Człowiek uczy się całe życie, a przynajmniej niektórzy. I wciąż ma przed sobą nieznane lądy do odkrycia. Niektóre pod nosem, których wcale ich nie dostrzega, póki nie doświadczy oświecenia. Doznałam go dzięki dziecku. Chcę odkrywać TikToka.
Z tego, co mgliście pamiętam, niełatwo było być nastolatkiem za komuny. Dziś wcale nie jest lżej. Trzeba być skomplikowanym, ale nie za bardzo. Trzeba mieć na wszystko wywalone, chociaż w głębi duszy czai się wrażliwość. Trzeba jakoś się odnaleźć w tym pokręconym świecie, ale nie wypada nikogo pytać o drogę. I na TikToku być trzeba, a ten rządzi się swoimi prawami. Milionem praw. Nie znasz? Giniesz, przepadasz, wszyscy mają polew. Nie podniesiesz się. Hejt cię zadusi. Chyba że masz do siebie dystans, a o ten wcale nie tak łatwo.
Jest choćby przepis, jak należy zginać palce, realizując zadanie z trendu. "Wszyscy to wiedzą". Nie wiedziałam.
Zdradzę ci palcową tajemnicę, ostatni Mohikaninie (reszta świata przecież to wie). Po co? Też możesz zostać wkręconym, a jak nie masz skóry nosorożca (ja mam), grozi ci załamka.
Gdy na TikToku pada polecenie, że masz zgiąć palec, jeśli..., to najpewniej padnie też 5 pytań, na które odpowiadasz, układając odpowiednio palce.
Zaczynamy:
Można inaczej? Choćby - przy każdym kolejnym pytaniu zginać (i prostować) palec wskazujący? No, można. Ja tak zrobiłam i stałam się pośmiewiskiem. W ciągu dwóch dni filmik z moim udziałem obejrzało już pół miliona ludzi. Bynajmniej nie dlatego, że mam wyjątkowo urodziwe palce czy rzucający na kolana manicure.
Hahahaha, no to zgięła!
Jezu, moja matka zrobiła to samo!
To typowe komentarze pod wrzutą. Są ich setki. Polubień tysiące. Na co dzień piszę dla serwisu zdrowie.gazeta.pl. Niejednokrotnie poruszam ważne społecznie, trudne tematy. Kiedy ostatnio miałam taki odzew?
Wy się śmiejecie, a ta pani walczy o życie
- napisał jakiś żartowniś, czyniąc ze mnie niemal chytrą babę z Radomia. Walczę! Pora umierać? Nigdy w życiu!
Dobra, trochę przegięłam z tym milionem w tytule. W chwili, gdy to piszę (27.08), jest pół. Moja 16-letnia córka Dora (przepraszam - w wirtualnym świecie @Dot.) mówi, że to jeszcze nie koniec. Milion jest całkiem realny, bo stałam się wiralem, a zapewne skończę jako mem. Ponoć to dobrze, cokolwiek to znaczy. No to dobrze.
Mam troje dzieci: Zosię, 22-letnią studentkę prawa, licealistkę Dorotkę i przedszkolaka Ksawka. Wszystkie dzieci z problemami o różnym natężeniu. Chociaż to macierzyństwo jest najważniejszą rolą w moim życiu (po godzinach zajmuję się dziennikarstwem), wciąż czuję, że brakuje mi kompetencji na matkę. Bywa ciężko, naprawdę ciężko. Staram się jak mogę, ale co ja tam mogę. Nie poddaję się. Tyle. Chcę być częścią świata moich dzieci, chociaż, gdy byłam dzieckiem, w moim nie było miejsca dla wapniaków.Czas nie płynie, kręci się w kółko.
Córka mogła mi przecież powiedzieć, jak zgiąć ten cholerny palec, ale lepiej było mieć ze mnie polew. Rozumiem to. Czasem za dobrą pointę tekstu gotowa jestem oddać duszę. Może jesteśmy do siebie bardziej podobne niż sądzimy?
