W środę maturzyści, którzy w przyszłym roku będą zdawać egzamin dojrzałości, mieli szansę zmierzyć się z arkuszami próbnymi. Centralna Komisja Egzaminacyjna zwyczajowo przygotowuje takowe na początku roku szkolnego, by przyszli abiturienci mogli zapoznać się z formułą egzaminu.
Więcej wiadomości znajdziesz na Gazeta.pl >>>
W maturze podstawowej z języka polskiego jako tekst źródłowy, na bazie którego pracować mają potem zdający, wykorzystano m. in. fragment tekstu opublikowanego w "Tygodniku Powszechnym" pt. "Nie sposób tego zagwizdać", autorstwa semiotyka kultury dr Marcina Napiórkowskiego. Fani kulturoznawcy zdążyli mu o tym donieść, a ten sprawę skomentował na Twitterze:
Z całego serca życzę Wam dziś powodzenia na próbnej maturze polskiego! Ale przestańcie mi wysyłać DMy. Nie mam pojęcia, jak odpowiedzieć na te pytania. Serio.
W arkuszu egzaminacyjnym znalazły się trzy zadania bazujące na lekturze tekstu Napiórkowskiego. Pierwsze zawierało pytanie otwarte, które brzmiało: "Czy Marcin Napiórkowski zgadza się z tym, że sequeloza jest zjawiskiem powstałym współcześnie? Uzasadnij odpowiedź". Za prawidłową odpowiedź uczeń mógł zdobyć jeden punkt.
Kolejne zadanie polegało wytłumaczeniu, czym jest według Napiórkowskiego "złota zasada Czechowa" (prawidłowa odpowiedź warta była 2 pkt). W ostatnim zadaniu z tej części zdający musieli zidentyfikować prawdziwość stwierdzeń podanych przez egzaminatorów. W kolejnych zadaniach trzeba było już tekst Napiórkowskiego zestawić z drugim tekstem źródłowym Wojciecha Józefa Burszty.
Po namowach fanów naukowiec jednak zmierzył się z jednym z pytań. Tym samym, Marcin Napiórkowski spróbował odpowiedzieć, czy Marcin Napiórkowski zgadza się z tym, że sequeloza jest zjawiskiem powstałym współcześnie.
Poprawna odpowiedź (moim zdaniem) brzmi: i tak, i nie - napisał odnosząc się do pytania o sequelozę. - Ten tekst jest o tym, że mamy w ostatnich latach zalew sequeli, a zarazem wykorzystują one bardzo stare mechanizmy funkcjonowania mitów.
Choć dziś CKE stała się źródłem żartów, bo "udało jej się zagiąć autora", to jednak na obronę egzaminatorów warto wziąć pod uwagę fakt, że pytanie znalazło się w arkuszu podstawowym. Uczniowie mierzący się z egzaminem mają nieporównywalnie mniejszą wiedzę niż doktor habilitowany nauk humanistycznych, wykładowca Instytutu Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego, która w tym przypadku może przeszkadzać. Uczniowie mieli ograniczyć się do wysnucia wniosków bazując tylko na przeczytanym tekście, co miało zademonstrować umiejętność czytania ze zrozumieniem, a nie znajomość niuansów semiotyki.
O komentarz poprosiliśmy nauczycielkę języka polskiego, która od wielu lat sprawdza matury.
Nie zgadzam się z twierdzeniem, że te pytania są trudne, zwłaszcza po czterech latach nauki w liceum, podkreślam czterech. Przypomnijmy, że jeszcze niedawno z dokładnie takimi samymi pytaniami uczniowie mierzyli się zaledwie po trzech latach nauki w liceum.
Zdaniem egzaminatorki Napiórkowski puszcza oko do swoich obserwatorów.
Dr Napiórkowski jest wykładowcą akademickim i z pewnością jest dobrze zaznajomiony z takimi narzędziami pracy filologów (choć nie tylko) jak analiza tekstu literackiego. Pozwala mi to sądzić, że jego tweety są jedynie kokieterią. Pytania z arkusza są łatwe i bezpośrednio wynikają z tekstu. Zdający mieli oprzeć jedynie na tekście źródłowym i udzielić precyzyjnej odpowiedzi. Akurat w tym przypadku mniej znaczy więcej.
Czy matura powinna tak wyglądać?
Egzaminacyjne wymogi, jak zwracała uwagę nasza rozmówczyni, wymagają od ucznia całkowicie podstawowych umiejętności i jak najprostszych rozwiązań - przez co sam Napiórkowski miał wątpliwości, satysfakcjonowałaby osoby układające test. Naukowiec fakt pojawienia się swojego tekstu na maturze potraktował jako przyczynek do rozważań o kondycji polskiej edukacji. Zamiast prostych schematycznych rozwiązań, wolałby, aby kształtować w młodych ludziach ciekawość świata i kreatywność.
Już w pierwszych klasach podstawówki, chociaż nie jest to ani konieczne, ani zalecane, uczniowie dostają tony ocen liczbowych. Jedynki, piątki, trójki zamiast rozmowy i wskazówek. Dlaczego? Bo tak jest łatwiej. Ocena ułatwia szeregowanie i porównywanie do średniej. Zwalnia system z konieczności dostarczenia dziecku wartościowej informacji zwrotnej, z konieczności zauważenia, że każdy uczeń jest inny. W szkole każda odpowiedź jest po prostu dobra albo zła, lepsza albo gorsza. Uzależniliśmy się od prostych testów dających jednoznaczną odpowiedź. Egzamin instant – wystarczy dolać wody i masz ocenę. Nie trzeba się zagłębiać w szczegóły, łatwo wszystkich porównywać i ułożyć ranking. (...) Dlaczego nie mamy się czasu uczyć nowych rzeczy? Bo w przyszłym roku jest Wielki Test i trzeba powtarzać materiał!