Ewa trafiła do domu dziecka, gdy była nastolatką. "To dla mnie dar od losu. Szansa rozwoju, godnego i szczęśliwego życia"

Ewa Nowicka od dziewięciu lat mieszka w domu dziecka i chociaż jest już pełnoletnia, postanowiła pozostać w placówce. Opowiada, jak wygląda życie w miejscu często demonizowanym przez filmy i książki. "Istnieje mnóstwo mitów na temat domu dziecka" - podkreśla.

Maja Kołodziejczyk: Dlaczego trafiłaś do domu dziecka i ile miałaś wtedy lat?

Ewa Nowicka: Trafiłam do domu dziecka, ponieważ urodziłam się w biednej rodzinie i moja mama nie radziła sobie z wychowywaniem mnie oraz mojego rodzeństwa. Było nam bardzo ciężko. Brakowało pieniędzy na jedzenie, często odwiedzał nas kurator. Gdy miałam 14 lat, zadecydowano o umieszczeniu mnie w placówce w Białymstoku.

Decyduje o tym kurator?

Zazwyczaj o umieszczeniu w placówce decyduje sąd, jeśli rodzina posiada kuratora, on również może uznać, że dzieci powinny tam trafić i tę informację przekazuje do sądu, który ostatecznie podejmuje decyzję. Tak naprawdę gigantyczny wpływ ma na to postawa rodziców. Do wizyt kuratora można się przygotować, posprzątać mieszkanie, udawać, że wszystko jest w porządku. W mojej sytuacji też tak było. Przynajmniej do czasu, bo w końcu mama w rozmowie z kuratorem stwierdziła otwarcie, że nas nie chce i już nie daje sobie rady. To jej słowa sprawiły, że kurator podjął kroki w kierunku umieszczenia mnie w domu dziecka. Moja siostra trafiła tam dwa lata przede mną.

Jak wspominasz pierwsze dni w domu dziecka?

Nigdy wcześniej nie słyszałam o takim miejscu więc można powiedzieć, że byłam gotowa na wszystko. Wiedziałam jednak, że zdecydowanie łatwiej będzie mi się tam odnaleźć, bo do tej samej placówki trafiła wcześniej moja siostra. Pierwszy dzień był bardzo pozytywny. Zarówno wychowawcy, jak i wychowankowie przywitali mnie z uśmiechem. Przyznam szczerze, że ten dzień budzi we mnie same pozytywne wspomnienia. 

'Turcy kochają dzieci. Każdy chciałby mieć ich dużo i najlepiej jak najszybciej po znalezieniu odpowiedniego partnera i ożenku.'Polska mama z Turcji: Poród rodzinny? Do pewnych spraw nie miesza się tu mężczyzn

Czy do domu dziecka, w którym mieszkasz, przyjmowane są dzieci w różnym wieku? Masz kontakt zarówno z najmłodszymi jak i najstarszymi osobami?

Tak, w domu dziecka, w którym się znajduję, najmłodsze dziecko ma pięć lat, najstarsza jestem ja, a mam 23 lata, więc różnica wieku jest ogromna. Mieszkamy wszyscy razem i traktujemy siebie jak rodzeństwo. Myślę, że to super sprawa, ponieważ uczy wychowanków kontaktu z ludźmi w różnym wieku tak, jak ma to miejsce w tradycyjnych rodzinach. 

Nadal utrzymujesz kontakt z rodziną? Jak dogadujesz się z mamą?

Utrzymuję kontakt z całą rodziną i mam dobre relacje, co do mojej mamy to utrzymujemy sporadyczne kontakty, ale wszystkie sprawy związane z naszą przeszłością mamy wyjaśnione i to najważniejsze. Najbardziej związana jestem chyba z moją babcią. To ją najczęściej odwiedzam i to właśnie u niej spędzam każde święta. Teraz jak drugą mamę traktuję moją wychowawczynię, z którą również bardzo się zżyłam. 

 Z jakimi stereotypami dotyczącymi domu dziecka najczęściej się spotykasz?

Jest mnóstwo mitów na temat domu dziecka, zaczynając od tego, że mieszkają tam patologiczne dzieci, narkomani i alkoholicy, po legendy z regularnym biciem i znęcaniem się wychowanków nad innymi dziećmi. To oczywiście nieprawda. Żadna z powyższych sytuacji nie zdarzyła się w moim życiu, choć mieszkam w placówce od dziewięciu lat. Mam nadzieję, że ten negatywny obraz sierocińca w oczach społeczeństwa w końcu zniknie.

