System oceniania w polskich szkołach - czy to działa?

Pierwszy dzwonek już za chwilę. Gdy zabrzmi, znowu najważniejsze staną się oceny czyli wyniki w nauce naszego dziecka. Czy to, czego nauczą się w szkole jest wymierne? Zobaczmy jak oceniane są nasze dzieci i czy ten system się sprawdza.

W dzisiejszym, rozpędzonym i zorientowanym na sukces świecie, oceny to dla rodziców, choć także dzieci sprawa bardzo istotna. Każdy rodzic marzy by jego potomek był wyczytany jako ten, który jako jedyny otrzymał wzorowy ze sprawdzianu z matematyki czy odczytał swoje opowiadanie przygotowane na polski. Jednak taka sytuacja jest niemożliwa w angielskiej szkole, gdzie wszystkie oceny są poufne, rodzice mogą je sprawdzić w internecie a postępy dzieci są oceniane według ich indywidualnego rozwoju - w myśl zasady, że ścigają się sami ze sobą, a nie z kolegami. To nie jedyne różnice w polskim i zachodnich systemach edukacji.

Szóstka nie dla piewszoklasisty?

Szkolna skala ocen służy ocenianiu osiągnięć ucznia - takie jest założenie. W Polsce powojennej do początku lat 90. obowiązywała czterostopniowa skala od 2 do 5. Od 1991 roku została poszerzona, dodano ocenę 1 czyli niedostateczną oraz ocenę 6 - celującą. Znienawidzona kiedyś dwója stała się od tej chwili oceną pozytywną o nazwie "mierna" (w 2000 roku temu zmieniono nazwę oceny 2 na "dopuszczająca") . Od ponad dekady szkoły mają obowiązek stosowania skali ocen 1-6 do klasyfikacji oraz wpisywania na świadectwach promocyjnych i ukończenia szkoły. Taka skala nie jest stosowana jedynie w pierwszych trzech klasach szkoły podstawowej, bo najmłodsi uczniowie otrzymują oceny opisowe.

Publiczne ocenianie

Jednak w praktyce dzieci i tak "przeliczają" opis słowny na daną cyferkę, oceny otrzymują publicznie i nawet w klasach młodszych znają swoje osiągnięcia lub problemy. W państwowej podstawówce 9-letniego Ignacego z podwarszawskich Marek system oceniania w pierwszych klasach teoretycznie jest opisowy , ale wszystkie dzieci wiedzą, że "znakomicie" to piątka a "przeciętnie" to trójka. - Równie dobrze mogłyby być oceny cyfrowe - twierdzi 36-letnia Kamila, mama Ignacego. - Wychowawczyni wyczytuje stopnie dzieci na forum klasy i zaczynają się nerwy i strach. To obciąża psychikę małego dziecka - uważa. - Jako pierwsi są wyczytywani najlepsi, więc im dłużej dzieci nie słyszą swojego nazwiska tym bardziej się denerwują. W klasie jej syna zdarza się, że dziecko płacze z powodu trójki "bo mama będzie zła, że poszło mi tak słabo".

Czemu słoneczko się nie śmieje

W prywatnej szkole 8-letniego Damiana w stolicy na początku edukacji zamiast ocen funkcjonuje system buziek-słoneczek. Problem w tym, że często ani dziecko ani rodzic nie wie czemu buźka się nie uśmiecha, choć włożono w efekt tyle pracy. - Te słoneczka są jeszcze trudniejsze do odczytania niż oceny cyfrowe. Nie wiem czy smutna buźka to już bardzo źle czy mogłoby być trochę lepiej. Taki system nic nie wnosi - twierdzi 42-letnia Małgorzata, mama chłopca. Nikt nie informuje ich jakie buźki miały słoneczka na pracach innych dzieci, więc trudno jej ocenić czy synek na tle klasy wypada dobrze czy źle.

Ocena? Na indywidualnych konsultacjach

W krajach anglosaskich funkcjonują oceny literkowe a we Francji dziesiątkowe. Tylko że tu małe dzieci są rzeczywiście indywidualnie opisywane na pojedynczych konsultacjach wyznaczonych rodzicom na konkretną godzinę a nie jak u nas nadal często bywa - zbiorowych zebraniach. Nie dostają ocen na papierze, ale jedynie pochwały lub prośbę o pracę z dzieckiem nad konkretną dziedziną. Oceniane są postępy dziecka a nie porównywanie z innymi. Zresztą nie tylko system oceniania różni się od naszego - cała filozofia szkoły jest odmienna w zależności od kraju.

Zbyt częste ferie

35-letnia Agnieszka, mama trójki dzieci mieszka od kilku lat w północnej Francji. Sama ma dobre wspomnienia z polskiej szkoły i porównanie, bo chodziła też do hinduskiej a jej dzieci uczą się we Francji. - Pamiętam, że w polskiej podstawówce wychodziło się około południa a później był czas wolny. Szkoła w Indiach była na wysokim poziomie, nastawiona na "produkcję" geniuszy, sprawnych umysłowo, szybkich w rachunkach, obeznanych w świecie w godzinach i to w godzinach od 9. do 16. z przerwą na lunch - opowiada Agnieszka. Z kolei jej zdaniem szkoła francuska jest rozplanowana bardzo dziwnie - co osiem tygodni są dwutygodniowe ferie, a w szkole podstawowej środa jest wolna od nauki. - Dni szkolne są bardzo ciężkie dla dzieci - narzeka mama. - Dni dłużą się dzieciom strasznie, bo lekcje trwają od 8. do 16. a potem jeszcze odrabiają prace domowe, czasami do siódmej wieczorem - dodaje. - Nie lubię tego systemu. Wydaje mi się zbyt męczący dla dzieci i ciężki do rozplanowania dla rodziców z powodu częstych ferii - przyznaje Agnieszka. Może więc w przypadku systemu oceniania warto zastosować w Polsce zachodnie standardy. Jednak plan roku z częstymi przerwami według Brytyjczyków i Francuzów wzbudza wątpliwości. Tym pewnie polscy rodzice nie byliby zachwyceni.

Więcej o: