Jak wychować ambitną dziewczynkę i zrewolucjonizować polską szkołę? Postawić rodziców do kąta!

Co mają wspólnego brytyjska minister ds. równości i polska minister edukacji? Obie podejrzewają, że rodzice są niekompetentni i należy nimi odpowiednio pokierować. Dla dobra ich dzieci, oczywiście.

O krynico mądrości ministerialnej, spłyń na mnie, oświeć mnie niegodną decydowania o własnym dziecku! Polacy chcą dać wszystkim nieletnim równe szanse edukacyjne, postanowili więc wysłać do szkół sześciolatki. Brytyjczycy z kolei chcą edukować rodziców, jak wychowywać córki na ambitne kobiety. Za tymi z pozoru różnymi pomysłami stoją ministerstwa i kobiety na wysokich stanowiskach, a w obu przypadkach rodzice mają okazję usłyszeć, że są niekompetentni. Gdyby byli mądrzejsi, pokierowaliby losami swoich dzieci tak, że te w przyszłości odnosiłyby sukcesy na polu zawodowym. Wszak o dobro dziecka tu się rozchodzi!

Misja: naprawić rodziców

U nas reforma edukacyjna i bałagan, Elbanowscy zebrali milion podpisów, premier obiecuje nie dopuścić do przyszłorocznej kumulacji dwóch roczników pierwszoklasistów, a moja koleżanka ostro zaangażowała się w akcję Ratuj Maluchy, bo jak twierdzi żartobliwie - chce wygrać ze mną zakład. Ja okopałam się na pozycji, że odwołania reformy nie będzie, ona wierzy w to, że ludzie mają władzę, a ich wola będzie wysłuchana. Już dowiadujemy się jednak od Autorytetów i Oficjeli, że ten milion podpisów to ściema, bo wniosku wcale nie podpisywali rodzice, a już na pewno nie rodzice sześciolatków (przecież matki i ojcowie młodszych czy starszych dzieci nie są stroną w sporze, prawda?), tylko ludzie, którzy bez zastanowienia podpiszą wszystko, jeśli będzie to opatrzone hasłem Ratuj Maluchy (przecież naród jest ciemny, ale pełen empatii i podpisuje co popadnie, bez czytania).

Tymczasem w Wielkiej Brytanii, minister ds. równości, Maria Miller, twierdzi, że w kadrach zarządzających dużymi firmami jest za mało kobiet, dlatego będzie wręczać rodzicom broszury, które nauczą ich, jak wychowywać córki na ambitne kobiety. Poinstruuje matki i ojców, jak rozbudzić ambicje dziewczynek, by te chciały odnieść sukces zawodowy i przyczynić się do wzrostu gospodarczego.

Wspólny mianownik? Oczywiście niekompetencja rodziców. W pierwszym przypadku poucza się rodziców, że mają się nie zastanawiać, tylko zaufać Ministerstwu Edukacji Narodowej i powierzyć swojego sześciolatka szkole, nie słuchać pozornie eksperckich opinii o nieprzystosowaniu szkół lub źle napisanych programach, a w drugim matki i ojcowie dowiadują się, że nie dość, że dziewczynki są mało ambitne, to jeszcze, jeśli sami w końcu przestaną popełniać błędy, ich córki odniosą sukces zawodowy. Rodzice to po prostu najsłabsze ogniwo.

Córciu, zostań ministrą!

Sześciolatki mają iść do szkół, bo jak argumentuje minister Krystyna Szumilas, wyrówna to szanse edukacyjne dzieci z miast i wsi, Polaków i Europejczyków, w tym samym stopniu chłopców i dziewczynek. U nas nie dyskryminuje się ze względu na płeć: większe szanse na sukces zawodowy mają mieć i chłopcy, i dziewczynki. Wspólnie będą sobie mogli - rok wcześniej niż do tej pory - poszukać dobrze płatnej pracy i wspinać się po drabinie sukcesu.

A jednak, abstrahując od tego, czy akcja brytyjskiej minister jest słuszna, czy nie, może rzeczywiście wciąż podświadomie wtłaczamy małe dziewczynki w określone role społeczne? Dziewczynkom mówi się, że mogą być pielęgniarkami, nauczycielkami, czasem - wyjątkowo - lekarkami, a już na pewno powinny zostać matkami. Syn może zostać prawnikiem, naukowcem, wybitnym matematykiem, właścicielem firmy i władcą wszechświata. On będzie rządził i ratował ludzkość, ona co najwyżej opatrzy ranę i przytuli. A najciekawsze w tym wszystkim jest to, że polska szkoła wspaniale ten podział umacnia, więc czy naprawdę powinniśmy stawiać do kąta tylko rodziców?

Prof. Mariola Chomczyńska-Rubacha, kierowniczka Katedry Pedagogiki Szkolnej na Wydziale Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, badająca m.in. nierówności społeczne w edukacji i dyskryminację ze względu na płeć, przytoczyła w wywiadzie dla "Wysokich Obcasów" przykład podręczników do nauczania początkowego: "Kobiety najczęściej występują (w nich - przyp. red.) w roli mamy. Jednak w roli ojca występuje tylko co dziesiąty mężczyzna. Czyli z kim one te dzieci robią? Dla kobiet zarezerwowano tylko kilkanaście zawodów, np. pielęgniarki, nauczycielki czy bibliotekarki, dla mężczyzn ok. 140. To przenosi się później na wybory życiowe, stereotypy w dorosłym życiu". Może polska minister ds. równego traktowania mogłaby zarządzić taką broszurę jak brytyjska, ale dla pedagogów i autorów podręczników? To dopiero byłaby reforma edukacji!

Światełko w tunelu?

Z ambicjami dziewczynek w Polsce chyba nie jest jednak najgorzej, jeśli wierzyć Dorocie Soszyńskiej, współwłaścicielce firmy Oceanic, która w wywiadzie dla serwisu naTemat wystawia kobietom laurkę: "Uważam, że Polki są wyjątkowe. Lubię z nimi pracować, bardzo je cenię. Są lepiej wykształcone od mężczyzn, bardziej odpowiedzialne, obowiązkowe i bardziej wrażliwe. (...) Polki są także odważne i bardzo kreatywne. Ponad milion polskich kobiet prowadzi własną działalność, a już 37 proc. małych firm w Polsce należy do kobiet. To jeden z najlepszych wyników w całej Unii Europejskiej, gdzie średnia wynosi 25 proc.".

Widzę światełko w tunelu. Może moja córka, zamiast zostać nauczycielką w przedszkolu, do którego chodzi, zostanie kiedyś jego właścicielką? Nie chcę brytyjskiej broszury dla rodziców, ale chcę reformy edukacji: nie takiej, która skupia się na wieku rozpoczęcia nauki w szkole, rozmiarze toalet dla sześciolatków i próbach udowodnienia rodzicom, że nie mają kompetencji wychowawczych, lecz takiej, która założy opracowanie mądrych programów nauczania. Wtedy i o ambicje będzie łatwiej, i rodzice przestaną się buntować.

Jedną rzecz widać tu bardzo wyraźnie: kobiety są ambitne i mogą zdziałać wiele: głównymi postaciami polskiego sporu "Ministerstwo Edukacji kontra Rzecznik Praw Rodziców" są przecież właśnie panie - Karolina Elbanowska i minister Krystyna Szumilas. Brytyjska minister ds. kobiet mogłaby być z nich dumna. Albo z ich rodziców.

Więcej o:
Copyright © Agora SA