Religia w szkole? "Byle bez krzywdy dla dziecka!"

Kolejna debata na temat nauczania religii w szkołach w toku, a rodzice mają proste rozwiązanie: po prostu nie dyskryminować i nie krzywdzić. Nikogo. Tylko czy ktoś ich słucha?

Joanna Podgórska zaprasza na łamach "Polityki" do debaty, czy religia rzymskokatolicka powinna pozostać w polskich szkołach, a przytaczane przez nią dane mogą przyprawić o zawrót głowy. "Przeciętny polski uczeń w cyklu edukacyjnym ma mniej więcej po 160 godzin biologii, fizyki czy chemii i blisko 860 godzin katechezy" - czytamy w artykule "Kateschiza" ("Polityka", nr 37/2013). Dowiadujemy się także, że pensje katechetów pochłonęły w ubiegłym roku 1,4 mld złotych z budżetu państwa.

Jak wynika z sondażu TNS Polska 51 proc. Polaków jest za pozostawieniem religii w szkołach, jej przeniesienia do sal katechetycznych przy parafiach chciałoby 43 proc. respondentów. Instytut Spraw Publicznych, który prowadzi debatę na temat zasadności nauczania religii w szkołach, zwraca uwagę na fakt, że zwolenników takiego rozwiązania ubywa - w 2007 roku było ich 72 proc.

Takie rzeczy tylko w Polsce?

Temat katechezy wzbudza gorące emocje nie tylko wśród rodziców uczniów, ale i przedszkolaków. Często można usłyszeć opinie: "Bo to tylko w Polsce". To akurat nie jest prawdą, nauczanie religii w szkołach odbywa się także w innych krajach Europy.

Profesor Gerhard Robbers przygotował opracowanie dotyczące systemu nauczania religii w szkołach publicznych w różnych krajach. W Unii Europejskiej religii uczy się m.in. w szkołach niemieckich, łotewskich, włoskich, irlandzkich, hiszpańskich, a także w Luksemburgu, Austrii i Holandii. W niektórych krajach, takich jak m.in. Szwecja, Estonia, Dania i Wielka Brytania, uczniowie uczą się o religiach. Natomiast szkoła we Francji, poza nielicznymi wyjątkami, ma charakter wyłącznie świecki.

Byle bez dyskryminacji

Być może temperatura sporu wokół katechezy w polskich szkołach byłaby inna, gdyby poziom nauczania religii był wyższy, dobór nauczycieli bardziej staranny, a przede wszystkim, gdyby etyka - lub jak chcieliby niektórzy filozofia czy religioznawstwo - była realną alternatywą dla uczenia się religii rzymskokatolickiej. To właśnie dyskryminacja dzieci innych wyznań lub ateistów pozostaje największym problemem związanym z nauczaniem religii w polskich szkołach i przedszkolach.

W przypadku dzieci w wieku przedszkolnym wiele zależy od dyrektorów placówek. Maria, matka przedszkolaka z Warszawy, mówi na przykład, że w przedszkolu jej dziecka rodzicom udało się wywalczyć, żeby to dzieci uczestniczące w religii były wyprowadzane z sali, a nie odwrotnie, jak było do tej pory. - Rok temu dzieci z najstarszej grupy musiały przechodzić na czas katechezy do sali swoich młodszych kolegów. Inne zajęcia dodatkowe zawsze odbywały się w specjalnej salce. Poza religią oczywiście - opowiada.

- W tym roku zapytaliśmy, czy nie mogłoby być inaczej. Pani dyrektor nie miała zastrzeżeń, o ile dzieci nieuczęszczających będzie więcej niż w zeszłym roku. Twierdziła, że sala na zajęcia dodatkowe jest zbyt mała by pomieścić prawie całą grupę - opowiada Maria. W tym roku 9 dzieci, z prawie 30-osobowej grupy, nie uczęszcza na religię i skończyło się wysyłanie ich do innej sali, podczas gdy reszta rówieśników uczy się o Bogu w znajomym otoczeniu.

Bóg w prezencie dla wszystkich

Nie wszędzie sytuacja przedstawia się tak pozytywnie. W innym warszawskim przedszkolu na początku września wszystkie czterolatki zostały zaprowadzone na katechezę i to zanim rodzice podpisali na to zgodę. Z kolei renia84, internautka z forum emama, skarżyła się, że jej czteroletni syn, uczęszczający do mieszanej grupy 3-4-latków, nie mógł po katechezie zasnąć i ze łzami w oczach tłumaczył mamie: "mamusiu jest mi tak smutno, bo pani od religii powiedziała, że przez nas, jak jesteśmy niegrzeczni to Jezus został tak przywiązany za rączki do krzyża i krwawiło mu czoło, bo miał taką koronę z kolców założoną na głowę i ta korona się wbijała". W tym miejscu chłopiec rozpłakał się już na całego i kontynuował opowieść: "I później młotkiem przybijane miał gwoźdźmi ręce. I później, jak zdejmowali kolce z głowy to już nie żył". Dość realistyczny obraz męki pańskiej, jak na grupę trzylatków - ocenili forumowicze.

Córka Agnieszki, pierwszoklasistka, na stwierdzenie mamy "Kocham Cię najbardziej na świecie", odparła z przekonaniem: "To nieprawda. Pań Bóg kocha mnie bardziej niż rodzice". Efekt pierwszej w życiu lekcji religii - skarżyła się Agnieszka. - Niech sobie będzie w szkołach, byle bez krzywdy dla dziecka! Tego wierzącego także! - dodaje.

Gdyby religia nie krzywdziła...

Może nie potrzebowalibyśmy tylu dyskusji na temat obecności religii w szkołach, gdyby liczba szkól oferujących etykę była wyższa niż 4,5 proc. To stanowczo za mało, by uznać, że prawa wszystkich uczniów są równe. Szkół zapewniających lekcje etyki uczniom innych wyznań i niewierzącym jest wciąż za mało, nawet pomimo wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Grzelak przeciw Polsce. Trzy lata temu Trybunał orzekł, że Polska dyskryminuje uczniów niewierzących poprzez brak etyki w szkołach i narusza Europejską Konwencję Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Według Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka trzy lata po ogłoszeniu wyroku w Polsce nic się w tym temacie nie zmieniło.

Poprawę nastrojów społecznych przyniosłoby też z pewnością organizowanie katechezy na pierwszej lub ostatniej lekcji, tak by dzieci nieuczestniczące w tych zajęciach nie musiały w środku zajęć błąkać się po korytarzach szkolnych czy świetlicy. I, o czym dobitnie świadczą relacje rodziców, dobrym krokiem do poprawy sytuacji, byłoby także staranne dobieranie osób, które pracują z naszymi dziećmi i większa kontrola nad tym, jakie treści są przedstawiane na zajęciach z religii. "Niemy krzyk" to niekoniecznie najlepszy sposób krzewienia wartości chrześcijańskich wśród młodzieży, a źli nauczyciele - i nieważne, czy są to matematycy, poloniści, czy katecheci - mają wielką moc: tę do zrażania uczniów do swojego przedmiotu. Warto to przemyśleć, ku rozwadze. I przestrodze.

Więcej o:
Copyright © Agora SA