Ze względu na wybuch epidemii koronawirusa zdecydowano się na przerwę w tradycyjnej nauce i zamknięto szkoły na kilka miesięcy. Postanowiono jednak, aby z nadejściem września uczniowie ponownie wrócili do placówek. Choć od ich otwarcia minął zaledwie tydzień, już pojawiły się doniesienia o zakażeniach na terenie szkół. W związku z zaistniałą sytuacją politycy proponują nowe rozwiązania, które ograniczyłyby rozprzestrzenianie się wirusa, ale pozwoliły uczniom na pozostanie przy edukacji w formie tradycyjnej. Głos w sprawie zabrała między innymi, była szefowa resortu, Anna Zalewska.
Wówczas podział na pracę dwuzmianową byłby prosty, nikt nie kończyłby zajęć późno. 30 minut wystarczy na realizację podstaw programowych
- zauważyła.
Zalewska sugerowałą również wprowadzenie zmian w ilości obowiązujących treści programowych, które występują na egzaminach ósmoklasity oraz w arkuszach egzaminów maturalnych. Te propozycje skomentował obecny szef resprtu.
Doceniam inicjatywę minister Anny Zalewskiej i jej zaangażowanie (...) Warto jednak zaznaczyć, że chociaż godzina lekcyjna trwa 45 minut, to już w obecnym stanie prawnym, w uzasadnionych przypadkach, możliwe jest skrócenie czasu zajęć edukacyjnych do 30 minut
- stwierdził Dariusz Piontkowski.
Wiadomo, że decyzja o skróceniu zajęcie w pierwszej kolejności miałaby trafić do rodziców. Według ministra najlepiej, jeżeli zostałaby przekazana przez dyrektora szkoły. W sytuacji, gdy szef placówki nie wyda takiego dokumentu, ani nie przekaże rodzicom swojej decyzji w inny sposób, lekcje będą odbywały się w tradycyjnym wymiarze godzinowym.