi, którzy sprawili, że dobroć i łagodność w szkole są dla niej tak niezwykłe.

Ma też zajęcia stacjonarne?

Tak. Dzieci mogą uczestniczyć w zajęciach z edukatorami, same wybierają, w których i jak często. Warsztaty odbywają się np. w Puszczy Kampinowskiej lub Centrum Nauki Kopernik. Niedawno w Warszawie otworzyła się placówka do stacjonarnych spotkań "z chmury". Ludzie mają wspaniałe, kreatywne pomysły na naukę dla dzieci. Bo szkoła w chmurze to też cała społeczność.

Ile czasu Klara poświęca na naukę?

Godzinę, maksymalnie dwie dziennie, ale teraz zrobiła sobie tydzień wolnego.

Nie będzie mieć zaległości?

"W chmurze" nie ma pojęcia zaległości. Program nie jest przewidziany na jakiś konkretny czas. Myślę, że gdyby mocno się postarała i uczyła się po pięć godzin dziennie, to w trzy miesiące zaliczyłaby cały rok. Klara teraz chce szybko zaliczyć matematykę, żeby już do niej w tym roku szkolnym nie wracać. 

A co robi z pozostałym czasem?

Chcesz wiedzieć, czy nie siedzi całymi dniami przed telewizorem lub komputerem? Nie, nie siedzi. Telewizora zresztą nie mamy. Trenuje jeździectwo, skacze przez przeszkody. Dużo czasu poświęca na treningi i udział w zawodach. Tam ma przyjaciół, z którymi często się spotyka i spędza dużo czasu, jest więc wśród rówieśników, których łączy wspólna pasja. To zaspokaja jej towarzyskie potrzeby. Poza tym, od kiedy jest "w chmurze" mamy więcej czasu dla siebie, chodzimy na różne wystawy, co też traktujemy jak naukę.

Liczysz się z tym, że jednak będziesz musiała przesiadywać z nią nad książkami?

Tak. I jestem na to gotowa. To niewielka cena, jaką muszę zapłacić za spokój Klary. Zresztą ja to też trochę lubię. Cieszę się, że razem możemy robić coś nowego, że coś sobie poprzypominam...

Prawo Newtona? Rachunek prawdopodobieństwa? 

Na szczęście na razie są ułamki i układ pokarmowy (śmiech).

Komu odradziłabyś "Szkołę w chmurze"?

Rodzicom nastawionym na wyniki, oceny, dyplomy, dyscyplinę i kontrolę. Ludziom, którzy wierzą w systemową szkołę i potrzebują w życiu jej zasad, żeby mieć poczucie bezpieczeństwa. Oni sobie "w chmurze" nie poradzą. Tu liczą się relacje, uczucia, spotkania i inspiracje. Nauka jest jakby pobocznym tematem. Nie ma rywalizacji. Dzieciaki, które chwalą się, że są "w chmurze", nie mają na myśli, że, mają świetne oceny i czerwony pasek, a tym, że mają spokój i dużo czasu na swoje pasje, rozwijanie ich w przyjaznych warunkach.

Kiedy rozmawiam z rodzicami "z chmury", wszyscy zgodnie przyznają, że ich dzieci są teraz spokojniejsze i szczęśliwsze. Mają pasję w oczach i chętnie się uczą. "Chmurowe" dzieciaki ostatnie zaćmienie słońca oglądały w Planetarium Centrum Nauki Kopernika. Wszystkie z wypiekami na twarzy słuchały wykładu astronoma, który opowiadał to, co mają w podstawie programowej. To była lekcja, ale one były tam, bo chciały, a nie dlatego, żeby pani nie wstawiła nieobecności.

Słyszysz czasami stwierdzenie: "dziecko sobie nie radziło w szkole, więc je przenieśli do edukacji domowej"? Chodzi mi o to, że w szkole uczniowie nie tylko przerabiają podstawę programową, ale uczą się żyć w społeczności. Pojawiają się pierwsze problemy, konflikty, próby ich rozwiązania, kompromisy. Uczą się "sobie radzić".

To myślenie sprzed dwudziestu lat, zgodnie z którym, dzieci na trudności trzeba uodparniać, wystawiając je na nie. Tak się dzieje w szkole systemowej, gdzie uczniowie często przeżywają bardzo trudne emocje bez żadnego wsparcia. Dziecko kochane i szanowane wyrośnie na odważnego, tolerancyjnego i otwartego człowieka, świadomego swoich emocji, umiejącego je przeżywać. Będzie popełniało błędy, ale nie będzie bało się upokorzenia, bo dla niego te błędy będą naturalne. Dając dziecku zaplecze w postaci wsparcia i uważności na jego uczucia, wychowamy silnego, stabilnego i zaradnego człowieka. 

Wiele ludzi ma traumy z czasów szkolnych, pamięta upokorzenia ze strony nauczycieli, przykrości ze strony rówieśników, brak wsparcia, samotność. Nikt mi nie wmówi, że dzięki tym doświadczeniom ludzie lepiej sobie radzą w życiu dorosłym. Stwierdzenie: co cię nie zabije, to cię wzmocni jest bzdurą. Powinno brzmieć: co cię nie zabije, to cię osłabi.

A jeśli się okaże, że Klara nie chce się sama uczyć, zacznie zawalać egzaminy?

To wróci do szkoły stacjonarnej, taką mamy umowę. Tyle że nie systemowej, a demokratycznej.

Czyli dajesz sobie prawo do pomyłki w sprawie szkoły?

Tak, absolutnie. Zresztą moim zdaniem w rodzicielstwo wpisane jest popełnianie błędów, dawanie sobie do tego prawa, a później wycofywanie ze złych decyzji przy jak najmniejszych stratach (śmiech). Najwyżej córka straci rok nauki. To nie koniec świata. Dostała ode mnie i swojego taty kredyt zaufania i swobodę, żeby się sprawdzić w nowej sytuacji. A to dla niej znaczy więcej niż rok nauki. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.