Powrót dzieci do szkół we wrześniu był błędem? Dr Franciszek Rakowski: Nasze prognozy się sprawdzają

Decyzja rządu o powrocie dzieci do szkół we wrześniu wzbudziła wiele skrajnych emocji wśród Polaków. Z jednej strony, większość czuła, że jest potrzeba nauki stacjonarnej dla dzieci, z drugiej strony - można było spodziewać się negatywnych skutków powrotu do placówek. Według dr. Rakowskiego, który rozmawiał z "Głosem Nauczycielskim" otwarcie szkół dla wszystkich uczniów we wrześniu przyczyniło się do wzrostu zachorowań.

Dr Franciszek Rakowski z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego (ICM) Uniwersytetu Warszawskiego przyznał w rozmowie z "Głosem Nauczycielskim", że sprawdziła się prognoza jego zespołu. 

Po długim okresie stabilizacji liczby nowych zachorowań, we wrześniu i październiku pojawiły się wyraźne wzrosty. Według naszego modelu jednym z głównych czynników niniejszych wzrostów jest powrót dzieci i młodzieży do szkół

- powiedział i wyjaśnił, dlaczego spodziewano się wzrostu zakażeń po otwarciu placówek.

Powrót dzieci do szkół we wrześniu był błędem? 

Po jednoczesnym otwarciu wszystkich szkół, jak wielokrotnie wykazywaliśmy w naszych wyliczeniach, zawsze pojawiały się wyraźne wzrosty zakażeń

- przyznał i sugerował, że naukę w szkołach należało zorganizować inaczej. - Po dużych wzrostach, obserwowanych w szczególności w pierwszej połowie października, rząd najpierw wprowadził żółte strefy, później czerwone dla całego kraju. Dopiero po wygaszeniu nauki stacjonarnej w klasach IV-VIII obserwujemy powolne wypłaszczanie się krzywej zakażeń, które zaczęło się 5-6 listopada br. W efekcie wprowadzenia obostrzeń, od 17 listopada zaczynamy odczuwać pozytywne skutki włączenia „bezpiecznika”, czyli minilockdownu. Ten spadek liczby przypadków zakażeń potrwa do pierwszego odmrożenia. Musimy mieć na uwadze, że o włos otarliśmy się o powszechną kwarantannę - wyjaśnił Rakowski. 

"Nie sugerowaliśmy otwarcia wszystkich szkół naraz"

Dr Rakowski stwierdził, że szkoły powinny być otwierane stopniowo. - Nie sugerowaliśmy otwarcia wszystkich szkół naraz. Do rozważenia było tylko przywrócenie nauki stacjonarnej w klasach I-III, czyli tego, co jest potrzebne najmłodszym uczniom i ich rodzicom, którzy pracują. Uważam, że można to było zrobić. Ale zastrzegam: czujnie i stopniowo. W sierpniu nas nie posłuchano i wszystkich wysłano do szkół - powiedział w rozmowie z "Głosem Nauczycielskim".  Wspomniał też o tym, że MEN powinno dać większe przyzwolenie dyrektorom w kwestii decydowania o trybie nauczania w placówkach. - Zachęcam MEN, żeby zmieniło przepisy w tej kwestii, by dano dyrektorom szkół większą swobodę w decydowaniu. To konieczne - zaapelował Rakowski. 

Zobacz wideo Szkoła w czasie pandemii. Czy należy ograniczyć podstawy programowe?
Więcej o: