Na jednym z warszawskich pikników ustawiono dmuchaną zjeżdżalnię. To był piękny słoneczny dzień, temperatura przekroczyła 30 stopni Celsjusza. Do dmuchańca szybko ustawiła się spora kolejka rodziców z dziećmi. Długie czekanie nie zniechęcało chętnych do zabawy. Na co dzień niecierpliwe, w kolejce do dmuchańca zmieniły się w ostoję spokoju i cierpliwości. Żadne z dzieci nie narzekało, że gorąco, że nogi bolą, że chce im się pić.
Człowiek odpowiedzialny za aktywność dzieci na dmuchanym urządzeniu wpuszczał po kilkoro. Przestrzegał, aby dzieci zdejmowały buty, a każda grupa bawiła się dokładnie przez trzy minuty. Potem wymiana. Po 40 minutach spędzonych w kolejce na swoją kolej doczekała się moja córka. Po niespełna minucie była już jednak obok mnie. Płakała. Podczas zjazdu otarła i poparzyła sobie rączkę. Obrażenie niewielkie, ale piekło i bolało.
Pneumatyczne urządzenia rozrywkowe, zwane powszechnie dmuchańcami na pozór wydają się bezpieczne. Są miękkie, elastyczne, upadek na taką powierzchnię nie powinien być bolesny. Ale zabawa na dmuchańcu nie zawsze kończy się dobrze.
W upalne dni powierzchnia dmuchańca nagrzewa się. A dzieci podczas zabawy mają odsłonięte nogi, ręce. Na stronie Stowarzyszenia Rzeczoznawców Technicznych Urządzeń Rozrywkowych przeczytamy, aby dzieci, bawiąc się w dmuchanych zabawkach, były odpowiednio ubrane, bo odsłonięte części ciała podczas upałów mogą zostać poparzone lub obtarte.
Historie rzadkie, ale jednak wciąż się zdarzają
W znakomitej większości przypadków dzieci bawią się na dmuchańcach i nic złego się im nie dzieje. Właściciele sprzętu do zabawy muszą przestrzegać tzw. norm dla urządzeń dmuchanych. Jest to norma PN-EN-14960 "Nadmuchiwany sprzęt do zabawy. Wymagania bezpieczeństwa i metody badań".
Mimo to, co roku zdarzają się przykre wypadki. Wielu z nich można by uniknąć, gdyby właściciele dmuchańców przestrzegali norm użytkowania.
Kilka miesięcy temu czytaliśmy o chłopcu, który po zabawie na dmuchanym zamku nabawił się sączących, bolesnych ran. Dziecko, trąc skórą o brudną powierzchnię dmuchanej zjeżdżalni, zakaziło się bakterią gronkowca. Historia zdarzyła się w Stanach. Wówczas szef Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego zalecał, aby przed zabawą dzieci na dmuchańcach, po prostu zapytać ludzi z obsługi, czy urządzenie jest czyszczone.
W Polsce zdarzyło się, że silny wiatr porwał dmuchany zamek. Dwa lata temu taka sytuacja miała miejsce na festynie w Twardogórze. Wówczas do szpitala trafiło dwoje dzieci i kobieta. Cztery lata temu w wyniku silnego wiatru, dmuchany zamek przygniótł 6-latka w Golejewku.
W Anglii czterolatka wyleciała w powietrze, gdy dmuchana zjeżdżalnia eksplodowała na plaży w Norfolk. Dziewczynki nie udało się uratować. Zamek wybuchł pod wpływem wysokiej temperatury.
- Celem wyeliminowana wyżej opisanego zdarzenia wielkogabarytowe konstrukcje wypełnione powietrzem wyposażane są w automatyczne systemy regulacji ciśnienia i objętości powietrza w tych urządzeniach. Jednak w sytuacji, kiedy automatyka nie zadziała, ze względu na wysoką temperaturę może nastąpić gwałtowny wzrost ciśnienia wewnątrz dmuchanego zamku, a to spowoduje jego rozerwanie - tłumaczy inżynier Janusz Biszewski, absolwent Politechniki Warszawskiej na wydziale Mechanicznym Energetyki i Lotnictwa i radzi, aby podczas upałów, przy temperaturze powyżej 25 stopni Celsjusza i wysokim nasłonecznieniu zwracać uwagę na to, czy objętość dmuchańca nie powiększyła się i czy nie zmienia się twardość jego powierzchni.
Z artykułu Kazimierza Chojnowskiego, prezesa Stowarzyszenia Rzeczoznawców Technicznych Urządzeń Rozrywkowych dowiadujemy się, że pomimo tego, iż właściciele dmuchańców muszą przestrzegać zasad bezpieczeństwa, to z pewnych zagrożeń eksploatacji dmuchańców należy zdawać sobie sprawę.
Chojnowski wymienia, jakie ryzyko może być związane z eksploatacją zjeżdżalni pneumatycznej. To przede wszystkim:
W poradniku przygotowanym przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów "Bezpieczny plac zabaw. Poradnik dla administratorów i właścicieli" przeczytamy, że nie powinniśmy lekceważyć ochrony życia i zdrowia najmłodszych, ale nie możemy też zapominać, że to zabawa jest pierwszą lekcją oceny ryzyka. To dzięki niej dzieci uczą się mierzyć siły na zamiary. W miejscu rekreacji, gdzie ryzyko zostało dokładnie sprawdzone, najmłodsi uczą się samodzielności w ocenie tego, co jest dla nich bezpieczne, a co nie.
W poradniku przeczytamy też o tym, że aby dzieci miały możliwość zabawy, nabywania umiejętności, np. oceny ryzyka, to my dorośli, musimy zapewnić im bezpieczną przestrzeń do tej zabawy, dostosować ją do ich potrzeb oraz wymogów bezpieczeństwa.
Nie zapominajmy o tym podczas nadchodzących wakacji. I zróbmy wszystko, aby wiadomości o tym, że dziecko poparzyło się na dmuchańcu lub z niego spadło, było w mediach jak najmniej, a najlepiej wcale.
Powinno cię również zainteresować: