Prezydent Francji Emmanuel Macron już kilka tygodni temu zapowiedział, że po 11 maja szkoły będą stopniowo otwierane. Według prezydenta Francji sprawa otwarcia szkół jest priorytetowa, bo nauka zdalna zwiększa nierówności społeczne. Macron zwrócił uwagę na to, że dzieci na wsiach i w ubogich dzielnicach nie mają dostępu do odpowiedniej technologii, nie zawsze mogą liczyć na pomoc rodziców i opiekunów w nauce.
Zdaniem francuskiego ministra edukacji, Jean-Michel Blanquer'a nauka zdalna nie do końca się sprawdziła. Szkoły straciły kontakt z około 500 tys. uczniów, którzy nie uczestniczyli w zdalnych zajęciach ani nie odrabiali lekcji.
Od 11 maja te przedszkola i szkoły podstawowe, które były w stanie zapewnić odpowiednie warunki sanitarne uczniom, powróciły do nauki w budynkach. We Francji to rodzice zdecydowali, czy dziecko pójdzie do placówki, czy zostanie w domu. Te dzieci, które zostały w domach, nadal uczą się zdalnie. Ok. 40 tys. placówek otworzyło swoje drzwi dla uczniów.
Według francuskiego rządu do szkół, w pierwszej kolejności, powinni wrócić ci uczniowie, którzy nie mają technicznych możliwości korzystania ze zdalnej nauki, oraz ci, którzy w okresie zamknięcia szkoły stracili z nią kontakt. W pierwszej kolejności przyjmowani są uczniowie, których rodzice wracają do pracy i nie mogą już zapewnić dzieciom opieki.
U mnie szkoła otwarta jest tylko dla dzieci personelu medycznego, strażaków, czyli tych wszystkich, którzy nie mogą pracować online. Mój sześcioletni syn został w domu i nadal uczy się zdalnie. Nie wyczuwam paniki. Ci rodzice, którzy musieli lub chcieli już wysłali dzieci do szkoły, ci którzy się obawiają, zatrzymali dzieci w domu
- mówi nam Polka mieszkająca od 20 lat w Paryżu.
Szacuje się, że od 11 maja ok. 15 proc. francuskich uczniów, czyli ponad milion dzieci uczestniczy w zajęciach w szkolnych budynkach. Większość szkół i przedszkoli we Francji nie rozpoczęło jednak w poniedziałek nauczania. Placówki potrzebują jeszcze kilku dni na przygotowanie się do działania w reżimie sanitarnym. Licea we Francji pozostają na razie zamknięte. Gimnazja mogą działać od 18 maja, ale tylko w departamentach oznaczonych przez służby sanitarne jako zielone, czyli z małą cyrkulacją wirusa.
Szkoły, które zdecydowały się na pracę w budynku muszą przestrzegać wytycznych ministerstwa zdrowia. W klasach nie może być więcej niż 10 uczniów, nie ma zgodności, czy uczniowie na terenie szkoły mają nosić maski. Część placówek sugeruje, aby dzieci uczyły się w maseczkach, inne nie wprowadziły takich zarządzeń. Podobnie jak w innych krajach Europy, które już odmroziły szkoły i przedszkola, dzieci podczas przerw nie powinny razem się bawić blisko siebie, a ławki w klasach są ustawione w odległości jednego metra. Dzieci w trakcie dnia mają mierzoną temperaturę.
Minister edukacji narodowej Jean-Michel Blanquer informował kilka dni temu (18 maja), że w otwartych ponad tydzień temu 40 tys. szkół podstawowych stwierdzono 70 przypadków zakażeń.
"Minister zapewnił, że rząd stawia ochronę zdrowia ludności zdecydowanie na pierwszym miejscu i tej zasadzie będą podporządkowane również działania dotyczące placówek oświatowych" – pisał dla "Wyborczej" Piotr Moszczyński z Paryża w tekście "We Francji otwarto gimnazja, ale ciągle pojawiają się nowe ogniska epidemii"
Blanquer w rozmowie ze stacją RTL podkreślał, że każda ze szkół w której wykryto koronawirusa u ucznia, została zamknięta.
U dzieci rzadko dochodzi do zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 i znacznie rzadziej chorują one na COVID-19. Jedynie 1-2 proc. przypadków tej choroby przypada na dzieci. Przykładowo, w Chinach było 2,2 proc. zakażeń u najmłodszych, w USA – 1,7 proc., we Włoszech ok. 1,0 proc., w Hiszpanii 0,8 proc. W Polsce od momenty ogłoszenia epidemii zdiagnozowano koronawirusa u nieco ponad 100 dzieci.
Czytaj również:
Przedszkola i szkoły w Europie otwierają drzwi. Obowiązkowe noszenie maseczek, zakaz dotykania się
Europa odmraża szkoły. Jak wyglądają lekcje? "Chodzą na dwie godziny dziennie"