Minął zaledwie miesiąc stacjonarnego nauczania, a w szkołach nie brakuje kontrowersyjnych sytuacji związanych z powrotem do placówek. Codzienne sprawdziany, kartkówki, testy i odpowiadanie na lekcjach to codzienność polskich uczniów. Rodzice są zaniepokojeni tym, w jaki sposób sprawdzana jest wiedza dzieci. Często nauczyciele nie wyrabiają się z przeładowaną podstawą programową, przez co zmuszeni są do zadawania części zagadnień do domu i odpytywania z tego dzieci. Niestety, sytuacje te sprawiają, że chęć uczniów do nauki spada.
Wyobraźmy sobie, że dziecko wstaje wcześnie rano, ubiera się, je śniadanie i jedzie do szkoły, gdzie niekiedy spędza czas do godziny 15.00, czy 16.00. Następnie wraca do domu, je obiad i ponownie siada do nauki, bo następnego dnia ma ważne zaliczenia i mnóstwo zadań domowych. Nie ma czasu na rozwijanie swoich pasji, czy zwykły odpoczynek. I tak jest codziennie. Dla dorosłych ośmiogodzinny dzień pracy potrafi być prawdziwą udręką, a co mają powiedzieć uczniowie, którzy powinni utrzymać produktywność cały dzień, tak, aby po szkole móc powtarzać materiał? Niestety, to rzeczywistość wielu polskich uczniów.
Rodzice są zaniepokojeni planami lekcji i nagromadzeniem sprawdzianów i kartkówek swoich dzieci. Marcin Chłopaś, dziennikarz "Newsweeka", a zarazem zaniepokojony rodzic siódmoklasisty opublikował zdjęcie rozkładu sprawdzianów i kartkówek swojego dziecka na jednej z popularnych szkolnych grup na Facebooku. Poirytowany zwrócił się do społeczności i przyznał, że jest załamany tym, jak wygląda edukacja jego 12-letniego syna.
Kolejne dwa następne tygodnie tak wyglądają. Ręce mi opadają. Płakać mi się chce, gdy widzę swoje zajechane dziecko. Jak je ratować?
- pyta zmartwiony.
Postanowiliśmy odezwać się do rodzica i porozmawiać z nim o natłoku szkolnych obowiązków spowodowanych ogromną liczbą kartkówek i sprawdzianów. Chłopaś w rozmowie z eDziecko.pl podkreślił, że najgorsza jest bezradność rodziców, bo pomimo tego, że bardzo chcieliby pomóc swoim dzieciom, to jest to zwyczajnie niemożliwe. Tata siódmoklasisty podkreślił, że dzieci i tak będą musiały uczyć się prawdziwego życia poza szkołą, więc absurdem jest to, jak dużo życia im ona odbiera i jak dużo trzeba dla niej poświęcić.
Najgorsza jest bezradność. Bezradność mojego syna, który zamiast korzystać z odzyskanego po ponad roku w izolacji dobrego, dziecięcego życia pełnego zabaw i kumpli, musi wbijać sobie do głowy wiedzę przekazywaną w najgorszy możliwy sposób. I moja bezradność, bo kompletnie nic nie mogę zrobić, choć widzę, jak bardzo moje dziecko jest przemęczone i jak fatalnie szkoła wciska mu wiedzę, która może być ciekawa. Tak podawana chemia, geografia czy historia wpadnie i wypadnie
- tłumaczy dziennikarz "Newsweeka".
Anna, mama 9-latka z woj. wielkopolskiego w rozmowie z eDziecko.pl twierdzi, że plan jej dziecka jest tak zapełniony, że brakuje czasu na zabawę i rozwijanie swoich pasji. Podkreśla, że dziecko ma zaledwie 9 lat, a wymaga się od niego bardzo dużo. Jak tłumaczy, jest zszokowana tym, że nauczyciele negują i zakazują liczenia na palcach na matematyce podczas sprawdzianów i kartkówek. Jeśli uczniowie tak zrobią, to dostają oceny niedostateczne.
Nauczyciele ciągle robią kartkówki i sprawdziany, na które dzieci muszą się długo przygotowywać. Jak znaleźć jeszcze czas na przeczytanie zadanej lektury, a tym bardziej zapamiętać szczegółowo co w niej było? Z lekcji na lekcję przybywa wiedzy, którą dzieci samodzielnie muszą w domu utrwalać
- mówi poirytowana mama i pokazuje nam aktualny rozkład sprawdzianów jej dziecka na pierwszy tydzień października:
Rodzic przytacza także wątek z praktyki i mówi, że nie rozumie kartkówek czy sprawdzianów z muzyki, bowiem do czego w życiu będą potrzebne dziecku znaczenia dynamiki w muzyce, takie jak: forte, mezzoforte czy crescendo:
Każdy uczeń interesuje się czymś innym. Jeśli uczeń nie gra na instrumencie i tego lubi, to po co ma się tego uczyć? Moje dziecko musi się uczyć tego na siłę i przez to zajmuje czas, który mogłoby wykorzystać na naukę przedmiotów takich jak język polski, czy matematyka.
Mama twierdzi, że przez multum obowiązków dzieciom w głowach nic nie zostaje. - Wydaje mi się, że natłok kartkówek i sprawdzianów jest po to, aby uczniowie mieli jakiekolwiek oceny przed zamknięciem szkół i kolejnym lockdownem. Dzieci nie mają przestrzeni na czas wolny i odpoczynek, bo siedzą w książkach tylko po to, żeby odrobić lekcji, przeczytać lekturę, zrobić plakat, drzewo genealogiczne, nauczyć się wiersza i do tego codzienna nauka do codziennych sprawdzianów i kartkówek w imię zasady: zakuć, zdać i zapomnieć - dodaje.