Szkoła po miesiącu nauki. "Dziwię się, że MEN wciąż nie odchudziło podstaw i nie dostosowało ich do nowych warunków"

Miesiąc nauki stacjonarnej za nami. Radna Warszawy Dorota Łoboda w rozmowie z OKO.press przyznała, że nie znamy prawdziwego wpływu otwarcia szkół na rozwój epidemii. Powiedziała jednak, że polski system edukacji to obecnie chaos. - Do reformy, kumulacji roczników, przepełnienia szkół, braków kadrowych dochodzą kwarantanny i zwolnienia lekarskie - stwierdziła.

Uczniowie od miesiąca uczą się w sposób tradycyjny, w szkołach. Radna Warszawy Dorota Łoboda w rozmowie z OKO.press stwierdziła, że nawet jeśli na terenie placówki jest potwierdzony przypadek koronawirusa, osoby z jej otoczenia trafiają na kwarantannę, ale nie wykonuje się u nich testów na COVID-19. - Nie znamy więc prawdziwego wpływu otwarcia szkół na rozwój epidemii - przyznała. Dodała jednak, że "uczniowie i nauczyciele także zakażają. Tylko nie mamy statystyk, które pozwalają to opisać. Wiemy natomiast, że dzienna liczba zakażeń w skali kraju gwałtownie rośnie".

Szkoła w pandemii. "Przepełnione szkoły, braki kadrowe, zwolnienia lekarskie" 

Radna Warszawy stwierdziła, że obecny polski system edukacji to "jeden wielki chaos". 

Do reformy, kumulacji roczników, przepełnienia szkół, braków kadrowych dochodzą kwarantanny i zwolnienia lekarskie. Te drugie być może równie ważne, co pierwsze

- powiedziała. Wyjaśniła, że zgodnie z nowymi wytycznymi, katar i kaszel to objawy, przez które uczeń lub nauczyciel ma obowiązek zostać w domu.

A kto nie łapie przeziębienia w sezonie jesienno-zimowym? Nauczyciele mają dodatkowo ogromną siatkę kontaktów społecznych. Już teraz widzimy, że zwolnień jest więcej

- stwierdziła. Dodała, że "pewnie będziemy też borykać się z czymś, czego jeszcze nie jesteśmy w stanie policzyć". Opisała, że chodzi o zwolnienia prewencyjne. Jeśli nauczyciel trafia na kwarantannę, to również jego domownicy. Wyjaśniła, że z tego powodu "niektórzy będą woleli ten trudny czas przeczekać w domu, ale nie w warunkach kompletnego zamknięcia".

MEN powinno zmienić podstawę programową dla szkół?

W tym 'szarpanym' trybie nie da się dobrze prowadzić ani edukacji stacjonarnej, ani zdalnej. (...) Wszyscy skarżą się więc na olbrzymią liczbę zastępstw i zajęć odwołanych

- przyznała Łoboda i dodała, że dało się tego uniknąć. - Wystarczyło, by MEN pozwolił dyrektorom decydować, w jakim trybie ma pracować ich szkoła. Teraz decyzje podejmuje często przypadkowa urzędniczka sanepidu, która nie zna specyfiki pracy danej szkoły. Osoby, które miały kontakt z zakażonym, trafiają na kwarantannę, a reszta zostaje w szkole. Zdarza się często, że uczniowie są w szkole, a ich nauczyciele na kwarantannie. Tak się pracować nie da - stwierdziła.

Według radnej Warszawy to dobrze, że uczniowie wrócili do szkół. Stwierdziła, że brakowało im kontaktu z rówieśnikami i nauczycielami. - Szkoła jest przecież miejscem budowania relacji. Ale faktem jest też, że sama edukacja na pewno ucierpi. Już ucierpiała, bo nauczyciele wprost mówili, że realizacja podstawy programowej w warunkach pracy zdalnej jest niemożliwa. Dziwię się, że MEN wciąż nie odchudziło podstaw i nie dostosowało ich do nowych warunków - powiedziała. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.