Dr Anna Kaźmierczak-Mytkowska: psycholog, specjalistka psychologii klinicznej i psychoterapii dzieci i młodzieży: - Nie każdy stan obniżonego nastroju oznacza depresję. Depresja to poważna choroba, którą rozpoznajemy na podstawie obecności wielu objawów, wymaga leczenia.
Badania wskazują, że po pandemii dzieci częściej cierpią z powodu objawów depresji i lęku. Izolacja, poczucie zagrożenia, wysokie oczekiwania wobec dzieci powodują, że dość wcześnie w rozwoju dziecka pojawiają się trudności, które przekraczają możliwości radzenia sobie.
Depresja u dzieci nie jest nowym zjawiskiem, ale w przeszłości była rzadziej rozpoznawana z dwóch powodów. Po pierwsze: charakterystyka objawów jest inna niż u dorosłych. Po drugie: częstość zaburzeń depresyjnych wśród najmłodszych sukcesywnie wzrasta, bo wyzwania świata zewnętrznego są coraz większe.
Wydaje mi się, że bardziej zaniepokojone, a w skrajnych sytuacjach przerażone. Wymagania wobec kilkulatków są coraz wyższe, a otoczenie społeczne nie sprzyja delikatnemu, małemu dziecku, które chce iść wolno do przedszkola, chce się bawić w kałuży, ale nie może, bo dorośli prawie zawsze się spieszą.
Czasami rodzice i nauczyciele zakładają, że dziecko to mały dorosły - perfekcyjnie, z zainteresowaniami, takie dzieci traktują dopiero jako normatywne.
Oczekują, że kilkulatek wie, jak regulować swoje emocje. Ma radzić sobie w przedszkolu, szkole i na zajęciach pozaszkolnych - językowych, sportowych, artystycznych, tylko dlatego, że są dostępne. Dzieci są przemęczone, często nadmiernie stymulowane. To rodzi u niech niepokój, smutek
Zdecydowanie nie powinniśmy od razu podejrzewać depresji, ale ważne jest to, żeby dać dziecku większe wsparcie emocjonalne. Sprawdzić, czy ma wystarczająco dużo czasu na wypoczynek, pomóc w radzeniu sobie z trudnościami w szkole, w kontaktach z rówieśnikami.
Kryzys może prowadzić do pozytywnej zmiany, np. do zmniejszenia oczekiwań ze strony dorosłych, zmiany szkoły, w której dziecko doświadcza wykluczenia. Depresja jest chorobą o wieloczynnikowym podłożu i doświadczanie zmiany nie musi oznaczać zachorowania.
Nie, jeśli rodzice dbają o stan psychiczny dziecka i nie ma ono podatności biologicznej, a środowisko społeczne jest źródłem satysfakcji. To nie znaczy, że dziecko nie odczuwa smutku czy żalu, bo to naturalne reakcje emocjonalne w sytuacji straty.
Rozwód rodziców, choroba somatyczna, którą dziecko przeszło, sytuacja konfliktowa w grupie rówieśników - to sytuacje, które mogą być "kropką nad i" u osoby, której brakuje zasobów w innych obszarach. Czynniki, które prowadzą do zachorowania, nigdy nie są pojedyncze, składają się na nie przyczyny pochodzące z różnych obszarów.
Oczywiście. Podatność powoduje, że nawet mniej obciążające sytuacje społeczne doprowadzają do załamania w funkcjonowaniu psychicznym dziecka. Ważne są też czynniki indywidualne. Dzieci cierpiące na depresję mają mniej skuteczne sposoby radzenia sobie ze stresem. Biorą na siebie odpowiedzialność za porażki, nie umieją prosić o pomoc.
Potrzebują zrozumienia i poczucia, że są kimś, kogo potrzeby i emocje są ważne. Nie powinniśmy zakładać, że siedmioletnie dziecko jest na tyle odporne, że samodzielnie poradzi sobie z trudną sytuacją np. w szkole. To jest przede wszystkim człowiek, który zarządza swoimi emocjami przez pryzmat poczucia własnej wartości.
Dobrze jest, kiedy dziecko idzie do zerówki i wie, że jest wystarczająco fajne i ważne, żeby być lubiane. Uczy się, że nie wszyscy muszą je lubić. Dziecko z niskim poczuciem wartości nie widzi w sobie nic dobrego i ciekawego. O sobie mówi: "Jestem głupi".
