Rozmawiam z ojcem dziewczynki, która za kilka dni rozpocznie egzaminy. W trosce o córkę i jej komfort w przygotowaniach podjął decyzję o zwolnieniu jej z bieżącego tygodnia szkoły. Powód? Przeciążenie materiałem i brak jakiejkolwiek przestrzeni na skupienie się na nauce do testów. Ot, absurd goni absurd.
Dwa słowa: polska edukacja. Nasza córka chodzi do szkoły publicznej, zderzyła się ze ścianą materiału w ósmej klasie. W każdym tygodniu sprawdziany, kartkówki, lekcje do późna i tak wygląda cały rok. Nie ma mowy o zajęciach dodatkowych na rozwijanie pasji dziecka, zainteresowań. Nie ma czasu na cokolwiek poza nauką, córka wracała ze szkoły, spędzała kilka godzin nad pracą domową i dzień właściwie dobiegał końca. I tak mijał miesiąc po miesiącu.
Na końcu jest jednak egzamin, który jest super ważny i decyduje w dużym stopniu o dalszej edukacji dziecka. Obserwowaliśmy więc, czy coś się zmieni, pojawi się jakaś przestrzeń skupiona wyłącznie na tym przygotowaniu. Nic nie ulegało zmianie, plan lekcji wciąż był przeładowany. W tym tygodniu, w ostatnim tygodniu przed egzaminem córka miała zaplanowane dwa duże sprawdziany. To było chore, więc ratując swoje dziecko przed polską edukacją, żeby się dobrze wykazało w egzaminie zorganizowanym przez polską edukację, musieliśmy ją wyciągnąć ze szkoły.
Różnie, najczęściej miała około 9 godzin lekcyjnych, kończyła lekcję w okolicach godziny 16:00. Wracała do domu i siadała do pracy domowej. Mam poczucie, że dzieci są bardziej przeciążone nauką i materiałem w szkole niż dorośli w pracy. My wracamy do domu i większość z nas ma ten komfort, że już nie pracuje. Wyobraź sobie, że każdego dnia przychodzisz do pracy, a po powrocie siadasz na godzinę czy dwie do prezentacji, ofert etc. Po pracy, w domu.
Tak, ale ta inicjatywa musi być odgórna, determinacja do tych zmian na szeroką skalę. Powtórzę, system edukacji w Polsce jest kulturą ciężkiej pracy, ponad siły, niewyobrażalnej presji i w efekcie przeciążenia materiałem.
Kolejnym absurdem jest to, że już na studiach jest zupełnie inaczej. Większość z nas wie, że jest więcej luzu! Paradoksalnie, kiedy ludzie są już dorośli i mogą pracować, powinni się uczyć, wdrażać to mają najwięcej luzu w trakcie swojej edukacyjnej kariery.
Ranking szkół to jest temat rzeka! W naszej rodzinie mieliśmy doświadczenia bycia w takim topowym liceum w Warszawie i przez to doświadczenie właśnie, nie puścimy naszego dziecka do takiej placówki. Jest taki świetny film "Whiplash". Każdy, kto kandyduje do takiej szkoły, powinien go zobaczyć. Presja na wynik, rywalizacja, to nie jest dla wszystkich. Są osobowości, które rozwiną się w takim środowisku, ale większość jednak nie.
My świadomie wybieramy licea ze środka rankingu i dolnej połowy stawki. I to sprawia, że te placówki zdają się nieco normalniejsze, bardziej wyluzowane. Nie krążą po nich legendy o wybitnych absolwentach, uczniowie nie są nimi od razu wtłaczani w jakieś ramy presji, schematy. Szczególnie w jednej z takich placówek czuliśmy się dobrze, widzieliśmy, że uczniowie tam mają przestrzeń na bycie po prostu. To jest tylko liceum! To nie jest reality-show, pt. "Top 100 najmądrzejszych dzieci".