W ostatnim tygodniu wiceminister zdrowia Waldemar Kraska powiedział w rozmowie z Onet, że mamy do czynienia z tak zwanym efektem szkolnym:
Ten rekord zarażeń koronawirusem to przede wszystkim efekt zakończenia wakacji. Wróciliśmy do pracy, a dzieci do szkoły. Mamy tzw. efekt szkolny, czyli wzrost zachorować związany z powrotem dzieci do nauki w placówkach
Choć później politycy wycofali się z tych słów, z pewnością jest w tym ziarno prawdy.
Szkoły to wciąż, oprócz oczywiście szpitali i wesel, jedne z najpoważniejszych źródeł nowych zakażeń koronawirusem. Najnowsze dane nie pozostawiają złudzeń. Zgodnie z informacjami przedstawionymi przez Ministerstwo Edukacji Narodowej, a sporządzonych na podstawie informacji uzyskanych od kuratoriów oświaty, w trybie mieszanym pracują 274 szkoły, a w trybie zdalnym - 92. (stan na 24 września). Niestety pobiliśmy własny rekord – jest to bowiem najwięcej od początku nowego roku szkolnego.
Do tej pory najwięcej placówek pracowało w systemie mieszanym lub zdalnym w piątek w ubiegłym tygodniu. Było to odpowiednio 246 i 80.
Często pojawiają się pytania o ponowne zamknięcie wszystkich szkół. Głos w tej sprawie zabrał minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski:
Na razie nie planujemy zamykania szkół. Wprowadzony system, czyli reakcja lokalna na zwiększone zagrożenie epidemiczne, sprawdza się. Zwłaszcza w niewielkich szkołach, gdzieś daleko od dużych aglomeracji, gdzie nie widać zachorowań, nie ma żadnej potrzeby zamykania szkół. Podobnie zresztą w dużych miastach, dopóki nie ma tutaj jakieś większego zagrożenia epidemicznego. Sam fakt, że ktoś pod Szczecinem zachorował, wcale nie oznacza, że pod Rzeszowem trzeba zamykać szkoły
-mówił Piontkowski.