Często rodzice uważają, że dzieci nie powinno się chwalić, żeby nie miały o sobie zbyt wysokiego mniemania. To nieprawda.
Chwalić mądrze. Nie za to, że dziecko zrobiło bałagan w swoim pokoju, ale za to, że potrafiło poskładać klocki do koszyka. Ale też za to, że jest wrażliwe, empatyczne.
Dzieci wychowywane w domach, w których dorośli skupiają się na porażkach, nie zauważają potrzeb i mocnych stron dziecka, są zaniedbane emocjonalnie. Takie unieważnianie dziecka to pokazywanie, że wartość człowieka jest uzależniona od osiągnięć.
'Często dorośli oczekują od dzieci tego, aby były gwarantem ich dobrego samopoczucia, aby dostarczały im momentów chwały. Myślą, że są dobrymi rodzicami, bo ich dzieci mają same szóstki, mają rewelacyjne wyniki w sportach' fot: shutterstock
Przerzucając niezadowolenie ze swojego rodzicielstwa na dziecko. Bardzo rzadko dorośli mówią o tym, że nie czują się dobrze w swoim rodzicielstwie. Wygodniej jest powiedzieć, że brak satysfakcji rodzicielskiej, wynika z tego, że mają trudne dziecko, które ich rozczarowuje. Bo nie umie jeszcze czytać, bo nie jest wystarczająco samodzielne, bo trzeba dziecku zrobić śniadanie, kiedy się spieszą do pracy, bo nie zajmuje się samo sobą wieczorem, kiedy rodzic chce odpocząć.
I na miłość i na to, żeby chociaż przez chwilę poczuć się ważnym. Dzieci słyszą, kiedy matka mówi do koleżanki: "Gdybym wiedziała, jak będzie wyglądać to macierzyństwo, to bym się nie zdecydowała". Albo to, że są porażką, że rozczarowują. Wydaje nam się to absurdalne, że można do pięcio-, sześciolatka tak mówić, ale tak się zdarza.
Rodzice często oczekują, że ich kilkulatek będzie robił te rzeczy, których nie było im dane robić w dzieciństwie. Będzie grał na instrumencie, śpiewał, będzie kimś, kto daje radość życia dorosłemu i czyni go w ten sposób ważnym. Często dorośli oczekują od dzieci tego, aby były gwarantem ich dobrego samopoczucia, aby dostarczały im momentów chwały. Myślą, że są dobrymi rodzicami, bo ich dzieci mają same szóstki, mają rewelacyjne wyniki w sportach.
Dziecko myśli o sobie: "Jestem ważny, bo umiem czytać", "Jestem ważny, bo mam piątki". "Kiedy dostaję trójki, to mama/tata na mnie krzyczy i mówi, że jestem niewystarczająco dobrym synem
Trudno się żyje z poczuciem, że nie ma żadnych granic, bo one same w sobie nie są opresyjne. Granice mówią dziecku: "Możesz bawić się w określonym czasie, w określonym miejscu, a ja jestem po to, żebyś czuł się bezpieczny". Po to jest granica, aby człowiek wiedział, do którego momentu może się poruszać.
Często rodzice abdykują z roli dorosłego, uważają, że dziecko wie, co ma robić i podejmuje decyzje korzystne dla siebie. Zdarza się, że dzieci generują zachowania niepożądane czy niebezpieczne, tylko po to, żeby dorosły zareagował i postawił bezpieczną granicę.
Na depresję cierpią dzieci pochodzące z bardzo różnych środowisk. Z jednej strony dotykają dzieci z bardzo ambitnych, nastawionych na sukces rodzin, a z drugiej dzieci z rodzin, w których negowane są potrzeby, w których nie doświadczają bezpiecznej miłości, a nawet przemocy, bo rodzice zmagają się chorobą alkoholową lub innym uzależnieniem. Za każdym razem, kiedy rodzice lub opiekunowie zaniedbują emocjonalne potrzeby dziecka, dziecko cierpi.
Czasami zasoby rodzinne okazują się niewystarczające w stosunku do masywnej przemocy, której dziecko doświadcza w środowisku rówieśniczym, albo wtedy, kiedy wymagania w szkole są zbyt wygórowane. Pomimo starań i miłości rodziców, dziecko może nie poradzić sobie, załamie się, jeśli w odpowiednim czasie nie zostaną wprowadzone odpowiednie interwencje w środowisku.