Wspomniałaś, że masz 23 lata. Dlaczego nadal mieszkasz w domu dziecka?

Dzieci, które wychowują się w “normalnych” domach często, jeśli mają taką możliwość, zostają tam jak najdłużej. W tym czasie spełniają się zawodowo, zdobywają pierwsze doświadczenia w pracy oraz w edukacyji, na przykład idąc na studia w rodzinnym mieście. Ja mam to samo podejście. Oczywiście, mogłabym wyjść z domu dziecka w wieku 18 lat z nieukończonym technikum, bez miejsca do mieszkania, pracy. Ale po co? Co by mi to dało? Wolę spokojnie pójść studiować, rozwijać się, realizować mój plan krok po kroku, bez zbędnego komplikowania sobie życia.

Jak wygląda dom dziecka, w którym mieszkasz? To jeden duży budynek?

Nie, placówka, w której mieszkam, jest podzielona na cztery domki. W każdym może mieszkać maksymalnie 15 osób, więc nie jest to taki typowy, wielki gmach sierocińca, jaki często możemy zobaczyć w mediach lub serialach. Wiem, że placówki coraz częściej tak działają. Osobiście uważam, że takie rozwiązanie jest korzystne zarówno dla wychowawców, jak i wychowanków. Dzięki temu warunki są podobne do takich, które panują  “normalnym domu”. 

 Czy starsze dzieci opiekują się młodszymi? Panuje rodzinna atmosfera?

Tak, jak najbardziej. Między wychowankami wytworzyła się szczególna więź. Dbamy o siebie, jak o rodzeństwo, najstarsi, w tym ja, pomagają młodszy w odrabianiu lekcji czy odbiorze ze szkoły.

W domu dziecka jest miejsce na rozwój osobisty? Rozwijanie zainteresowań, pasji i zawieranie znajomości poza placówką? 

Oczywiście, że tak! Istnieją fundacje, które tworzą projekty związane z kształceniem zawodowym oraz pasjami. Dzięki Bogu, że tacy ludzie istnieją! Pobyt w placówce uświadomił mi, że nie jestem naznaczona przez doświadczenia życiowe i automatycznie skazana na życiową klęskę. Nikt z nas nie jest. Mieszkając tu, mamy szansę zmienić swój los, swoje życie. W domu dziecka czuję się całkowicie swobodnie, mogę zaprosić koleżankę czy kolegę, nigdy nie było z tym żadnego problemu.

Jak zmieniła się codzienna rutyna twoja oraz innych mieszkańców placówki w okresie pandemii?

Większość czasu spędzamy w domu. Na tę chwilę wszystkie dzieci mają zdalne nauczanie, wyjścia poza budynek są dozwolone trzy razy w tygodniu dla dzieci poniżej 18 roku życia. Dorośli mogą przebywać poza placówką tyle, ile chcą.

Jak przebiega edukacja zdalna w domu dziecka podczas pandemii? Czy stanowi problem?

Myślę, że pod niektórymi względami tak. W jednym miejscu przebywa wielu uczniów z różnych klas, a każdy z nich potrzebuje laptopa do zajęć online. Na szczęście nauczyciele są wyrozumiali i pozwolili korzystać im z telefonów. Dodatkowy problem stanowi jednak to, że większość dzieci ma zadawaną obszerną pracę domową, a nad piętnastoosobową grupą sprawuje nadzór tylko dwoje wychowawców. Bardzo ciężko jest przypilnować wszystkich z odrobieniem lekcji. Myślę, że pandemia przysporzyła opiekunom wiele pracy, chociaż starsi wychowankowie, w miarę możliwości starają się ich wspierać i pomagać najmłodszym.

Czego nauczyło cię wychowanie w domu dziecka? Czy z trudniejszych przeżyć wyciągnąłeś jakieś wartości, którymi kierujesz się obecnie?

Fakt, że mogę tutaj być, uważam za dar od losu. To szansa rozwoju, godnego i szczęśliwego życia. W moim rodzinnym domu nie otrzymałabym tak wiele. Jestem dumna z tego, jak wygląda moje życie oraz wdzięczna osobom, które przyczyniły się do tego. Wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny i po prostu z jakiegoś powodu moje życie musiało potoczyć się w ten, a nie inny sposób.

 

Czterolatek stracił rodziców zakażonych koronawirusemCzterolatek stracił rodziców w ciągu 100 dni. Byli zakażeni koronawirusem

Zobacz wideo
Więcej o: