Ma 21 lat i uczy dzieci polskiego. "Wychowawca zasygnalizował, że wielkim naukowcem nie zostanę"

Bartłomiej Rosiak jest najmłodszym nauczycielem w Polsce. Wystarczył mu rok, żeby skończyć trzyletnie studia polonistyczne. Obecnie ma 21 lat i już uczy języka polskiego w Szkole Podstawowej nr 182 w Łodzi.

Więcej wiadomości ze szkół przeczytasz na Gazeta.pl.

Bartłomiej Rosiak w rozmowie z "Dzień dobry TVN" opowiedział o swojej drodze do nauczania. Jak podkreślił, w podstawówce sam nie był orłem. 

Wychowawca kiedyś mojej babci zasygnalizował, że wielkim naukowcem to na pewno nie zostanę. Natomiast ja już w szkole podstawowej wiedziałem, że będę chciał zostać nauczycielem. Od zawsze, od dziecka

- wspomina. W liceum usłyszał od polonistki, że pisze tak dobrze, że mógłby zostać polonistą. I wziął sobie te słowa do serca. 

Zobacz wideo "Co jest złego w tym, że uczeń sprawdzi coś w internecie? Kwestia, żeby umiał zweryfikować znalezione informacje"

Kiedy skończył 17 lat, wrócił do placówki, w której sam się uczył i zaproponował, że będzie prowadził dodatkowe zajęcia dla dzieci. Jego propozycja spotkała się z zainteresowaniem. Chociaż nie dostawał wynagrodzenia za swoje działania, jego zapłatą była satysfakcja. Z jego pomocą trójkowi uczniowie stawali się olimpijczykami.

Spotkał na swojej drodze ludzi, którzy pomogli mu osiągnąć sukces

Choć sam nie wygrał olimpiady z języka polskiego, po tym, jak wziął w niej udział, otrzymał propozycję udziału w programie Uniwersytetu Łódzkiego "Zdolny uczeń - świetny student". Jeszcze bez matury rozpoczął prowadzenie badań naukowych. Trzyletnie studia polonistyczne skończył w rok, a w szkole pracuje od marca 2022 roku.

Długo wydzwaniałem znajomych nauczycieli, czy nie wiedzą, gdzie z wrześniem zwalnia się miejsce dla polonisty, bo w ten sposób w naszym środowisku zdobywa się pracę, aż w końcu dowiedziałem się o wakacie w łódzkiej SP nr 182. Gdy poszedłem tam z moim CV, okazało się, że szkolna sekretarka nic o tym wakacie nie wiedziała

- opowiadał w rozmowie z Onetem. Po rozmowie z panią dyrektor usłyszał propozycję: "Czy może pan zacząć od poniedziałku?". No i zaczął. Jest młodszy od innych nauczycieli, ale nie brakuje mu autorytetu.

Oni sami mi mówią, że ja ich bardziej rozumiem, że ja wiem, z jakimi problemami się spotykają. Ja te problemy traktuję poważnie. Patrzę na nie z perspektywy młodego człowieka i rozumiem, że jeżeli dziecko mówi mi, że w jakiś sposób skończył się dla niego świat, bo coś się wydarzyło, to tak właśnie jest. Wychodzę z takiego założenia, że jeżeli przychodzi do mnie dziecko z problemami emocjonalnymi na lekcję, z głową zupełnie gdzieś indziej, to choćbym tańczył na tej lekcji, to nic mu nie przekażę. Najpierw rozwiązujemy problemy, a potem dopiero przechodzimy do nauki

- podkreśla w rozmowie z "Dzień dobry TVN".

Więcej o: