Nasze dzieci nie są skazane na nudne szkoły. Gotowanie na lekcji angielskiego? Bardzo proszę

13 marca minęło 100 lat od rozpoczęcia działalności najstarszej szkoły demokratycznej na świecie - szkoły Summerhill, która znajduje się w Leiston w Wielkiej Brytanii. Szkoły demokratyczne opisywane są jako miejsca, w których dzieci i dorośli traktowani są tak samo, ich głosy ważą po równo, wspólnie tworzą społeczność pełną szacunku i ustalają obowiązujące zasady. Zalicza się je do alternatywnych nurtów edukacji. Oto rozmowa z Anną Pękalą i Moniką Nguyen Viet, które współtworzą Wolną Szkołę Demokratyczną Bullerbyn.

Marta Radziak, Kucharska: Co się wydarzyło w Waszym nauczycielskim życiu, że poczułyście, że chcecie być częścią szkoły alternatywnej?

*Monika Nguyen Viet: Na korepetycje z angielskiego przyszła do mnie kiedyś dziewczynka, która ciągle patrzyła na zegarek. Nie była skupiona na tym, co robiłyśmy. Zapytałam jej, co lubi robić. Odpowiedziała, że bardzo lubi gotować. Zaczęłam wtedy prowadzić lekcję w trakcie gotowania. Gotując, rozmawiałyśmy cały czas po angielsku. Uczyła się robiąc to, co sprawiało jej radość. Ze spotkania na spotkanie widziałam coraz większe postępy. To był jeden z tych momentów, kiedy pomyślałam, że można inaczej.

*Anna Pękala: Nie rozumiałam podziału na przedmioty. W tej historii, której uczę, od zawsze najważniejsze dla mnie było to, jaka jest historia moja, mojej rodziny, korzeni, nazwiska, miejsca. Na moich zajęciach dzieci uczyły się historii, tworząc np. swoje obywatelskie archiwum. Pracując w dwóch szkołach, konwencjonalnej i demokratycznej, po tych samych zajęciach, pytałam uczniów, czego, przygotowując ten projekt, się o sobie dowiedziały. W odpowiedzi od uczniów szkoły klasycznej słyszałam: „proszę pani, a jaka będzie ocena? ja chcę dostać szóstkę”. W szkole demokratycznej odpowiedzi były inne. Dzieci opowiadały, że nauczyły się tego, że są kreatywne, twórcze, opisywały to, czego nauczyły się wędrując po górach.

Różnice były też w reakcjach samych nauczycieli. Moja koleżanka ze szkoły demokratycznej, kiedy dowiedziała się, że będę prowadziła warsztaty z oświecenia, sama zaproponowała, że w takim razie na fizyce będzie o Newtonie.

Dlaczego nie da się tego osiągnąć w klasycznej szkole?

AP: Wydaje mi się, że powodem jest system. Trzeba realizować podstawę programową, wypełniać dzienniki, tego wymaga od dyrekcji kuratorium. Jest w tym lęk i strach przed niewykonaniem obowiązku. Do tego dochodzi lęk nauczyciela, że jak się czegoś nie przerobi, to ktoś tego nie będzie umiał.

MNV: Kiedy wchodziłam w środowisko szkolne, jako praktykantka, miałam nadzieję i pomysły, że zrobię fajne zajęcia, a potem przełożę to na całą szkołę. I nagle poczułam atmosferę tej szkoły. Odechciewało mi się wychodzić z inicjatywą, mimo, że byłam zmotywowana, żeby robić coś fajnego w trakcie praktyk. Zrozumiałam, że do oddolnego zmieniania potrzeba więcej osób.

Dlaczego nauczyciele się boją, że uczniowie nie będą czegoś umieć?

AP: Nauczyciel ma misję i chce dobrze wykonać swoją pracę i przekazać wiedzę. Podać ją, jak na stole obfitości. Kiedy przychodzą do nas goście, chcemy ich ugościć, mówimy i zachęcamy “skosztuj tego, to dla ciebie zrobiłam”. Podobnie jest z nauczycielem. Jest ekspertem w swojej dziedzinie, w czasie nauczania częstuje i daje. To nasze przekonanie, że dziecko tylko w ten sposób wzrasta i się rozwija. To nieporozumienie w rozumieniu rozwoju. Idea i cel są piękne, wszyscy dbamy o wszechstronny rozwój młodego człowieka. Po to, żeby w przyszłości był kimś, żeby był szczęśliwy, coś osiągnął, poszedł na dobre studia, był bogaty i dobrze mu się żyło.

Czyli przekazujemy wizję szczęścia naszym dzieciom i mówimy im, że jest jedyna słuszna droga do jego osiągnięcia?

AP: Do tego dochodzi siła dorosłego. Jego doświadczenie, ale też brak zaufania do naturalnego potencjału dzieci, do naturalnego uczenia się. Że nauka nam się przydarza. Bo w naszej szkole nauka się właśnie przydarza. To jest trudne. Dla dzieci czasem też. Naszą rolą, mentorów i tutorów, jest to, żeby im to nazywać. Jak siedzą na zebraniu, w kręgu i wypowiadają się na forum, na różne tematy, to pokazujemy im, co wtedy się zadziało. Żeby im to nazwać, pokazujemy elementy podstawy programowej. Kończąc dzień mają poczucie i wiedzę, czego się nauczyli.

MNV: Spotykałam się z sytuacją, że rodzice przyprowadzali swoje dzieci na korepetycje z angielskiego, a one nie wiedziały po co. Pytałam się ich, dlaczego chcą się tego uczyć i nie wiedziały. Nie wiedziały, gdzie jest ‘ta Anglia’. W naszej szkole na bieżąco rozmawiamy po co się czegoś uczymy, żeby dzieci miały poczucie sensu i wiedziały do czego może im się ta wiedza przydać.

AP: Jesteśmy otwartą szkołą, w której pojawia się wiele różnych ludzi. Obecnie są z nami wolontariusze: Nazi z Gruzji i Mark z Katalonii. I kiedy są z nami, potrzebujemy rozmawiać z nimi po angielsku. Dzieci widzą dzięki temu, że ten język służy nam do komunikacji.

MNV: Widzimy, jaką im sprawia radość to, że powiedzieli coś do Nazi i ona ich zrozumiała. Mają namacalne dowody, że zdobyły jakąś umiejętność i wiedzą, po co się tego uczą.

Jak wygląda dzień w Waszej szkole?

AP: Dzieci przyjeżdżają między 8 a 9. Witamy się, jemy śniadanie, które jest wspólnie przygotowywane. Każdego dnia robi je kto inny, mamy wachty posiłkowe nad którymi czuwają wybrani ze społeczności wachmistrzowie.

Potem mamy zebrania, na które każdy może wnieść swoją sprawę. Każdy jest usłyszany, może wyrazić siebie i swoje potrzeby. Od 11 do 13 mamy czas edukacyjny i w tym czasie, w otwartej przestrzeni, odbywają się różne warsztaty. Każdy uczeń może być też nauczycielem, proponując swój warsztat. W grafiku mamy warsztaty stałe, które są prowadzone przez nauczycieli. Po wspólnym obiedzie odpoczywamy i zaczynamy kolejne warsztaty.

W środy rozmawiamy tylko po angielsku, czwartki są kulturalne i wyjściowe. Cała społeczność decyduje dokąd idziemy. Czy do teatru, muzeum, a może do pijalni czekolady. Piątki są typowo warsztatowe: polski, matematyka, przyroda, ceramika.

Czyli program nauczania jest realizowany w trakcie warsztatów?

AP: Tak, dodatkowo podstawę programową wspiera kadra zespołu. Mentor prowadzi grupę, zna poszczególne fazy pracy w grupie, tutor to taki coach edukacyjny, który prowadzi edukację każdego ucznia. Mamy jeszcze warsztatowców, tę ostatnią funkcję można porównać do nauczyciela.

MNV: Moja siedmioletnia córka rozpoczęła naukę w naszej szkole, ostatnio rozmawiałyśmy o tym, co jej się podoba. Pytała mnie, jak to wygląda w innych szkołach, jak ja się uczyłam. Dla niej było to dziwne, kiedy opowiadałam jej o moich lekcjach. Była zdziwiona, że są szkoły, w których trzeba pytać, czy można wyjść do łazienki.

Przecież nauczyciel jest odpowiedzialny za to dziecko, więc co jest złego w pytaniu o wyjście do łazienki?

AP: W klasycznej szkole dzwoni dzwonek, wszyscy wchodzą do klas. Moje wspomnienie z wyjścia do toalety w trakcie lekcji jest takie, że się bałam, bo jest taka cisza, nikogo nie ma. Odczuwasz lęk. Nawet jako nauczyciel, gdy zostawiałam klasę to też się bałam, że dyrektor to zobaczy. U nas, gdy ktoś idzie do łazienki, to to po prostu widać. Nie ma sal, jest domowa atmosfera, wszyscy mogą się swobodnie poruszać.

MNV: Sami, jako nauczyciele dodajemy sobie presję i odpowiedzialność. Miałam taką sytuację, że chłopiec bawił się na placu zabaw i koleżanka, nauczycielka powiedziała do niego, żeby przestał, bo teraz to ja jestem za niego odpowiedzialna. Pomyślałam wtedy, że rzeczywiście, niech on już przestanie się bawić, bo jak coś mu się stanie…

AP: Przez budowanie społeczności, która jest gotowa do pomocy, dbamy o nasze poczucie bezpieczeństwa. Jeżeli muszę pytać o pozwolenie na wyjście do łazienki i temu towarzyszy strach, to oznacza, że boję się zaspokajać swoje podstawowe potrzeby. To nie jest naturalne.

