Chętkowski przed maturą: Szwajcarzy będą nas pytać o Gombrowicza, a my nie będziemy wiedzieli kto to

Ewa Walas
W maju niemal 300 tys. osób przystąpi do egzaminów maturalnych. Niektóre z nich ostatnie dni zostawiły na relaks, inne na naukę na ostatnią chwilę, część ryzykantów liczy na przecieki. - Maturzyści nastawili się, że muszą zdać egzamin niezwykle dobrze, żeby liczyć się w rekrutacji. Mam wielki żal do rządzących, bo strach ma wielkie oczy i to oni podsycili atmosferę lęku - mówi nam Dariusz Chętkowski, polonista w XXI LO w Łodzi.

Czy tegoroczni maturzyści dostali od pana jakieś rady przed majówką?

Stali się już absolwentami szkoły, otrzymali świadectwa jej ukończenia i zrobią, co chcą. Ale radziłem, żeby nie nastawiali się na to, co przeczytają przed egzaminem w internecie. Już kilka dni temu można było znaleźć w sieci pogłoski, że na Podlasiu po raz kolejny pojawią się przecieki. Ale to tylko plotki, które mogą zawrócić młodym ludziom w głowach. Ktoś może tę atmosferę wykorzystać i opublikować przed maturami cokolwiek, a uczniowie niepotrzebnie się na to nastawią. Nie warto chyba zostawiać nauki na ostatnią chwilę i liczyć, że temat pojawi się w internecie.

Przed maturzystami nie tylko presja związana z samym egzaminem, ale też z niepewną sytuacją związaną z naborem na studia.

W szkole zapanował duży strach. Szczególnie wśród tych, którzy wybierali się na najbardziej oblegane kierunki typu medycyna. Uczniowie boją się, że miejsc na studiach będzie mniej.

Wszystko ze względu na pojawienie się uchodźców, którzy albo studiowali medycynę u siebie, albo zdawali maturę u siebie i chcieliby rozpocząć studia w Polsce. A szczere wyjaśnienie ze strony ministerstwa edukacji w tej sprawie się nie pojawiło. Nie wiadomo właściwie jaka jest sytuacja uczniów będących uchodźcami – czy będą brali udział w tej samej rekrutacji, czy może zostaną utworzone specjalne miejsca?

W związku z tym, że ministerstwo nie postawiło sprawy jasno, zaczęły funkcjonować jakieś plotki i podejrzenia, a maturzyści nastawiali się tak, że muszą zdać egzamin niezwykle dobrze, żeby liczyć się w rekrutacji. Mam więc wielki żal do rządzących, bo strach ma wielkie oczy.

Instrukcji działania nie otrzymali też sami Ukraińcy.

Tak, do naszej szkoły przychodzili rodzice z absolwentami liceów, którzy przykładowo chcieli jeszcze pochodzić do szkoły, żeby pouczyć się języka. Nie wiedzieli co robić, czuli się zagubieni – czy najpierw powinni podszkolić polski, czy może od razu ubiegać się o miejsce na studia? Jeśli ktoś pytał o to mnie – odsyłałem do dyrektora, dyrektor odsyłał do kuratora, a ludzie z kuratorium wysyłali tych ludzi do nas. To jeden wielki chaos i szok.

Atmosfera strachu doprowadziła do tego, że niektórzy maturzyści mówili panu wprost, że nie będą powtarzać przed egzaminem lektur.

Jedna z moich uczennic otwarcie powiedziała, że zależy jej na innych przedmiotach. W pracy maturalnej z języka polskiego będzie pisać o filmach, a literaturę pominie, bo boi się błędów kardynalnych.

Praktyka wygląda jednak tak, że egzaminatorzy nie mają odwagi dyskwalifikować z powodu takich błędów prac. Sam sprawdzałem kiedyś pracę dotyczącą "Chłopów". Zdający miał takie pojęcie o tej lekturze, co ja o lotach w kosmos. Wypracowanie było wręcz nasycone błędnymi twierdzeniami, jednak otrzymałem wyraźne polecenie, aby nie skupiać się na potknięciach, a wyłuskać z niego tyle dobrego, ile się da. Dlatego odnoszę wrażenie, że nie warto bać się odwołań do literatury.

Od przyszłego roku będą one zresztą obowiązkowe.

To prawda, uczniowie po czteroletnim liceum i pięcioletnim technikum będą musieli odwołać się do przykładów literackich – w tym do jednego z obowiązkowej listy lektur. Po raz pierwszy na testach będą też drukowane tytuły – żeby zdający wiedział, co należy do tej listy.

