Materiał jest częścią projektu serwisu Edziecko.pl o skandynawskiej szkole. Chcesz zobaczyć, czym różni się od polskiej? Przeczytaj więcej na stronie: www.edziecko.pl/skandynawskaszkola
***
Seved Hallerström, dyrektor szkoły podstawowej w Bräcke: Z tego, co wiem, to w waszych prywatnych szkołach jeszcze dłużej. Bo po lekcjach dzieci mają jeszcze dodatkowe zajęcia.
Torfed Söyland, pedagog szkolny, wicedyrektor: U nas do VI klasy dzieci uczą się w blokach tematycznych. Jeden nauczyciel prowadzi matematykę, fizykę, chemię, inny historię, geografię, wiedzę o społeczeństwie. Dopiero od VII klasy rozdzielamy przedmioty.
T.S.: Sprawdza się. Nauczyciele sami decydują o tym, czego i kiedy będą uczyć na lekcjach, czy matematyki, czy fizyki, a może będą robić doświadczenia, do których potrzebna jest wiedza i z matematyki, i z fizyki.
T.S.: O to w tym chodzi. Nie szatkować, tylko prowadzić uczniów i uczennice kompleksowo. Matematyka z fizyką, historia z geografią i wiedzą o społeczeństwie. Wiedza musi się przenikać. Trzeba znać trochę historii i geografii, żeby zrozumieć, co i dlaczego dzieje się dzisiaj w społeczeństwach.
Kompleksowe uczenie prowokuje do stawiania pytań. Dzieci zdobywają zdolność łączenia wiedzy z własnym życiem i otaczającym je światem. Nie zależy nam na przekazywaniu dzieciom wiedzy wyrywkowej.
Zobacz, to jest książka od szwedzkiego rządu, którą dostają wszystkie szkoły podstawowe w kraju. Jedna dla wszystkich szkół. Tu jest zawarta cała nasza podstawa programowa.
T.S.: Kilka pierwszych rozdziałów jest o tym, że szkoła powinna być miejscem demokratycznym, sporo jest o prawach człowieka, o tym, że w szkole wszyscy jesteśmy równi, a naszą społeczność tworzymy z szacunkiem dla każdego.
T.S.: O reszcie decydujemy my, dyrektorzy szkół i nauczyciele. Do każdego przedmiotu jest po jednym rozdziale w książce.
S.H.: Nie, skąd taki pomysł? Nauczyciele najlepiej wiedzą, czego mają uczyć i w jakim tempie.
T.S.: Ufamy naszym nauczycielom. Znają swoich uczniów, wiedzą, co i kiedy wprowadzać, aby było dobrze.
S.H.: Nie umielibyśmy tak pracować. Chyba też nie chcielibyśmy. Dla nas nasz system się sprawdza. Mamy bardzo dobry eksport, doskonałych inżynierów, świetnych muzyków, nauczycieli, lekarzy, powstaje dużo prywatnych, innowacyjnych firm.
T.S.: Może to, że już od szkoły podstawowej chcemy pokazać uczniom, że to oni są odpowiedzialni za siebie i swoje decyzje, to od nich zależy, w czym chcą się rozwijać i doskonalić.
S.H.: Zdajemy sobie sprawę z różnic, które nas dzielą. Mamy w naszej szkole uczniów ze Wschodu. Mówiąc "Wschód", mam na myśli Polaków i Ukraińców. Dzieci, kiedy do nas trafiają, są rewelacyjne z matematyki i fizyki. W tych przedmiotach na poziomie podstawówki wyprzedzają nasze dzieci. Zdecydowanie. Jeśli jednak chodzi o umiejętność dyskutowania, wyciągania wniosków, rozumienia otaczającego nas świata, praw człowieka, radzenia sobie z codziennością, muszą u nas nadrabiać spore zaległości.
T.S.: Do VI klasy staramy się nie zadawać prac domowych w ogóle. Jedyny wyjątek robimy, kiedy dzieci chorują i nie ma ich w szkole. Wówczas nauczyciele przygotowują dla nich materiał z lekcji, w których nie mogły uczestniczyć. Głównie po to, aby nie czuły, że coś je ominęło, aby wiedziały, co działo się podczas ich nieobecności.
S.H.: Prac domowych nie zadajemy też dlatego, że wiemy, iż wchodzenie do domów dzieci ze szkolnymi obowiązkami generuje stres w całej rodzinie. Każdy po powrocie do domu ze szkoły czy z pracy chce mieć trochę czasu dla siebie. Kiedy dzieci wracają do domów z masą prac domowych, robi się problem, bo to oznacza, że my się nie wyrabiamy i zabieramy rodzinie czas na sport, sztukę, teatr, kino, rozrywkę, spacery, na normalne rodzinne życie.
T.S.: Dla nas to oczywiste, że szkoła nie przerzuca swoich obowiązków na domy dzieci. Dla dzieci, które potrzebują dodatkowej pracy, bo coś jeszcze raz trzeba im wytłumaczyć, trzy razy w tygodniu nauczyciele zostają w szkole godzinę dłużej. I uczą się z dziećmi.