MNV: Pamiętam mój strach przed spotkaniem na tym pustym korytarzu jakiegoś starszaka. U nas w szkole te starsze dzieciaki, są jak starsze rodzeństwo, bo nie ma podziału na grupy wiekowe.

Twórca Summerhill, Alexander Neill, powiedział, że jego szkoła jest dla dzieci, których rodzice wierzą w wolność.

AP: ‘Szkoła pruska’, jak zwykło się mawiać o szkołach systemowych, takich jak w Polsce, wychowuje posłusznych obywateli. Z reguły mało jest w takim miejscu przestrzeni na relację. Przypomniało mi się zdanie: nie nauczysz Jasia matematyki, jeśli nie znasz matematyki i nie lubisz Jasia.

MNV: Często się zdarza tak, że rodzic jest zafascynowany podejściem, które prezentujemy, ale potem tego nie rozumie. Pomagamy również rodzicom w tak zwanym odszkolnieniu. Jak jedno dziecko zacznie uczęszczać do takiej szkoły, to ma to przełożenie na cały system rodzinny.

Czy zdarzają się sytuacje, że rodzice razem z dzieckiem decydują na powrót do zwykłej szkoły?

AP: Tak, często się tak zdarza. Mówi się nawet, że szkoły demokratyczne są dla wszystkich dzieci, ale nie dla wszystkich rodziców. Część z nas potrzebuje tej konwencjonalnej szkoły i to jest całkowicie normalne i dobre.

Włączamy rodziców do naszej społeczności poprzez udział w cotygodniowym Klubie Rodzica. W trakcie spotkań dzielą się swoimi wątpliwościami i uwagami. Organizujemy cykliczne wydarzenie, Dzień Kangura, podczas którego spotykamy się wszyscy, razem z rodzicami. Dodatkowo, rodzice mogą co tydzień spotykać się z nami indywidualnie na konsultacjach tutorsko-mentorskich. Czasem jest tak, że rodzice proszą o takie spotkanie, a czasem my ich zapraszamy.

MNV: Na Dzień Kangura zapraszamy też naszych absolwentów, co nie tylko uczy podtrzymywania relacji, ale też obecni uczniowie mogą się przekonać o dalszych losach kolegów z własnej szkoły

Monika, Twoja córka uczy się w demokratycznej szkole, dlaczego się na to zdecydowałaś?

MNV: To wynika z tego, że rozpoczynając pracę w szkole demokratycznej i coraz lepiej ją poznając, autentycznie się nią zachwyciłam. Poczułam, że to jest miejsce, w którym chciałabym, żeby uczyła się moja córka. Obserwowałam na własne oczy, jak wzrastają i rozwijają się inne dzieci. Moja siedmioletnia córka potrafi do mnie przyjść w niedzielę rano z książką mówiąc, ‘dobra mamo, teraz będę czytać’, to wychodzi od niej. Mam wtedy satysfakcję.

Czego dziecko nauczy się w szkole demokratycznej?

AP: Nawiązywania i dbania o relacje, otwartości, samodzielności i współpracy, komunikacji, wyrażania siebie, bycia autentycznym, autonomii. Bycia odpowiedzialnym za swoje życie i za przestrzeń w której żyją. Nasi absolwenci potrafią kierować swoim życiem i decydować o sobie.

MNV: Potrafią znaleźć i nazwać swoje granice. Uczą się akceptacji różnorodności, wyrażania emocji, np. złości, nie boją się tego. Nasi absolwenci są odważni i autentyczni.

Jak wygląda ocenianie w Waszej szkole?

AP: Co miesiąc organizujemy konferencje naukowe. Są one podzielona na dwie części: część pisemną i część prezentacyjną.

Każdy tutor pomaga dziecku w wyborze tego, jak będzie wyglądało zdawanie egzaminów. Dziecko podejmuje decyzję, który przedmiot będzie zdawało w danym momencie. Może np. egzamin z biologii pisać w listopadzie, a z matematyki z styczniu. Druga część polega na prezentacji projektu. Może to być np. prezentacja po angielsku o własnym psie.

Czyli Wasze dzieci uczestniczą co miesiąc w konferencjach naukowych!

AP: To jest dla nas bardzo ważne wydarzenie. Traktujemy je na serio, ci, którzy chcą elegancko się ubierają, siedzimy wszyscy razem i słuchamy wystąpień. Dzięki temu dajemy dzieciom moc i poczucie, że są ekspertami w swoich dziedzinach.

