Premier Morawiecki podczas konferencji 4 listopada ogłosił, że rząd postanowił przedłużyć naukę zdalną w klasach 4-8 szkół podstawowych i dla uczniów szkół średnich. Wprowadził także obowiązek nauki zdalnej w klasach 1-3. Dzieci mają uczyć się w takim trybie co najmniej do 29 listopada. Obiecał również wprowadzenie bonu o wartości 500 zł dla nauczycieli na zakup sprzętu do zdalnej nauki.
Sławomir Broniarz, prezes ZNP, skomentował w rozmowie z TVN24.pl decyzję rządu.
Po raz kolejny mamy taką sytuację, że zapada jakieś postanowienie, a dopiero potem będą do niego przygotowywane szczegółowe rozwiązania
- powiedział i dodał, że to znaczy, że "ta rzeczywistość ciągle nas wyprzedza i mam obawy, że nie panujemy nad sytuacją pandemiczną".
Decyzja ws. nauki zdalnej dla uczniów klas 1-3 nie zaskoczyła prezesa ZNP. - Skoro nie było innego wyjścia, to należało tak zrobić. Teraz trzeba jednak pilnie rozstrzygnąć różne praktyczne rozwiązania, na przykład kwestie zasiłków dla rodziców najmłodszych dzieci, którzy będą musieli zostać z nimi w domach - stwierdził.
Z zapowiedzi premiera wynika, że rząd chce zapłacić za jakąś jedną piątą średniej klasy komputera
- skomentował Broniarz. Dodał, że "o brakach w sprzęcie" mówiono już od wielu miesięcy. - Do tego premier nie mówił, skąd będą na to pieniądze, więc nie zdziwię się, jak zaraz się okaże, że za bon będą miały zapłacić samorządy - powiedział.
Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, cytowany przez TVN24.pl, stwierdził, że według niego "pomysł bonu jest dobry, ale trzeba było go wprowadzić kilka miesięcy temu". - Kiedy wiosną zostaliśmy w domach, ceny sprzętu elektronicznego - na przykład kamer do zdalnych lekcji - poszybowały w górę i obawiam się, że teraz będzie podobnie - powiedział.
Pleśniar zwrócił uwagę, że problem nadal jest w przedszkolach. - Tam już dziś są spore braki w kadrze. Co będzie, gdy te nauczycielki, które tam pracują, zostaną w domu z własnymi dziećmi? Kto tam pomoże? Do przedszkoli chyba nie poślemy na ratunek wojska czy urzędników - mówi w rozmowie z TVN24.pl.
Jedna z nauczycielek edukacji przedszkolnej w oddziale zerowym, w rozmowie z edziecko.pl, przyznała, że "rząd całkowicie olał pracowników przedszkoli". - Premier nie skomentował podczas konferencji problemów, które są w przedszkolach, czy w tzw. zerówce. Na pytanie dziennikarza o sytuację tej części edukacji odparł, że 'opieka pozostaje bez zmian' - zwróciła uwagę pedagożka.
Jestem po studiach pedagogicznych, wychowuję i uczę w zerówce dzieci w wieku sześciu lat. Nie nazwałabym tego samą opieką. Rozumiem, że sześcioletnie dzieci muszą odbyć roczne przygotowanie do szkoły, ale w tym najtrudniejszym momencie w pandemii, gdy mamy rekordy zakażeń, można by było przeprowadzić nauczanie zdalne dla tych dzieci, które mają opiekę w domu. Na zajęcia stacjonarne przyprowadzają swoje pociechy także niepracujące mamy. Mam przez to liczną grupę. Zarówno dzieci, jak i ja, narażamy swoje zdrowie. Na to nikt nie zwraca uwagi
- powiedziała.