Więcej o aktualnej sytuacji w polskiej oświacie na Gazeta.pl
W ostatnim czasie na szkolnych lekcjach religii w naszym kraju uczniowie mogli się dowiedzieć m.in., że "plemniki w prezerwatywie to zamknięte duszyczki", "producenci antykoncepcji hormonalnej zaczynali działalność w Auschwitz" a "choroby są karą za straszne grzechy". Trudno się więc dziwić, że z katechezy rezygnuje coraz więcej dzieci i młodzieży.
Nie jest łatwo dotrzeć do wiarygodnych informacji z aktualnymi statystykami dotyczącymi tego, w jakim tempie uczniowie rezygnują ze szkolnych lekcji religii. Wiadomo, że w dużych miastach dzieje się to z większym natężenia, niż w mniejszych miejscowościach i na wsiach. Wiadomo też na pewno, jak to wygląda w Warszawie. W 2019 roku ratusz zwrócił się z pytaniem do dyrekcji placówek o frekwencję na katechezie. Okazało się, że na religię chodziło wówczas 78 proc. uczniów szkół podstawowych i 45 proc. uczniów liceów i techników. Dwa lata później ratusz ponowił swoje pytanie, żeby sprawdzić, jak sytuacja się a zmieniła. W szkołach podstawowych różnica nie była znaczna, bo udział w lekcjach religii zadeklarowało 72. proc uczniów szkół podstawowych. Znaczna zmiana nastąpiła jednak w szkołach ponadpodstawowych. Tam w liceach jedynie 32,8 proc uczniów, a w technikach 26,7 proc jeszcze chodzi na religię.
Wzrost liczby uczniów, którzy zrezygnowali z uczestnictwa w szkolnych lekcjach religii dotyczy nastolatków, często osób pełnoletnich, które świadomie przestały chodzić na te zajęcia. W przypadku młodszych uczniów rodzice mogą zostawiać ich na katechezie z obawy o to, jak zostanie zorganizowana dla nich opieka, bo religia wciąż w wielu szkołach jest zaplanowana w środku dnia.
Polska młodzież masowo porzuciła praktyki religijne – z blisko 70 proc. praktykujących w 1992 r. zostało dziś 23 proc.
- napisała niedawno na łamach Polityki Joanna Podgórska.