"Jest plakat o myciu rąk, a mydła w szkołach brak". Nauczyciele o profilaktyce koronawirusa w szkołach

Ministerstwo edukacji poprosiło, aby dyrektorzy szkół i przedszkoli zadbali o profilaktykę dotyczącą koronawirusa. Do dyrektorów rozesłano rekomendacje. Co o nich myślą nauczyciele? W komentarzach w mediach społecznościowych zwracają uwagę, że "jak rodzice nie przynieśli, to nie było ani mydła, ani ręczników", a także, że "przez cały rok rozmawiamy z dziećmi o konieczności mycia rąk".

Ministerstwo edukacji rozesłało do szkół "Rekomendacje Ministra Edukacji Narodowej dla dyrektorów przedszkoli, szkół i placówek oświatowych" w zakresie profilaktyki zdrowotnej w związku z pojawiającymi się w niektórych krajach europejskich przypadkami zachorowań na koronawirusa. Co znalazło się w zaleceniach MEN?

Przeziębione dzieci mają zostać w domach

Między innymi prośba, aby nauczyciele rozmawiali z uczniami o podstawowych zasadach higieny, w tym np. o tym, aby często myli ręce z użyciem ciepłej wody i mydła. Według rekomendacji w szkolnych toaletach mają zawisnąć plakaty z instrukcją mycia rąk. Nauczyciele powinni też zaapelować do rodziców, aby nie posyłali chorych i przeziębionych dzieci do szkoły. Sami nauczyciele też mają nie przychodzić do pracy, gdy się źle czują.

W rekomendacjach znalazła się też prośba do nauczycieli, aby informowali uczniów i rodziców, że jeśli nie mieli kontaktu z osobą chorą, nie ma powodu do obaw. Ministerstwo sugeruje, aby wychowawcy nie organizowali wycieczek do krajów, w których wykryto ogniska koronawirusa, a także powiadomili rodziców dzieci do 8. roku życia, że w przypadku nieprzewidzianego zamknięcia żłobka, przedszkola lub szkoły należy mu się zasiłek opiekuńczy.

Szkoły powinny wywiesić w łazienkach instrukcje, jak myć ręceSzkoły powinny wywiesić w łazienkach instrukcje, jak myć ręce fot: archiwum prywatne

Szkoły reagują, ale nie wszystkie. "Nie ma nic o wirusie na Librusie" 

Rodzice dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym otrzymują od szkół maile z komunikatami medycznymi, wytycznymi Ministerstwa Zdrowia i Głównego Inspektora Sanitarnego. Czytamy w nich, że "zgodnie z przepisami prawa dyrektor szkół odpowiada za bezpieczeństwo uczniów, a podejmowane działania powinny być adekwatne do sytuacji i zgodne z obowiązujący procedurami".

Kiedy zapytałam rodziców dzieci w wieku szkolnym o to, czy szkoły ich dzieci w jakiś sposób angażują się w temat zagrożenia koronawirusem, usłyszałam różne historie. Są szkoły "w stanie podwyższonej gotowości", ale i takie, które temat wirusa ignorują. 

- U nas w szkole cisza, nie ma paniki. Nie ma nic na Librusie. Szkoła nie wysłała żadnego maila o tym, czy coś robi w temacie koronawirusa. Jakby nie było tematu. Informacje mamy ze strony ministerstwa - mówi nam mama dzieci, które uczą się w warszawskiej szkole podstawowej. Inna mama, której syn uczęszcza do prywatnej szkoły amerykańskiej, ma inne doświadczenia.

- Wróciliśmy kilka dni temu z Włoch. Dyrektorka szkoły poprosiła nas, aby syn, przez najbliższy tydzień, został w domu. Nauczyciele organizują lekcje online, więc syn nic nie traci, uczy się w domu. Rozumiem postępowanie dyrekcji. Do szkoły syna chodzi bardzo dużo obcokrajowców, w czasie ferii dzieci podróżowały do różnych zakątków świata, czasami do bardzo odległych, co drugi kolega syna był we Włoszech na nartach. Może mają rację, aby dmuchać na zimne. Mi to nie przeszkadza, bo w pracy też mnie poproszono, abym po powrocie z Włoch przeszła kwarantannę - opowiada matka szóstoklasisty z Warszawy.

Niektórzy dyrektorzy szkół rodziców, którzy podróżowali z dziećmi do Tajlandii, poprosili o to, aby zatrzymali dzieci w domu. 

- Byłam z dziećmi w czasie ferii w Tajlandii. Po powrocie dostałam informację ze szkoły, że moje dzieci mają zostać w domu przez dwa tygodnie. Tak zrobiłam, nie posłałam ich po feriach do szkoły. Tyle tylko, że szybko okazało się, że większym problemem są, nie te dzieci, które wróciły z Tajlandii, tylko te, które były na nartach we Włoszech. Dyrektor musiałby wysłać na kwarantannę połowę klasy. Po interwencji rodziców dzieci mogą już chodzić do szkoły. Musimy jednak codziennie mierzyć im temperaturę, zwracać uwagę na występowanie objawów grypopodobnych: złe samopoczucie, bóle mięśniowe, kaszel. W razie wątpliwości dyrektor prosił, aby poinformować o tym szkołę, stację sanitarno-epidemiologiczną, zgłosić się z dzieckiem na oddział zakaźny - opowiada nam mama dzieci, które uczą się w szkole społecznej w Warszawie. 

