Więcej wiadomości na temat obecnej sytuacji w szkołach znajdziesz na Gazeta.pl.
Od kilku dni Ministerstwo Zdrowia informuje o rekordowych liczbach nowych przypadków koronawirusa. 24 stycznia 29 100 osób otrzymało pozytywny wynik testu. Te pesymistyczne dane przekładają się także na sytuację w szkołach. W ciągu zaledwie pięciu dni liczba placówek, które zawiesiły zajęcia, wzrosła w stolicy o ponad 100 procent. Wiadomość o niepokojących statystykach przekazała na swoim oficjalnym profilu na Facebooku wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska.
Za tydzień uczniowie i uczennice warszawskich szkół rozpoczną ferie zimowe. Jednak to, co się teraz dzieje w naszych placówkach, nie napawa optymizmem. Ten tydzień nauki stacjonarnej kończymy z 424 placówkami oświatowymi z zawieszonymi zajęciami. To wzrost o ponad 100 proc. w ciągu 5 dni
- napisała.
Zgodnie z informacjami opublikowanymi przez Kaznowską w wyniku wykrycia zakażeń COVID-19 zajęcia zostały częściowo zawieszone w 411 placówkach, a całkowicie zawieszone w 13 placówkach. Daje to łącznie 424 placówki z COVID-19. Wiceprezydent Warszawy poinformowała, że wśród nich znajdują się 118 przedszkoli, 184 szkoły podstawowe i 122 szkoły ponadpodstawowe.
Jak podkreśliła w rozmowie z eDziecko.pl nauczycielka, pracująca w jednej z zamkniętych placówek, "w tej chwili szkoły są jednym wielkim zbiorowiskiem chorób i lekcje nie odbywają się normalnie".
Obecnie placówka, w której uczę, jest zamknięta i myślę, że to dobra decyzja. Raz, że brakuje uczniów i potem trzeba materiał powtarzać, dwa - nie ma nauczycieli. Wszyscy padają jak muchy. Była sytuacja, że tylko dwie klasy miały stacjonarne zajęcia i przez pół tygodnia na lekcje przychodziły dwie osoby. Wszyscy tracili, bo ani normalnie nie mogliśmy przerabiać materiału, ani nie było zdalnych
- stwierdziła.
W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" wiceprezydent Renata Kaznowska zwróciła uwagę na to, że w placówkach, które funkcjonują stacjonarnie, wielu rodziców nie posyła dzieci na lekcje, bo boją się zakażenia i kwarantanny.
Jeśli dzieci w tym tygodniu w nią wpadną, to z wyjazdu na ferie mogą być nici. Zjawisko nieposyłania dzieci do szkół się nasila, więc nauka zdalna tym bardziej jest zasadna
- oznajmiła i dodała, że zaskakuje ją postawa ministra zdrowia, który nie podjął dotychczas działań w kierunku zamknięcia szkół.
Warszawa od poniedziałku powinna przejść na naukę zdalną. Za tydzień zaczynamy ferie. Ten tydzień oraz dwa tygodnie ferii można by poświęcić na wygaszenie ognisk zakażeń w oświacie
- podkreśliła.
Podobnego zdania jest Tomasz Karauda, lekarz oddziału chorób płuc w szpitalu im. Barlickiego w Łodzi. W rozmowie z Radiem ZET podkreślił, że "szkoły są teraz wylęgarniami koronawirusa" i zaalarmował: "powinny jak najszybciej przejść na nauczanie zdalne".
Zgodnie z raportem MEiN z 21 stycznia w województwach, które nie mają ferii 70,8 proc. szkół podstawowych, pozostaje otwartych. Natomiast 83 placówki wprowadziły naukę zdalną, a 2805 szkół ma lekcje w trybie mieszanym. Podobnie sytuacja wygląda wśród szkół ponadpodstawowych. 78,6 proc. średnich pracuje w trybie stacjonarnym, z czego 47 ma lekcje zdalne, a 1130 uczy się w trybie mieszanym.
Co na to minister edukacji Przemysław Czarnek? Jak stwierdził w poniedziałek w rozmowie z Polskim Radiem, "Omikron rzeczywiście atakuje, widzimy to w statystykach szkolnych". Mimo to obecnie rząd nie planuje zamknięcia szkół.
Obserwujemy sytuację z dnia na dzień, jeśli by się działo coś absolutnie dramatycznego działo, będziemy podejmować decyzje, mamy kilka wariantów działań
- poinformował i dodał: "Wszystko może sprzyjać zakażeniu, ale nie dajmy się zwariować".