W praktyce jednak raczej każdy uczeń ma kilka lektur w głowie i w razie czego może się nimi posłużyć.

Z tej listy znikną jednak niektóre pozycje, m.in. "Ferdydurke".

Spełniło się w ten sposób marzenie prawicy. Gombrowicza zaczął usuwać już minister Giertych – za jego czasów powstał ten problem.

Ale sytuacja jest o tyle kuriozalna, że Gombrowicza do listy lektur wprowadziła Solidarność. To ona chciała, żeby pisarze emigracyjni trafili do szkół. Wprowadzono więc Herlinga- Grudzińskiego i Gombrowicza. Teraz można powiedzieć, że prawie to samo środowisko tych pisarzy usuwa. Widać więc wyraźnie, jak bardzo zmienili się ludzie wywodzący z Solidarności. Kiedyś mieli otwarte umysły, dziś są bardzo zamknięci.

Gombrowicz powinien zostać?

Widziałem fragment "Ferdydurke" w szwajcarskim podręczniku dla licealistów. Byłem mile zaskoczony, że się tam znalazł. Ale doprowadziło mnie to też jednocześnie do myśli, że za kilka lat okaże się, że Szwajcarzy będą nas pytać o Gombrowicza, a my nie będziemy wiedzieli kto to.

Czy ma pan przeczucie, co może pojawić się w maturalnych arkuszach w tym roku?

Uważam, że matura powinna być w miarę przewidywalna. Nie może być tak, że uczniowie idą na polską maturę i otrzymają wiersz amerykańskiego czy brytyjskiego poety – a tak się zdarzało.

Myślę, że skoro mamy rok romantyzmu, na egzaminie powinien znaleźć się romantyczny twórca – byłoby to normalne i dałoby ludziom poczucie bezpieczeństwa. W ostatnim roku położyliśmy duży nacisk na romantyzm z okazji dwusetnej rocznicy wydania "Ballad i romansów". Jeśli okaże się, że o romantyzmie na maturze nie będzie ani słowa – to zostanie wywinięty zarówno licealistom, jak i nauczycielom, niemiły numer. Dlatego ja na egzaminie widziałbym któregoś z romantycznych twórców. Oczywiście, nie musi to być Mickiewicz.

A drugi wymarzony temat?

Uważam, że za naszą wschodnią granicą mają miejsce tak istotne wydarzenia, że powinno dać się młodym ludziom możliwość wypowiedzi na ten temat. Dlatego chciałbym, żeby na maturze znalazło się coś współczesnego, dotyczącego dużego miasta, dającego możliwość odwołania się do współczesnych wydarzeń.

Świetnie sprawdziłby się np. "Pamiętnik z powstania warszawskiego" Mirona Białoszewskiego. Taki tekst byłby zrozumiały, o powstaniu warszawskim słyszał chyba każdy. Jednocześnie oczywistym jest, że Ukraińcy walczą z Rosjanami dłużej niż warszawiacy z nazistami i niż ktokolwiek na początku myślał, że to możliwe. Uczniowie żyli atmosferą wojny w Ukrainie – dobrze, żeby mieli możliwość napisać o współczesnym dziele i odwołać się do współczesnych wydarzeń.

A wyniki matur?

Bardzo wysokie z niektórych przedmiotów i drastycznie niskie z innych. Na tym polu może być zdziwienie. Ten rocznik chce zdać genialnie maturę z przedmiotów rozszerzonych, które będą liczyły się podczas rekrutacji na studia, a inne może zlekceważyć. Zawsze w szkołach obawialiśmy się takiego rozstrzału – źle się później uczy, spada odium na nauczycieli, którzy mieli słabe wyniki (a rezultaty ze wszystkich przedmiotów liczą się w rankingach szkół maturalnych). Może się okazać, że część nauczycieli zawiodła uczniów i placówkę. Każdy będzie szukał winnego, a z drugiej strony do miana ojca sukcesu będzie wielu chętnych. A przecież w szkole nie ma przedmiotów niepotrzebnych.

***

Dariusz Chętkowski to polski pisarz, publicysta i nauczyciel. Uczy języka polskiego w XXI Liceum Ogólnokształcącym im. Bolesława Prusa w Łodzi. Jest znany z niekonwencjonalnych sposobów nauczania, łączy tradycję z nowatorstwem. Publikował m. in. w "Polityce", "Gazecie Wyborczej", "Polonistyce", "Ergo", "Zeszytach Szkolnych".

Więcej o:
Copyright © Agora SA