Szkolny "dress code". Nauczycielka: "Duże dekolty prowokują chłopców do niewłaściwych zachowań"

Według nauczycielki z jednej ze szkół z Pomorza dziewczynki powinny ubierać się do szkoły w określony sposób, żeby "nie kusić chłopców", a chłopcy, żeby nie "degustować" swoich koleżanek. Uczniom i rodzicom nie spodobało się to stanowisko.

Więcej na temat sytuacji w polskich szkołach na Gazeta.pl

Niedawno w mediach rozgorzała dyskusja na temat wytycznych dotyczących szkolnego stroju uczniów, które pojawiły się w kilku szkołach. Zgodnie z doniesieniami Wyborczej.pl, w szkołach w Gdańsku, Gdyni i Pszczółkach wprowadzono surowe zasady dotyczące ubioru uczniów. I to nie wszystkich, bo rzecz dotyczyła głównie ubrań dziewcząt. W mediach sytuację szybko nazwano "efektem Czarnka", doszukując się odgórnych wytycznych takich decyzji. Oliwy do ognia dolał opublikowany na Instagramie post Kamila Nowaka, autora bloga BlogOjciec, w którym pokazał screen wiadomości rozesłanej przez jedną ze szkół podstawowych do rodziców. Wiadomość dotyczyła stroju na lekcje WF-u:

Bardzo proszę, żeby dziewczynki na lekcjach WF-u miały spodenki długości do połowy uda, mogą być legginsy, kolarki, spodnie od dresu. Zbyt krótkie spodenki wzbudzają nadmierne zainteresowanie innych osób oraz niepotrzebne komentarze

- mogli przeczytać rodzice. Od razu pojawiły się pytania: "A dress code dla chłopców?" ,"A jak mają ubierać się chłopcy? Czy ich też obowiązują jakieś restrykcje?" - pytali internauci pod opublikowanym postem.

Za krótkie spodenki, za duże dekolty

Według portalu Mamadu, w Szkole Podstawowej im. Bohaterów Ziemi Gdańskiej w Pszczółkach kontrowersje wzbudziło zalecenie jednej z nauczycielek dotyczące stroju dziewcząt w szkole. Miała stwierdzić, że "zbyt krótkie spodenki chłopców degustują dziewczynki, a z kolei za duże dekolty i bluzki na ramiączkach prowokują chłopców do niewłaściwych komentarzy i zachowań". Podobno dziewczęta w tej placówce miały zostać pouczone, żeby zakrywać ręce aż do dłoni, a nogi do kostek, aby nie "kusić chłopców". O komentarz poprosiliśmy dyrektorkę placówki, Patrycję Lindę-Górkę:

Nie wydawałam żadnych decyzji lub nakazów dotyczących ubiorów uczniów. Decyzja taka nie została także wydana przez żadnego z trzech wicedyrektorów szkoły

- stwierdziła.

Zasady ubierania się uczniów na terenie naszej szkoły reguluje Statut szkoły [...] w § 82 pkt 15 określa zasady ubierania się na się terenie szkoły wskazując, że wygląd ucznia jest wyrazem kultury osobistej, szacunku dla innych osób oraz instytucji publicznej

- dodała. Dyrektorka zapewniła, że przeprowadziła czynności wyjaśniające w tej sprawie i wszyscy wychowawcy zaprzeczyli jakoby wystosowali taki zakaz i jakoby mieli odwoływać się do chęci uniknięcia "kuszenia". Jedna z wychowawczyń przyznała natomiast, że w trakcie zapoznawania się z uczniami na początku roku szkolnego, przypominała o ich prawach i obowiązkach, w klasie odbyła się dyskusja na ten temat.

W trakcie rozmowy nauczycielka, prezentując swoje stanowisko wyjaśniała, że zbyt krótkie spodenki chłopców degustują dziewczynki, a za duże dekolty i bluzki na ramiączkach prowokują chłopców do niewłaściwych komentarzy i zachowań. Podkreślenia wymaga fakt, że było to jej zdanie w dyskusji i prezentacja swojego stanowiska odnoszącego się – co istotne – zarówno do uczniów jak i uczennic.

- zapewniła Patrycja Linda-Górka.

Zobacz wideo

Wiele hałasu o nic?

Obserwując dzieci i młodzież na ulicach, czy w innych miejscach publicznych można dojść do wniosku, że ich stroje czasem rzeczywiście przeczą zdrowemu rozsądkowi, estetyce i z pewnością nie mają nic wspólnego z komfortem lub zapewnieniem ciepła. Z drugiej jednak strony, to prawo ich pokolenia. Strój akceptowany dziś w szkołach, byłby niedozwolony jeszcze dwadzieścia, czy trzydzieści lat temu. To, w czym do szkoły chodziliśmy my, naszych rodziców i dziadków nieraz przyprawiało o palpitacje serca. Jeansy z dziurami? Dopasowane legginsy? Koszulka na ramiączkach? Współczesne rozluźnienie norm obyczajowych na to wszystko pozwala. 