Wielu rodziców otrzymało od szkół e-maile z informacjami od Głównego Inspektora Sanitarnego. - Dostaliśmy wiadomość ze szkoły syna w której był link do strony GIS-u i informacja o tym, że z powodu zagrożenia epidemiologicznego nie powinniśmy podróżować do Chin, Korei Południowej, Włoch, Iranu, Japonii, Tajlandii, Wietnamu, Singapuru i Tajwanu - mówi nam mama czwartoklasisty kieleckiej podstawówki. Jej syn opowiadał, że pani na lekcji wychowawczej uspokajała, że w Kielcach nie ma koronawirusa, a ręce zawsze trzeba myć, bo panuje grypa i jest realnym zagrożeniem. 

"Jak rodzice nie przynieśli, to nie było ani mydła, ani ręczników"

Rekomendacje dla dyrektorów przedszkoli, szkół i placówek oświatowych w zakresie profilaktyki zdrowotnej w związku z pojawiającymi się w niektórych krajach europejskich przypadkami zachorowań na koronawirus MEN rozesłał do wszystkich polskich szkół pod koniec zeszłego tygodnia.

Nauczyciele mają mieszane uczucia co do wytycznych. W dyskusjach na serwisach społecznościowych na profilu Związku Nauczycielstwa Polskiego i "Głosu Nauczycielskiego" zwracają uwagę na to, że nikt ich nie wyposażył w dodatkowe środki higieny i do dezynfekcji, więc będą musieli wygospodarować na to pieniądze z własnych, i tak już ograniczonych, budżetów. Wspominali o tym, że w szkołach brakuje podstawowych środków higienicznych:

U nas, jak rodzice nie przynieśli, to nie było ani mydła, ani ręczników.
A to nie będzie tak, że nauczyciele z własnej kasy mają zaopatrzyć dzieci w maseczki? Skoro już kupują za swoje papier ksero i inne pomoce dydaktyczne?

- zastanawiali się nauczyciele biorący udział w dyskusji.

Inni pedagodzy narzekali na to, że chore dzieci są nagminnie przyprowadzane do szkoły i przedszkola. W jednym z komentarzy czytamy: 

Niech profilaktyka zacznie się w domach. W placówce, w której pracuję, jest 40 pracowników, jedna dostępna toaleta, jeden dozownik i jeden ręcznik wielokrotnego użytku. O czym my w ogóle mówimy? Śmiech na sali.

Wielu nauczycieli zwróciło uwagę na to, że szkoły, niezależnie, czy mają rekomendacje od ministerstwa, czy nie - zajmują się profilaktyką:

Zawsze w szkole była prowadzona profilaktyka wszelkiej maści i jako nauczycielka czuję się odpowiedzialna za zapobieganie, bez zaleceń ministerstwa.
Przez cały rok rozmawiam z dziećmi o konieczności mycia rąk.

Jeden z nauczycieli zażartował, że "mają tyle ról, że bycie dodatkowo dr Housem już nie przeszkadza". 

Szkolna toaleta.Szkolna toaleta. Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.pl

"Wszyscy mówią o koronawirusie"

Uczennica II klasy szkoły podstawowej opowiedziała mi, "że w jej klasie dzieci na przerwach gadają o koronawirusie". W jej szkole dyrekcja zorganizowała apel dla wszystkich klas, podczas którego lekarka opowiedziała dzieciom o tym, jak zachować higienę w sytuacji potencjalnego zagrożenia wirusem. Co dziewczynka wyniosła z tego spotkania?

- Pani doktor mówiła, żeby nie brać palców do buzi i żeby kran zamykać przez chustkę. Mówiła, że w Polsce nie ma koronawirusa, ale i tak musimy myć dokładnie ręce. I jeszcze mówiła, że na pieniądzach mogą być zarazki, żeby po tym, jak coś kupujemy i płacimy, umyć ręce. Tyle zapamiętałam - przypomina sobie uczennica warszawskiej podstawówki. 

"Dzieci chorują lżej"

Wiele szkół tonuje atmosferę paniki, która powstała wokół tematu koronowirusa. Niektóre podejmują dodatkowe środki ostrożności. Jedna z mam otrzymała wiadomość od szkoły, że "w trosce o wspólne zdrowie w weekend szkoła została zdezynfekowana (klamki, przyciski, toalety)". 

Rodzice otrzymują z sekretariatu szkół dzieci informacje o tym, aby zadbać o profilaktykę i normalnie funkcjonować. 

W mailu wysłanym przez sekretariat szkoły, do której uczęszcza moje dziecko, wypowiedziała się lekarka-pediatra. Napisała do rodziców, że "wirus jest groźny dla osób w podeszłym wieku i dla osób z niedoborami odporności lub innymi chorobami przewlekłymi. Dzieci chorują lżej (jeszcze żadne dziecko nie zmarło z powodu zakażenia tym wirusem). Tak jak w okresach nasilenia zachorowań na grypę i choroby przeziębieniowe pamiętajmy o profilaktyce - najważniejsze jest częste mycie rąk, unikanie dotykania ust, przy kaszlu i kichaniu zasłonienie ust łokciem, nie dłonią, używanie chusteczek jednorazowych jeden raz" . 

Powinno cię również zainteresować:

'Nie macie pojęcia, na ile sposobów nauczyciele sponsorują szkołę'. Co kupują z własnych pieniędzy?

Nauczyciele sponsorują szkołę? "To rodzice dostają listę rzeczy do przyniesienia"

Więcej o:
Copyright © Agora SA