W trakcie takiej prezentacji po angielsku, dziecko zdaje i angielski, i przyrodę. Na koniec wystąpienia zawsze są pytania od słuchaczy. Każde dziecko ma podczas prezentacji wsparcie swojego tutora. Czasem te projekty są grupowe. Omawiamy też z dziećmi, jak im poszło.

Czy dla Waszych dzieci oceny są ważne?

AP: Bywa, ze oceny są ważne dla tych, którzy podjęli decyzje o nowej szkole średniej i tego wymaga od nich system, wysokich stopni na świadectwie Często zdarza się też, że oceny są ważne dla rodziców. Większą wagę w naszej szkole przykłada się do „Niezapominajki”. To jest coś, co przygotowujemy dla każdego, indywidualnie na zakończenie roku szkolnego. Opisujemy tam jego osobiste dokonania, wydarzenia, które zapadły nam w pamięci, np. “dałeś się poznać, jako mistrz skoków na trampolinie. Zapamiętamy Ciebie, jako organizatora wycieczki do Ojrzanowa”

Mam wrażenie, że takie zauważenie jest ważne też dla dorosłych. Wcale nie różnimy się aż tak bardzo w naszych potrzebach od dzieci

AP: Tak i to jest to praca na zasobach. To sprawia, że jesteśmy coraz bardziej kreatywni. Jak ktoś nas zauważy i to w taki sposób, w jaki chcemy, możemy się rozwijać. Obserwowałam jak ich to otwierało. Zmiany, jakie w nich zachodziły są niesamowite.

Czy przekonujecie nieprzekonanych? Słuchając o niektórych rozwiązaniach, które są w Waszej szkole, można mieć obawę, czy to rzeczywiście działa, czy to nie jest eksperyment?

MNV: Na pewno żyjemy w pewnej bańce. Kiedy spotykam się ze znajomymi, rodziną, ludźmi, dociera do mnie, że nie wiedzą zupełnie o czym mówię

Im więcej o tym rozmawiamy, dowiadujemy się na spokojnie, porcjami, tym łatwiej zrozumieć, że to, co oferujemy, jest po prostu bardziej naturalne.

AP: Warto spróbować. Kiedy dołączasz do społeczności, czujesz się jej częścią, inaczej to postrzegasz. Poczujesz nagle spokój, brak gonitwy, wyścigu szczurów. Zaczniesz żyć w zgodzie ze sobą i swoimi potrzebami.

A potem po kilku latach trzeba wstawać codziennie do pracy. Czy to nie jest nauka w wyimaginowanym świecie?

MNV: W naszej szkole jest prawdziwe życie. Tak samo prawdziwe, jak na zewnątrz. Są konflikty, często się ze sobą nie zgadzamy. Uczymy się tego każdego dnia.

AP: Nie przeszkadza mi, że ktoś nazwie mnie freakiem, i zapyta: "a co Ty tam właściwie robisz? Smażysz naleśniki i gadasz o królach?" Tak robię, potem idę na spacer do lasu, a w międzyczasie rozmawiam z cudownymi ludźmi. Robię coś, co mnie fascynuje, cały czas się rozwijam. I mogę zrobić z uczniami teatr w jurcie i wystawić tam historyczną sztukę. Nikt mnie nie ogranicza. Nasza lekcja historii może trwać dwie godziny, a w tym czasie możemy jeść marchewki i śpiewać piosenkę o Warneńczyku. I każdego dnia widzę, jakie efekty w rozwoju dzieci to przynosi.

Monika Nguyen Viet – mentorka i tutorka w Wolnej Szkole Demokratycznej Bullerbyn, z wykształcenia nauczycielka języka angielskiego. Wdraża założenia integracji międzyprzedmiotowej, łącząc naukę angielskiego z gotowaniem, eksperymentami, przyrodą, matematyką, czy ekologią. Pasjonatka kreatywnego spędzania czasu na łonie natury i biegania. Stara się żyć w zgodzie z ideą zero waste i minimalizmem. W wolnym czasie czyta, szyje pluszaki i uprawia wszelkiego rodzaju rękodzieło.

Anna Pękala - absolwentka historii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Od samego początku tworzy Wolną Szkołę Demokratyczną Bullerbyn, przy Fundacji Bullerbyn, gdzie pełni rolę liderki zespołu oraz mentorki i tutorki. Jest również wicedyrektorką ds. nadzoru pedagogicznego w Szkole Podstawowej Ronja, Liceum Astrid i Szkole Podstawowej Bullerbyn. W pracy z drugim człowiekiem ważny jest dla niej autentyczny kontakt, celebrowanie rytmu codzienności. Autorka koncepcji "konferencji naukowej jako modelu dzielenia się wiedzą", która zastępuje egzamin sprawdzający wiedzę.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.