Po co są stopnie w szkole

- Tylko proszę nie pytać dzieci, kiedy przyniosą szóstkę - zapowiedziała nauczycielka na pierwszym zebraniu. - Stopnie zaczniemy stawiać w drugim semestrze, na razie obowiązuje ocena opisowa.

Nawet się ucieszyłam. Dzieci nie będą stresowały się stopniami, tylko łagodnie wejdą w rygor szkoły, będą miały czas się przystosować. Niestety, okazało się, że zostałam odcięta od wiadomości o moim dziecku. Zuzia zaczęła pierwszą klasę, a ja nie wiedziałam, co się tam dzieje, co jest dla niej łatwe, co trudne i jak ją widzi nauczycielka. Na zebraniach słyszałam tylko, że nie sprawia kłopotów i nie ma większych problemów z nauką.

Czekałam na ocenę opisową. Na półrocze otrzymałam kartkę z listą umiejętności, jakie powinno opanować dziecko w pierwszej klasie: "umie dodawać i odejmować w zakresie dziesięciu, rozpoznaje litery drukowane, potrafi wypowiadać się zdaniami" itd. Nauczycielka podkreśliła umiejętności, które Zuzia posiada. Miejsce na informacje indywidualne o uczniu było puste. Byłam zaskoczona i rozczarowana. Czy pani nie potrafi nic napisać o moim dziecku? Przecież zna je już pół roku! Poprosiłam o wyjaśnienie i znowu usłyszałam, że Zuzia nie ma problemów. Odniosłam jednak wrażenie, że nauczycielka po prostu nie dostrzega mojej córki. Mała nie sprawia w klasie szczególnych kłopotów ani nie jest genialna, więc nie trzeba poświęcać jej specjalnej uwagi. I zrobiło mi się trochę smutno.

To nieprawda, że dziecko spotyka się z ocenianiem dopiero w szkole.

Oceny

są w naszym życiu wszechobecne. Oceniamy wygląd, charakter, umiejętności, kompetencje, smak i co tylko nam przyjdzie do głowy. Często dokonujemy ocen "na oko", nie mając rzetelnych informacji na temat ocenianego obiektu, decydujemy, czy ser jest dobry, winogrona smaczne, a jajka świeże.

Maluch podlega ocenie od narodzin, a może jeszcze wcześniej. Oceniamy jego wagę i wzrost, urodę, sprawność fizyczną i intelektualną, porównujemy z innymi dziećmi.

Gdy dziecko pokazuje nam rysunek: "zobacz, mamo, co narysowałem", najczęściej zerkamy, stwierdzamy: "ślicznie" i wracamy do czytanej gazety. Tymczasem tak lakoniczna ocena to za mało. Okażmy maluchowi, że jego praca naprawdę nas interesuje. Przyjrzyjmy się uważnie rysunkowi i spróbujmy opisać, co na nim widzimy: "Jakie kolorowe kwiaty, a to chyba jest mama? Narysowałeś jej bardzo długie włosy. Najbardziej podoba mi się ten żółty motylek. Wygląda zupełnie jak prawdziwy".

Może wtedy dziecko dorzuci od siebie parę szczegółów: "To nie mama, tylko pani z przedszkola, a tu jest jeszcze żuk, który się zgubił i szuka mamy".

Zainteresowanie jest ważniejsze niż sama ocena. Jeśli nie poprzestajemy na stwierdzeniu, że praca malca jest "dobra" czy "śliczna", ale mówimy, co w niej widzimy i co w związku z nią czujemy, dziecko uczy się, że nie ocena jest najważniejsza, ale sama praca.

Pierwszaki rozpoczynają rok szkolny z nierównym zasobem wiedzy i pół roku bez stopni ma służyć między innymi wyrównaniu tych różnic. Ocena opisowa powinna być opisem rozwoju ucznia, jego postępów w nauce.

Rodzice

muszą wiedzieć, co dziecko już potrafi, a co musi poćwiczyć, co przychodzi mu z łatwością, a co sprawia trudności. Tylko wtedy mogą mu pomóc. I dobrze by było, gdyby takie informacje otrzymywali na każdym zebraniu ("Małgosia dobrze dodaje do dziesięciu, ale musi poćwiczyć odejmowanie").

Na koniec pierwszego półrocza rodzice powinni otrzymać ocenę zawierającą opis rozwoju umiejętności dziecka od początku roku szkolnego. Ważne jest nie tylko to, czy umie już ono dobrze czytać i pisać, ale także czy chce i potrafi współpracować z rówieśnikami, czy jest samodzielne, czym się interesuje, jaką ma motywację do pracy (wszystko to świadczy o rozwoju społecznym i emocjonalnym). Ocena powinna zawierać wskazówki, jak wspomagać rozwój malucha.

W niektórych szkołach

nauczyciele

rozmawiają z każdym uczniem po wykonaniu zadania ("podobał mi się twój opis pieska, ale popracuj jeszcze trochę nad ortografią"). W innych wpisują swoje uwagi do specjalnych dzienniczków, w jeszcze innych piszą do wychowanków listy. Dzięki temu dzieci czują, że są traktowane poważnie.

Niekiedy nauczyciele stawiają w zeszytach różnego rodzaju znaczki, dobrze jednak, by nie odpowiadały one stopniom, jak na przykład kwiatek z sześcioma płatkami, pięcioma, czterema itd., w zależności od poziomu wykonania pracy. Bo to dzieci rozszyfrują natychmiast.

Wykazy umiejętności, w których nauczyciele zaznaczają, co uczeń potrafi, to nie najlepsze rozwiązane. Dziecko nie jest w nich traktowane indywidualnie, trudno określić jego mocne i słabe strony, uwaga jest bowiem skoncentrowana tylko na umiejętnościach.

Ocena opisowa daje szansę na nawiązanie współpracy między nauczycielem a rodzicami. Wymaga to jednak dobrej woli obu stron. Dlatego warto dopytywać nauczycieli o postępy dzieci, nawet jeśli oni sami udzielają nam tylko informacji typu "nie ma problemu". Gdy zorientują się, że rzeczywiście zależy nam na informacjach rzetelnych i konkretnych, zaczną je przygotowywać.

Oczywiście, będzie to wymagać wnikliwego analizowania pracy każdego ucznia, ale takie w końcu jest zadanie nauczycieli.

Niektórzy rodzice niepokoją się brakiem stopni. Chcieliby wiedzieć, jak dziecko jest oceniane, a kiedy stopnie już się pojawią, pragną, aby dziecko przynosiło same szóstki. W ten sposób można uzależnić malucha od ocen, sprawić, że zacznie się uczyć dla stopni, mało dbając o własne zainteresowania. Będzie zaspokajać ambicje rodziców, zanim jeszcze staną się jego własnymi. Tymczasem pogoń za najlepszymi ocenami jest mało twórcza, a za to bardzo stresująca. Spróbujmy więc nie pytać: "Kiedy dostaniesz szóstkę?".

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.