Chociaż uczniowie od września uczą się stacjonarnie, rodzice zaniepokojeni wzrostem liczby zakażeń obawiają się powtórki sytuacji z ubiegłego roku. Wówczas z powodu zagrożenia epidemicznego szybko podjęto decyzję o wprowadzeniu nauczania zdalnego, które nie odbiło się dobrze ani na wiedzy uczniów, ani ich samopoczuciu. Minister edukacji i nauki uspokaja jednak ich nastroje.
Więcej artykułów dotyczących sytuacji w polskich szkołach przeczytacie na Gazeta.pl.
W czasie konferencji prasowej w Lublinie Przemysław Czarnek powiedział, że system, który teraz funkcjonuje, czyli przechodzenie na naukę zdalną poszczególnych klas, gdy odnotuje się przypadki zakażeń wśród uczniów, jest najlepszym możliwym rozwiązaniem.
Mamy 3 tysiące szkół, w których poszczególne klasy są na kilkudniowym pobycie w domu z uwagi na kontakt z osobą zakażoną i ten system, uważam, jest najlepszy
- twierdził.
Nie ukrywał, że ponowne wprowadzenie nauki zdalnej dla wszystkich uczniów, byłoby szkodliwe dla dzieci i młodzieży.
Ja jako minister edukacji i nauki twierdzę, że ponowne przechodzenie na jakikolwiek tryb zdalny systemowy w szkołach jest niemożliwy z punktu widzenia spustoszenia, które wywołało u dzieci przebywanie w domach na nauce zdalnej w trakcie drugiej i trzeciej fali, co było koniecznością, ale dzisiaj koniecznością już nie jest
- mówił.
Ministerstwo Edukacji i Nauki monitoruje sytuację w placówkach oświatowych, a informacje dotyczące funkcjonowania szkół w skali całej Polski regularnie publikuje na Twitterze. Opracowuje je na podstawie danych otrzymanych od Kuratorów Oświaty. Według statystyk ze środy 10 listopada w trybie stacjonarnym funkcjonowało 12445 szkół podstawowych, czyli 86,5 proc. wszystkich placówek. W 75 wprowadzono naukę w trybie zdalnym, a 1868 w hybrydowym. W przypadku szkół ponadpodstawowych, w środę 10 listopada 6820 placówek, czyli 87,3 proc. wszystkich funkcjonowało stacjonarnie. W 63 wprowadzono edukację zdalną, a w 929 hybrydową.
Podsumowując, łącznie aż 2935 szkół nie pracowało w trybie stacjonarnym.