Mało prawdopodobne jest, aby przedszkolak, dziecko wczesnoszkolne powiedziało rodzicom, że jest mu/jej smutno i potrzebuje pomocy. Dziecko staje się drażliwe, reaguje niepokojem, ma nagłe napady złości.
Bardzo często rodzice poszukują pomocy, bo martwią ich wybuchy złości i nie wiedzą, jak poradzić sobie z agresją u dziecka. Nie łączą napadów złości, z tym, że dziecko może cierpieć na depresję.
Zdarza się, że rodzice przyprowadzają dziecko do psychologa, bo zaczęło dostawać słabsze oceny, opuściło się w nauce. Chcą je motywować do bardziej intensywnej pracy intelektualnej, nie podejrzewają, że to depresja
Dziecko miało dobre kontakty z rówieśnikami, a teraz zaczyna ich unikać. Jest zahamowane w czasie zabawy, nie cieszy się z tego, co wcześniej sprawiało mu/jej radość. Im młodsze dziecko, tym więcej objawów somatycznych: bóle brzucha, głowy, nudności, wymioty, biegunki, a także omdlenia; bardzo wiele objawów, które nie znajdują uzasadnienia w badaniu fizykalnym.
Depresji u małych dzieci często towarzyszą objawy lękowe. Dziecko obawia się, że coś złego się stanie rodzicom, nie jest w stanie bawić się z innym dziećmi w przedszkolu, bo martwi się, że rodzice nie przyjdą po południu do przedszkola. Ten lęk jest tak silny, że dziecko w domu nie może zasnąć, albo budzi się w nocy, sprawdza, czy rodzice są w sypialni. Jeśli takie zachowania nie są sporadyczne, powinny zaniepokoić rodziców.
Niestety, dzieci z ADHD, dosyć szybko rozwijają zaburzenia depresyjne. Powinniśmy być bardzo uważni na to, jak radzą sobie z doświadczanymi emocjami. Wcześnie budują bardzo negatywny obraz siebie, czują się gorsze, bo wciąż są upominane, słyszą uwagi: "Nie ruszaj", "Nie wierć się", "Nie masz porządku", rzadko są chwalone.
Zdecydowanie rzadziej niż nastolatki. Według statystyk z 2019 r. w grupie dzieci w wieku 7-12 lat 46 osób próbowało popełnić samobójstwo, czwórce z nich udało się.
Młodsze dzieci częściej pytają: "A co się stanie, kiedy ja umrę?". Mówią o tym, że chciałyby nie istnieć, zasnąć i się nie obudzić
Słyszą o tym w telewizji, takie treści pojawiają się w grach, w internecie. Czynnikiem ryzyka jest wychowywanie się w rodzinach, w których zdarzały się samobójstwa. Przyjęły, że taki sposób radzenia sobie z problemami jest adekwatny, bo tak się robi w ich otoczeniu.
'Lęk jest tak silny, że dziecko w domu nie może zasnąć, albo budzi się w nocy, sprawdza, czy rodzice są w sypialni. Jeśli takie zachowania nie są sporadyczne, powinny zaniepokoić rodziców' fot: shutterstock
Często mówią o tym, że wszystko je drażni, denerwuje, że nie radzą sobie ze złością. Mają przeświadczenie, że to się nigdy nie zmieni. Uważają, że nikt ich nie lubi, bo nie zasługuję na to, żeby być lubianym. Rozpamiętują trudniejsze momenty. Dziecko nie pamięta tego, że kiedyś czuło się akceptowane przez kolegów/koleżanki i dobrze się bawiło w grupie.
Przede wszystkim kłopotem jest to, że nie umieją opisać swojego stanu, ale w dostępny dla ich wieku i poziomu rozwoju relacjonują poczucie bezradności i beznadziejności, a także obarczają się winą za wydarzenia, które od nich nie zależą.
"Nie powiem pani, co się u mnie dzieje, bo i tak mi pani nie pomoże. I tak nic się nie zmieni". "Kiedy coś się dzieje złego, to znaczy, że to się dzieje przeze mnie". "Mama się źle czuje przeze mnie, bo jestem złym synem". "Tacie nie wyszło w pracy, dlatego, że musiał się mną zajmować, przeze mnie nie ma sukcesów". "Moi rodzice mają mniej pieniędzy, bo muszą mnie wychowywać". "Moim rodzicom byłoby łatwiej, gdyby mnie nie było". "Jestem obciążeniem. Byłoby lepiej, gdyby mnie nie było".