Jestem nauczycielem wychowania fizycznego od blisko 20 lat. Uczę  w jednej z warszawskich szkół artystycznych (zarówno w szkole podstawowej jak i liceum). Myślę, że młodzi artyści mają dużo większą niż ich rówieśnicy z innych szkół fantazję, jeśli chodzi o modę, ale nigdy nie widziałem, żeby któryś z nich przyszedł do szkoły ubrany zbyt wyzywająco. Mam tu na myśli zarówno dziewczęta, jak i chłopców

- mówi Rafał S., nauczyciel WF-u z Warszawy (nazwisko do wiadomości redakcji).

Ubiór wiele mówi o człowieku, za jego sprawą pokazujemy swój charakter, zaznaczamy indywidualność. Dzieci w szkołach i tak mają mnóstwo obwarowań, zasad i nakazów więc niech politycy zajmą się poważnymi sprawami, a nie tym jak dzieci mają się ubierać. Na lekcjach WF-u moi uczniowie mają mieć strój, który będzie wygodny, nie będzie krępował ich ruchów. Nieważne, czy będzie różowy, czy niebieski. Są szkoły, które mają swoje zasady odnośnie koloru stroju na WF, ale zdarza się to coraz rzadziej

- dodaje. Nauczyciel stwierdził też, że najważniejsze jest to, co każdy z uczniów ma w głowie, a nie to, jak wygląda.

Świat byłby nudny gdyby wszyscy byli tacy sami

 - dodał, zaznaczając, że w tej dziedzinie także warto pamiętać o wyrozumiałości i tolerancji. 

Gdzie jest złoty środek?

Skąd zatem całe zamieszanie? Zbyt dosłowna interpretacja przez nauczycieli przestarzałego regulaminu, czy skojarzenie z "cnotami niewieścimi", o których nie tak dawno temu mówił Przemysław Czarnek? Odpowiedź może znajdować się gdzieś pośrodku.

Jeśli konkretna placówka w swoim regulaminie ma szczegółowo określone zasady dotyczące obowiązującego na jej terenie dress code'u, najlepiej byłoby się do tego dostosować

- mówi dr Irena Kamińska-Radomska, ekspertka z zakresu międzynarodowego protokołu i etykiety biznesu oraz wystąpień publicznych. Szkolne regulaminy zwykle są bardzo ogólne i określają jedynie podstawowe zasady. Na przykład w statucie wspomnianej szkoły w Pszczółkach czytamy: Wygląd ucznia jest wyrazem kultury osobistej, szacunku dla innych osób oraz instytucji publicznej. Uczeń ma prawo do indywidualnie dobranego stroju, który spełnia m.in.: następujące warunki:

a) strój szkolny powinien być czysty i estetyczny,
b) nie powinien przedstawiać niestosownych ilustracji, napisów,
c) nie może propagować treści zabronionych prawem,
d) góra stroju musi zakrywać ramiona, dekolt, brzuch i biodra; nie może odsłaniać bielizny, spodnie o długości nie krótszej niż do kolan.

Obecnie panuje tak duże rozluźnienie zasad dotyczących ubioru, że może to wywoływać duży sprzeciw środowisk, które pamiętają jeszcze bardziej "przyzwoite", tradycyjne ubiory. Jestem jednak przeciwniczką skrajności. Widoczne pośladki, zbyt głębokie dekolty, obcisłe, mocno zmysłowe stroje? Tego nie powinno być w miejscach publicznych, a szkoły do nich należą

- uważa Irena Kamińska-Radomska.

Z drugiej strony kobieta ma być kobieca, dziewczynka dziewczęca. Kobiecość nie musi się jednak łączyć z byciem sexy, nie musi się kojarzyć z przekraczaniem granic, które kulturalna osoba powinna znać i czuć. Zawsze powtarzam, że jeśli mamy wątpliwości co do tego, czy przypadkiem nie przekraczamy granicy, to lepiej się lekko cofnąć

- dodaje ekspertka.

Praktyczna strona szkolnych ubrań 

Do tego wszystkiego dochodzi jednak jeszcze praktyczna strona szkolnych strojów, szczególnie tych, które uczniowie noszą na lekcjach wychowania fizycznego:

Nie wyobrażam sobie, żeby w ciepłe dni, podczas intensywnych ćwiczeń uczniowie musieli zakrywać ręce lub nogi. To niekomfortowe i niehigieniczne

- twierdzi nauczyciel WF-u.

Trzeba mieć litość dla dzieci. Poza tym warto pamiętać, że nawet strój sportowy, który przykrywa całe ciało, może być bardzo zmysłowy. A szkołom zapewne chodziło o to, żeby tej zmysłowości nie eksponować...

- uważa Irena Kamińska-Radomska. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.