Nauczyciele o decyzji rządu. "Albo wszyscy siedzą w domach, albo nikt!"

Magdalena Gryc
Zdalne nauczanie dla wszystkich klas szkół średnich i podstawowych stało się rzeczywistością. Większość pedagogów z tych placówek solidaryzuje się z nauczycielami wychowania przedszkolnego, którzy w dalszym ciągu pracują stacjonarnie. - Albo wszyscy siedzą w domach, albo nikt! Ile jeszcze będziemy żyć w takich czasach? - pyta nauczycielka wychowania przedszkolnego Kinga Pieńczuk. Pedagodzy zwracają też uwagę na skalę zakażeń wśród najmłodszych.

Minister zdrowia Adam Niedzielski 18 marca podczas konferencji prasowej poinformował, że na najbliższe trzy tygodnie zostaje wprowadzona nauka całkowicie zdalna, także dla klas I-III szkoły podstawowej. Zapytaliśmy nauczycieli, jakie mają zdanie na temat przejścia na taki tryb nauczania. Większość z nich zwraca uwagę na koleżanki po fachu - nauczycielki wychowania przedszkolnego, które w dalszym ciągu pracują w placówkach i mimo przyjęcia pierwszych dawek szczepionki wciąż narażają swoje życie i zdrowie.

- W przedszkolach i żłobkach najtrudniej utrzymać jest reżim sanitarny i mimo to placówki dalej pracują. Nie rozumiem tej decyzji, to jest po prostu chore! Pracuję w przedszkolu, a córka znowu wróciła na zdalne nauczanie. Brak słów. Już nawet nie wspominam o starszych dzieciach, które od roku siedzą w domach - mówi w rozmowie z eDziecko.pl nauczycielka z województwa wielkopolskiego. 

Edukacja w pandemii, a zdalne nauczanie. "Dostałam pierwszą dawkę szczepionki, ale w dalszym ciągu obawiam się wirusa"

Nauczycielka wychowania przedszkolnego Kinga Pieńczuk z wyszkowskiego przedszkola w rozmowie z eDziecko.pl przyznaje, że mimo przyjęcia pierwszej dawki szczepionki wciąż obawia się zakażenia. Dodaje, że ma wrażenie, że rząd kompletnie nie interesuje się losami przedszkoli, które już od dłuższego czasu są w dość niekomfortowej sytuacji. 

My też powinniśmy przejść na zdalne nauczanie. Przecież nie jesteśmy niezniszczalni. Dlaczego nami się nikt nie przejmuje? Jesteśmy gorsi? Oczywiście, dostałam pierwszą dawkę szczepionki, ale w dalszym ciągu obawiam się wirusa. Nauczyciele ze szkół też są zaszczepieni, a jednak oni mogą siedzieć teraz w domach

- zwraca uwagę wychowawczyni. 

Dodaje, że w tej całej sytuacji nikt nie patrzy na to, że coraz więcej zakażeń dotyczy dzieci. 

My mamy kontakt nie tylko z dziećmi, ale też z rodzicami. Nie jesteśmy z żelaza. Nikt nie widzi, że coraz więcej dzieci w wieku przedszkolnym jest zakażonych. To już nie dotyczy klas 1-3. Albo wszyscy siedzą w domach, albo nikt! Część maluchów leczy przeziębienia, część jest w kwarantannie, a niektórzy zostają po prostu w domach, bo rodzice troszczą się o starszych członków rodziny. Ile jeszcze będziemy żyć w takich czasach?

- zastanawia się kobieta. 

"Najtrudniej utrzymać reżim sanitarny u małych dzieci"

Z kolei nauczycielka z województwa wielkopolskiego twierdzi, że szkoły i przedszkola są dziś największymi ogniskami koronawirusa, bowiem jest coraz więcej zakażeń wśród dzieci, a u tych młodszych o wiele trudniej utrzymać jest reżim sanitarny.

Dziwna ta decyzja. Mnie się wydaje, że najtrudniej utrzymać reżim sanitarny u małych dzieci, skoro one mają cały czas zajęcia. Nie lepiej zatrzymać ich w domu, a te starsze puścić do szkół? Zwłaszcza uczniów szkół średnich

- dodaje wychowawczyni z województwa łódzkiego. 

Inny pedagog z województwa śląskiego przyznaje, że kiedy jesienią szkoły przechodziły na zdalne nauczanie, to sytuacja była pod kontrolą, teraz jest zdecydowanie gorzej.

Nie wiem, co musiałoby się stać, aby zamknęli przedszkola. Trzecia fala jest zdecydowanie najgorsza. Wirus zaczął się rozprzestrzeniać wśród najmłodszych. Infekcje u dzieci to codzienność, szczególnie przy tak rzadkim testowaniu. Do tego dochodzą zakażeni rodzice i mnóstwo rodzin na kwarantannach. Teraz dopadło nauczycieli i obsługę. Jesienią, jak przechodziliśmy na zdalne, to było luksusowo, teraz jest bardzo źle

- mówi Ślązaczka. 

"System oświaty padł na kolana"

Nauczycielka wychowania przedszkolnego z województwa wielkopolskiego sugeruje, że przedszkola nie zostaną zamknięte, bowiem rządu nie stać na wypłacanie rodzicom zasiłków.  

Rząd mógłby bardziej docenić, jak ważne są przedszkola, bo bez nich nie ma opieki dla dzieci. Nauczyciele ze szkół też posyłają tam maluchy. Jak nie będzie opieki nad dziećmi, to ludzie nie będą pracować, a za tym idą kłopoty z gospodarką. System oświaty padł na kolana, zresztą jak wszystko w kraju w dobie pandemii

- dodaje pedagożka. 

Zdalne nauczanie w pandemii. "Przeszliśmy wielką metamorfozę"

Głos w sprawie nauki zdalnej zabrał też nauczyciel przedmiotów ścisłych z województwa lubuskiego. Przyznaje, że w tych trudnych czasach solidaryzuje się ze środowiskiem przedszkolnym, które wciąż pracuje stacjonarnie. Dodaje także, że rząd chyba nie do końca wie co robić, a społeczeństwo oczekuje mądrej walki z pandemią. 

Gospodarka zmierza ku zapaści, a rodzice dzieci klas I-III będą ponownie zmuszeni do organizowania dzieciom opieki albo przechodzenia na pracę zdalną, co w wielu branżach jest niestety niemożliwe. Sytuacja wymknęła się rządowi spod kontroli. Sprzeczne komunikaty, przedwczesne okrzykiwanie zwycięstwa z pandemią, a wszystko po to, aby osiągnąć swój polityczny cel. To, że przedszkola w dalszym ciągu funkcjonują, to istny armagedon

- uważa matematyk. 

W rozmowie z eDziecko.pl zwraca jednak uwagę, że lekcje zdalne na dłuższą metę nie zastąpią tych w szkole.

W mojej placówce szaleje COVID-19. Połowa nauczycieli jest na kwarantannie. Zdalne nauczanie ratuje całą sytuację, bo nie byłoby komu nauczać. Mimo to uważam, że powrót do lockdownu to błędna decyzja. Przeszliśmy wielką metamorfozę, więc nauczanie zdalne sprawdza się, ale nic nie zastąpi zajęć stacjonarnych

- twierdzi pedagog. 

Przeczytaj także:

Zobacz wideo Epidemia przybrała na sile. „Wiążemy to ze szkołami”
Więcej o:
Copyright © Agora SA