Wtedy, gdy dziecko nie radzi sobie w codziennym funkcjonowaniu z powodu smutku, drażliwości. Dziecko jest nadmiernie zmęczone, ma zaniżoną samoocenę, może mieć dodatkowe (oprócz wskazanych wcześniej objawów somatycznych) trudności w obszarze snu i jedzenia.
Diagnoza dziecka wymaga - oprócz rozmowy z dzieckiem i rodzicami - niezależnego wywiadu od wychowawców z przedszkola, nauczycieli ze szkoły na temat funkcjonowania dziecka w różnych środowiskach. Ale też na temat specyfiki rodziny i zasad funkcjonowania w szkole.
Błędem jest założenie, że każde dziecko z objawami obniżonego nastroju, obniżonej aktywności, wymaga natychmiast kontaktu z psychiatrą dziecięcym. Przy mniejszym nasileniu objawów kluczowa jest praca psychologa, wdrożenie odpowiednich oddziaływań psychospołecznych w kontakcie z dzieckiem, rodziną i szkołą.
Jeśli oddziaływania terapeutyczne nie są wystarczające, a nasilenie objawów niepokojące, proponuje się rozszerzenie oddziaływań psychoterapeutycznych i włączenie psychiatry dziecięcego.
Często rodzice pytają: "Po co nas państwo pytacie o rodzinę? Przecież my przyszliśmy w sprawie dziecka, a nie w sprawie rodziny". Pamiętajmy jednak, że dziecko żyje w rodzinie, dlatego musimy zbadać, jakie funkcjonują zasady i reguły w rodzinie, co jest ważne wewnątrz rodziny, jak są podejmowane decyzje.
To przede wszystkim praca terapeutyczna z dzieckiem i z jego otoczeniem. Nie ma jednak takiej możliwości, aby z kilkulatkiem pracować nad poprawą samopoczucia, poprawą myślenia o sobie i o świecie bez udziału rodziców czy opiekunów, a często bez zmiany w otoczeniu, np. szkolnym.
Zaangażowanie rodziców w proces leczenia dziecka jest bardzo ważne i właściwie niezbędne. Nie wystarczy, że rodzice przyprowadzą dziecko na spotkanie. Aby pomóc cierpiącemu na depresję dziecku, potrzebna jest zmiana warunków, w których dziecko funkcjonuje, poprawa relacji z najbliższymi i systematyczna praca otoczenia.
Małe dzieci zazwyczaj doświadczają łagodnych albo umiarkowanych epizodów depresyjnych. Rzadko mają ciężkie epizody, jakie zdarzają się w przypadku nastolatków, kiedy dzieci mają problemy w realizacją podstawowych czynności.
W przypadku nasilonych objawów czasami nie da się pracować terapeutycznie bez udziału farmakoterapii. Decyzję o włączeniu leków podejmuje psychiatra dziecięcy.
Nie ma takiej osoby na świecie, która zawsze wie, jak zareagować w sytuacjach trudnych. Taka osoba nie istnieje. Nie ma rodziców idealnych, bo każdy człowiek popełnia błędy
Może zdarzyć się dzień, w którym rodzic zezłości się na dziecko i zareaguje np. podniesionym głosem. Warto wybaczyć sobie, podejść do dziecka i przeprosić: "Popełniam błędy, przychodzę do ciebie, przepraszam, bo wiem, że zrobiłam źle". Kiedy rodzic potrafi powiedzieć dziecku o tym, że nie jest doskonały, potrafi przyznać się do tego, że popełnia błędy, to dziecku też jest łatwiej powiedzieć: "Ja też nie jestem doskonały, tak jak ty, mamo".
Dr n. o zdr. Anna Kaźmierczak-Mytkowska jest specjalistą psychologii klinicznej, specjalistą psychoterapii dzieci i młodzieży. Jest adiunktem dydaktycznym w Klinice Psychiatrii Wieku Rozwojowego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, starszym asystentem w Oddziale Klinicznym Psychiatrii Wieku Rozwojowego Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego WUM. Pracuje w Poradni dla dzieci i młodzieży Centrum CBT, gdzie zajmuje się diagnozą psychologiczną i neuropsychologiczną dzieci i młodzieży, prowadzi trapię systemową rodzin.