S.H.: Żaden nauczyciel nie zmusza dzieci do tego, by zostawały w szkole dłużej i nadrabiały zaległości. Relacje nauczycieli z uczniami i uczennicami są oparte na dialogu.
Jeśli komuś nie zależy, to przymus nie sprawi, że zacznie się czymś interesować. My dajemy dzieciom wybór. Staramy się pokazać, że motywacja do nauki powinna wypływać z nich, nie z tego, że my im coś nakazujemy. My dajemy szansę i możliwości. Mogą z tego korzystać.
S.H.: Rodzice mają swoje życie i swoje sprawy. Za edukację jesteśmy odpowiedzialni my. Bardzo ważne dla nas jest to, aby mówić z rodzicami jednym głosem. My mówimy dzieciom, że szkoła to wielka szansa, otwiera bardzo dużo życiowych możliwości, jest trampoliną do dobrej przyszłości. My się staramy, pracujemy najlepiej, jak potrafimy, warto z tego korzystać. Tego samego oczekujemy od rodziców. Aby rozmawiając z dziećmi, wskazywali na te same wartości.
S.H.: To jest u nas świetne. Podstawówka trwa dziewięć lat, potem jest trzyletnie gimnazjum, studia. Wszystkie uniwersytety i inne szkoły wyższe są za darmo. Studenci płacą tylko za podręczniki. Może się zdarzyć, że ktoś nie zaliczy czegoś w gimnazjum, pójdzie do pracy. Zawsze może – już jako dorosły człowiek – wrócić do gimnazjum, douczyć się i pójść na studia. Do 46. roku życia można w Szwecji wracać do szkoły, zaliczać przedmioty, zapisywać się na studia. To nic nie kosztuje.
T.S.: Pracują z dziećmi, znają je, wiedzą i widzą, na jakim są poziomie. W naszej szkole mamy nauczycieli, którzy są z nami ponad 20 lat, są dobrze osadzeni w zawodzie. Dopasowują stopień trudności do umiejętności dzieci. Nie może być tak, że na lekcji jedne dzieci się nudzą, bo już wszystko wiedzą, a inne nic nie rozumieją i muszą się jeszcze douczyć. Często dzieci w jednej klasie uczą się z różnych książek, z różnym stopniem trudności.
T.S.: Niekoniecznie. Nie wszyscy muszą wszystkich przedmiotów uczyć się na tym samym poziomie. W starszych klasach, od VII do IX, dzieci z jednej klasy mają np. matematykę z różnymi nauczycielami. Niektórzy uczą się na bardzo wysokim poziomie, inni na mniej zaawansowanym. Zależnie od predyspozycji. Na świadectwie ukończenia szkoły podstawowej opisujemy, na jakim poziomie dziecko ukończyło poszczególne przedmioty.
S.H.: Dzieci dużo angielskiego łapią z muzyki, filmów, gier. My, Szwedzi, nie jesteśmy świetni w gramatyce, wiemy to, ale wszyscy komunikujemy się po angielsku. O to chyba chodzi? W pierwszych klasach na angielskim dzieci nie wkuwają gramatyki, uczą się pewności siebie, odwagi w mówieniu, komunikatywności.
S.H.: Nie ma takiej potrzeby. My znamy naszych nauczycieli, a oni znają nas.
T.S.: My jesteśmy liderami, wiemy, jak tworzyć szkołę. Nasza szkoła dobrze funkcjonuje, bo potrafimy to robić i nikt nam w tym nie przeszkadza. Nikt nie musi kontrolować ani nas, ani naszych nauczycieli, bo wzajemnie sobie ufamy. Nasi nauczyciele nie odchodzą od nas, razem pracujemy latami, wszyscy się tu rozumiemy. Nasi nauczyciele doskonale wiedzą, co w szkole jest najważniejsze.
S.H.: Nasi uczniowie i uczennice. I nasi nauczyciele. Szkoła to praca zespołowa. Aby była udana, ludzie muszą czuć się u nas szczęśliwi. Ja i Torfed jesteśmy w szkole po to, aby rozwiązywać problemy. Kiedy uczeń, nauczycielka, ktokolwiek z naszej szkoły ma pytanie albo wątpliwości, to my tu jesteśmy po to, aby o tym porozmawiać.
Jesteśmy liderami w szkole, to prawda, ale kiedy trzeba coś posprzątać, sprzątamy razem z woźnym. Kiedy nauczyciel jest chory, to prowadzimy za niego lekcje. Kiedy dzieci biegają po boisku, biegamy razem z nimi. Obiady zawsze jemy z dziećmi, na tej samej stołówce, przy tych samych stołach.
***
Czytaj więcej o szwedzkiej szkole:
- Szwedzcy uczniowie wiedzą, jak obsłużyć pralkę, uprać wełnę i koce. A ty nadal dzwonisz do mamy
- Pojechaliśmy do szwedzkiej podstawówki. Tutaj nie tresuje się dzieci do wyścigu szczurów
Przyglądałam się z wielką ciekawością, czasami ze zdumieniem, temu, jak tworzy się szwedzką szkołę. Mój redakcyjny kolega Damian Obstawski rejestrował szkolne życie kamerą. Z naszej wyprawy przywieźliśmy filmowy reportaż, który przybliży wam realia tamtejszej edukacji.