Nauczyciele są oburzeni decyzją rządu. "Jesteśmy zdrowi. Chcemy uczyć stacjonarnie"

Magdalena Gryc
Powrót zdalnego nauczania w klasach 4-8 szkół podstawowych budzi wiele emocji nie tylko w środowisku nauczycielskim. - Teraz dopiero zacznie się prawdziwa nagonka na nauczycieli, którzy pobierają pełne wynagrodzenie i pracują z domu. Szkoda, że społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy z tego, że przygotowanie do zajęć zajmuje dużo czasu. My naprawdę chcemy pracować z dziećmi stacjonarnie, ale pandemiczna sytuacja na to nie pozwala - wyznaje nauczycielka z województwa mazowieckiego.

Już od najbliższego poniedziałku zdalne nauczanie będzie obejmować również klasy 4-8 szkoły podstawowej. W szkołach uczyć się będą nadal najmłodsze dzieci z klas 1-3, stacjonarne zajęcia będą mieć również maluchy z przedszkoli i żłobków. Środowisko szkolne znowu zostało podzielone. - Uważam, że o sposobie nauczania w szkole powinien decydować dyrektor wraz z radą pedagogiczną w zależności od sytuacji. U nas w szkole nie było na razie żadnego zakażenia, na zwolnieniu chorobowym przebywa jedynie pięciu nauczycieli. Nie widzę sensu, aby wysyłać uczniów na zdalne nauczanie - twierdzi nauczycielka z województwa łódzkiego. 

Powrót do zdalnego nauczania. "Świetnie jest pracować w pidżamie, z kawką na biurku i wysyłać kilka razy dziennie materiał" 

Z kolei nauczycielka z województwa opolskiego zupełnie nie zgadza się z decyzją MEN. Twierdzi, że jej szkoła jest przygotowana na rozsądną walkę z pandemią przy nauce stacjonarnej.

Jesteśmy oburzeni decyzją ministerstwa. W mojej szkole każdy jest zdrowy, więc dlaczego mamy przechodzić na zdalne nauczanie? Dopiero teraz, pod koniec października udało mi się odrobić zaległości. Teraz kolejne zdalne nauczanie? Zaczyna się tragedia edukacyjna

- wyznaje wychowawczyni.

Nauczycielka jest zawiedziona społeczną nagonką na nauczycieli. Otwarcie przekonuje, że jest to wina ich samych, bo są niezdecydowani, a część najchętniej nie pracowałaby wcale.

Nie rozumiem podejścia nauczycieli, którzy za wszelką cenę chcą wmówić wszystkim, że środowisko nauczycielskie jest tzw. mięsem armatnim. Oczywiście, świetnie jest pracować w pidżamie, z kawą na biurku i wysyłać materiał. Niestety, po powrocie do szkół szybko można było zweryfikować, którzy uczniowie rzeczywiście się uczyli i czy nasza praca nie poszła na marne

- dodaje pedagożka.

Wychowawca wyznaje, że najrozsądniejszym rozwiązaniem w tej sprawie jest przekazanie władzy dyrektorom, którzy mogliby sami zamknąć placówkę w momencie jej ewentualnego zagrożenia. Pedagożka tłumaczy, że każde działanie powinno być skonsultowane z zatroskanymi rodzicami. Nie każdy ma możliwość zostawić dziecko w domu, czy systematycznie uczestniczyć w zdalnym nauczaniu. W takich sytuacjach powinny być otwarte świetlice szkolne. 

Każda szkoła sama powinna podejmować decyzję o ewentualnym zamknięciu, ale tylko wtedy, kiedy sytuacja jest naprawdę wyjątkowa. Wszystko powinno dziać się w porozumieniu z rodzicami, bo to oni przejmą obowiązki podczas nauki zdalnej. Zasiana panika spowoduje, że nauczyciele znów zostaną zdeptani i wychowamy pokolenie bez podstawowej wiedzy

- twierdzi kobieta. 

"Apeluję do nauczycieli - bądźmy w tym wszystkim rozważni i nie oceniajmy"

Nauczyciel informatyki Patryk Szablewski z Zespołu Szkół im. gen. Dezyderego Chłapowskiego w Bolechowie apeluje do kolegów i koleżanek ze środowiska nauczycielskiego, aby rozsądnie podeszli do zdalnego nauczania i patrzyli na każdego ucznia w sposób indywidualny. Tłumaczy, że w ten sposób nie zrobimy dzieciom krzywdy i wychowamy pokolenie, które nie będzie obawiało się nowych technologii. 

Liczę na rozsądek kolegów i koleżanek nauczycieli. Nie zróbmy dzieciom krzywdy. Bądźmy dla nich wyrozumiali. Nigdy nie wiemy co kryje się po drugiej stronie kamery. Możemy zobaczyć pięknie pachnące domy, ale i obrazy smutku, biedy i przemocy. Weźmy to pod uwagę, ustalając zasady pracy zdalnej

- tłumaczy Szablewski.

W dalszej części twierdzi, że jego placówka dołożyła wszelkich starań, aby zapewnić nauczającym środki do pracy i przeszkoliła ich z niezbędnych narzędzi. Natomiast nauczyciel zwraca uwagę na fakt, że nie każde dziecko stać na sprzęt do nauki, bowiem z doświadczenia wie, że w niektórych domach są spore kłopoty finansowe. 

To, że my nauczyciele zdążyliśmy się do tego przygotować, nie znaczy, że dzieciakom się udało. Cyniczne sformułowania dorosłych, że każdy powinien mieć kamerkę i komputer, bo w końcu dostaje 500 plus, są pozbawione rozsądku i rozumu. Jeśli kogoś nie stać na pełnowartościowy obiad, to na pewno nie będzie myślał o zakupie kamerki

- mówi informatyk.

Szablewski tłumaczy, że dzieci uwielbiają przebywać w szkole, gdzie spędzają czas z rówieśnikami. To odskocznia od rodzinnych kłopotów. Dodaje, że powinno się docenić starania dzieci, bowiem to im najtrudniej jest zapanować nad całą sytuacją. 

Dla dzieciaków szkoła to czasami ucieczka od domu. Czasami odskocznia od trudnych sytuacji w rodzinach. Jedynie apeluję do nauczycieli - bądźmy w tym wszystkim rozważni i nie oceniajmy kogoś, kogo widzimy tylko przez kilka godzin w szkole. Nie próbujmy na siłę za bardzo wchodzić w prywatność dzieciaków. Doceńmy każde starania

- wyznaje nauczyciel.

Informatyk opowiada o nietypowej sytuacji, w której nauczycielka nakazała kupić uczniom kamerki i mieć je włączone podczas zajęć. Zastanawia się, jak można to komuś nakazać i być tak bezduszną osobą. Apeluje o uszanowanie prywatności dzieci i wdrażanie je do wszystkiego powoli. 

Mój chrześniak dzisiaj przyszedł ze szkoły i powiedział, że pani zasygnalizowała im, że każde dziecko musi mieć kamerkę, bo skoro ona sobie kupiła, to i oni też mogą. Uczniowie mają obowiązek włączać je na każdej lekcji. Dzieciaki zazwyczaj współdzielą pokoje z dorosłymi lub z rodzeństwem. Często w ogóle nie mają komputera tylko dla siebie. Jak można być tak bezdusznym i zamkniętym na szersze rozumowanie nauczycielem?

- dodaje pedagog. 

"Ucząc zdalnie ,człowiek nie odczuwa satysfakcji z wykonywanej pracy"

Nauczyciel wychowania fizycznego i historii, Paweł Gryc z Zespołu Szkół im. gen. bryg. pil. Stanisława Skalskiego w Woli Mystkowskiej twierdzi, że wprowadzenie zdalnego nauczania rykoszetem uderzy w nauczycieli, którzy uważani są przez społeczeństwo za tych, którzy nic nie robią, a pobierają pełne wynagrodzenie. Pedagog chce pracować stacjonarnie i uważa, że jego placówka ma do tego możliwość, jednak zgadza się z opinią, że wybiórcze zamknięcie szkół nie ma najmniejszego sensu.

Zdecydowanie wolę uczyć dzieci stacjonarnie. Ucząc zdalnie, człowiek nie odczuwa satysfakcji z wykonywanej pracy. Nie wie, czy jego wysiłek nie poszedł na marne. Jest to tylko suche przekazywanie informacji. Nie czuć atmosfery klasy. Nauczyciel uczy barwą głosu. Wie, na co zwrócić większą uwagę, odpowiednio zaakcentować

- dodaje historyk. 

Gryc wyznaje, że trudno zgodzić się ze słowami MEN, które twierdzi, że edukacja stacjonarna dla młodszych klas jest jeszcze ważniejsza niż dla młodzieży i dzieci starszych ze względów psychicznych, psychologicznych i efektywności edukacyjnej. Pedagog mówi, że w starszych klasach nauczyciele kładą większy nacisk na naukę, bowiem uczniowie mają przed sobą egzaminy dojrzałości i ósmoklasisty. Teraz każdy masowo zacznie korzystać z korepetycji. 

Przeczytaj także:

Zobacz wideo Czy szkoły podstawowe przejdą na nauczanie zdalne? Rzecznik rządu odpowiada
Więcej o:
Copyright © Agora SA