Wiem, że moje córki czasem rywalizują (a raczej rywalizowały) ze sobą na TikToku. Dorota obśmiewa Zośkę, że jest tam nudziarą, wręcz boomerką (taaak), Zosia nie szczędzi serdeczności Dorotce, typu: "patologia". Ponoć parę filmików faktycznie zasługiwało na zgorszenie. Nie wiem, nie widziałam. Nawet swojego konta nie mam. Pewnie eksperci od dobrego wychowania grożą mi teraz palcem, że taki brak kontroli rodzicielskiej to nieodpowiedzialność. Zgadzam się. Posypuję głowę popiołem. Czasem wolę nie wiedzieć. I zostawić wentyl bezpieczeństwa.
Dawno temu, będąc świadkiem sporu moich córek o jakieś filmiki, zapowiedziałam, że w końcu wejdę na tego TikToka i przegryzę smarkate w pół. Zrobię taki dzióbek, że się nie pozbierają. Wydawała mi się ta groźba realną, bo myślałam, że będę pierwszą "starą babą na TikToku" i to wystarczy.
Okazuje się, że na TikToku są już tysiące rodziców, głównie matki. Na polecenie dzieci posłusznie się malują (nawet na Minionka), zginają palce zgodnie z niepisanym regulaminem, powtarzają wyuczone formułki. Często kompletnie nieświadome, jak są potem za to brutalnie obśmiewane przez kochane dzieciątka.
Od czasu pandemii nie kupuję ciuchów, nawet włosy sama sobie obcinam, gdy włażą w oczy. Mam wywalone. I akurat na to TikTok przyzwala (przynajmniej niektóre jego obszary - no medium różnorodności), nawet szanuje. Niewątpliwie jednak mam unikalny, wrodzony talent do robienia i mówienia głupot oraz naruszania zasad. Jest więc dla mnie nadzieja, że jeszcze tiktokowe towarzystwo rozbawię. Wcale nie muszę się wysilać.
Fajnie byłoby mieć z Dorą coś wspólnego. Z Zośką jakoś daję radę znaleźć nić porozumienia, przy kawie (której zresztą obie nie pijemy), jest już dorosła i niezależna. Z Dot@ na co dzień kiepsko się dogadujemy. Może mogłybyśmy mieć wspólną przestrzeń na TikToku? A gdybyśmy popracowały razem? Zajmuję się edukacją. Lubię to, bardzo. Jednocześnie czuję, że mojej pracy brakuje świeżości, zmiany. Gdy byłam w jej wieku, zaczynałam od pisania na maszynie, serio. Wyzwaniem było odnalezienie się w komputerach, potem w sieci, wreszcie multimediach. Zmieniałam kilka razy tematykę, formę komunikacji. Od jakiegoś czasu brakuje mi nowej przestrzeni, a jednocześnie wiem, że młodszy czytelnik potrzebuje innego przekazu lub wymieni mnie na młodszy model. Dorota zna się na TokToku. Czuje i rozumie. Może mnie ocalić.
Nie wiem, jak edukować na TT, ale Dora pewnie wie. Może mi poradzi, a przynajmniej zgodzi się ze mną spierać? Nie będzie łatwo. Rzadko, ale jednak próbuję, zainteresować własne dzieci tematami, które podejmuję. Kiepsko to wychodzi. Przykładowo, wydawało mi się, że tekst o tym, ile informacji o zdrowiu dostarcza nam wygląd kupy czy zapach gazów jelitowych może je zainteresować. Nie zainteresował, ponoć rozważały zmianę nazwiska. Podobno mniej się wstydziły, gdy pisałam o seksie.
Nie nadążysz. Ale się nie poddaję. Namawiam Dorę do współpracy. Ma spore wątpliwości. Tłumaczy mi, że się nadymam tymi wyświetleniami, a możemy już nigdy tego wyniku nie powtórzyć. TT to podobno loteria. Mówi, że to jednak obciach robić coś z matką, jakby się przyjaciół nie miało. I że pewnie zaraz będę chciała jakiś format temu nadać, a TT z daleka wyczuwa nadęcie. Mówię jej, że chcę się pobawić. Spędzić razem trochę czasu. Jest sceptyczna, ale obiecała spróbować.
Mój entuzjazm zachwycił Piotra Głowackiego, który niedawno także zaczął odkrywać ten świat. Z otwartością, zachwytem i pokorą. Obiecał z nami (ze mną i Dorą) pogadać nie tylko na TikToku. To jest argument. Chyba?
Ruszamy, bez zadęcia. Przynajmniej ja. Dora pewnie kombinuje, jaki numer mi wykręcić. Jestem na to gotowa. Naiwność matki nie zna granic.