19-latek zarabia na pisaniu klasówek. "Pisze je dla tych rodziców, którzy potrzebują bardzo dobrych ocen swoich dzieci"

Paweł Lęcki, nauczyciel z Trójmiasta, opublikował w mediach społecznościowych post, w którym opisuje historię pewnego 19-latka. Nastolatek zarabia na pisaniu klasówek w ramach edukacji zdalnej. "W wielu przypadkach polska szkoła służy do tego, żeby dorośli ludzie mogli pochwalić się ocenami swoich podopiecznych" - zauważa Lęcki.

26 października na zdalne nauczanie przeszli starsi uczniowie z podstawówek oraz szkół średnich i wyższych uczelni. 9 listopada dołączyli do nich uczniowie z klas I-III. Rządzący podjęli również decyzję o kontynuowaniu tej formy nauki w grudniu. Chociaż wielu rodziców ma zastrzeżenia do takiej formy edukacji, nauczyciel Paweł Lęcki zwraca uwagę na fakt, że w dużej mierze sami rodzice nie pozostają bez winy.

Zobacz wideo Arłukowicz: Nauczyciele powinni mieć prawo do bezpłatnych i natychmiastowych testów

Nauczyciel krytykuje postawę rodziców

Lęcki twierdzi, że w wielu przypadkach polska szkoła służy do tego, żeby dorośli ludzie mogli pochwalić się ocenami swoich podopiecznych. Mężczyzna podejrzewa, że właśnie to jest powodem ściągania na sprawdzianach online.

Pewien 19-latek zarabia na pisaniu klasówek w ramach edukacji zdalnej. Pisze je dla tych rodziców, którzy potrzebują bardzo dobrych ocen swoich dzieci. Gdy proponuje korepetycje, to raczej ich nie chcą

- napisał w poście na swoim profilu na Facebooku.

Zarówno rodzice, jak i nauczyciele nie przerobili podstawy programowej życia, a za to mają w głowie realizację podstaw programowych osiągnięć

- dodał nauczyciel.  Mężczyzna podkreśla, że oceny same w sobie nie są złe, ale problemem jest to, czemu służą polskiej szkole i społeczeństwu: nieustannemu ocenianiu kogoś lub czegoś.

Lęcki zauważył, że bez dobrych ocen nie można osiągnąć zbyt wiele i przez to w polskiej szkole kładzie się nacisk na przygotowanie do egzaminów. Nawet w czasie pandemii edukacja zdalna sprowadza się do debaty nad tym, jakie będą egzaminy. 

Egzaminy też nie są złe same w sobie. Tylko w Polsce nie jesteśmy w stanie ustalić, czemu tak naprawdę mają służyć i co tak naprawdę sprawdzać. Edukacja zdalna może mieć sens, ale tylko wtedy, gdy uczniowie nie będą z niej znikać. Gdy uczeń jest w klasie stacjonarnie, to choćby rzeczywiście nic nie robił, to jednak siłą rzeczy trochę posłucha. Gdy jest na zdalnym, to czasem nie posłucha nic, gdyż przesunie się o milimetr w łóżku i zacznie grać w Fortnita

- wyjaśnił swój punkt widzenia. Nauczyciel nie krył żalu do rodziców za to, że zrzucają wszystko na awarie sprzętowe i brak kompetencji nauczycieli, podczas gdy problem tkwi w polskim systemie edukacji. 

Edukacja zdalna nie musi być zła

Lęcki zauważył, że czas nauki zdalnej powinien skłonić nas do refleksji nad relacjami. 

Część uczniów boi się włączyć kamerkę, nie dlatego, że im się nie chce, choć tacy też są, ale dlatego, że obawiają się występu przed publicznością, która nie zawsze musi być przychylna

- tłumaczył. Zauważył też, że nie wszystko jest czarno-białe. Wśród uczniów znajdują się też tacy, którym służy nauka zdalna. Z dala od zbiorowiska ludzi mogą skupić się na tym, co jest dla nich rzeczywiście ważne, nie tracą czasu na dojazdy. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.